PAP: Na poniedziałek prezydent Andrzej Duda zwołał RBN w Białymstoku. Wcześniej również w Białymstoku zbierze się rząd; odbędzie się też organizowany przez Pana szczyt przewodniczących parlamentów Polski, Estonii, Łotwy, Litwy i Ukrainy.
Szymon Hołownia: Dobrze się składa, że będziemy mieli możliwość rozmowy o bezpieczeństwie w miejscu, w którym rozmawia się o bezpieczeństwie w domach i na ulicach. Jestem stamtąd, z Białegostoku, tam mieszkają moi bliscy i wiem, że bezpieczeństwo to temat obecny w ich rozmowach. Cieszę się, że moi koledzy i koleżanki przyjęli zaproszenie do Białegostoku. Wszystko na to wskazuje, że dzisiaj stanie się on stolicą bezpieczeństwa, zarówno w wymiarze polskim, jak i regionalnym.
PAP: RBN były zwoływane dość często, czy mają realne przełożenie na bezpieczeństwo?
Sz.H.: Mój postulat jest stale i niezmiennie taki sam. Bardzo bym chciał, żeby wreszcie przestały te Rady być radami sprawozdawczymi, a stały się radami konsultacyjnymi. W tej chwili dyskusja na RBN wygląda w ten sposób, że albo pan prezydent zdaje relacje z jakichś wydarzeń, w których brał udział, albo rozmawiamy wszyscy o czymś, co już się wydarzyło. Moim zdaniem, funkcja Rady powinna być inna. RBN powinna doradzać, jakie decyzje powinny być podjęte przed konkretnym wydarzeniem, a nie po. Tak ja rozumiem RBN. Bezpieczeństwo jest czymś, co powinno nas łączyć ponad podziałami. Tak więc: mniej sprawozdawczości, a więcej konsultacyjności. Mniej działania po fakcie, więcej przed faktem.
PAP: Jakie ma pan oczekiwania od tej rady w obliczu sytuacji, w której znajdujemy się obecnie?
Sz.H.: Pan prezydent jest gospodarzem RBN, więc oczywiście to on narzuca agendę. Natomiast uważam, że przede wszystkim dzisiaj potrzebujemy informacji o stanie bezpieczeństwa państwa. Chciałbym dyskutować o tym, jaka jest nasza średniookresowa polityka, jeśli chodzi o sytuację na granicy. Mówię tu nie tylko o polityce rządu, ale ogólnie - całej klasy politycznej.
Powinniśmy zobaczyć perspektywę na pół roku do przodu, a nie tylko na dwa czy trzy tygodnie. Presja hybrydowa na naszą granicę będzie rosła i będziemy musieli podejmować decyzję, co z tym zrobić. Rozmowa na ten temat powinna się rozpocząć tutaj.
PAP: W środę w Sejmie rozpoczną się prace nad prezydenckim projektem o działaniach organów władzy państwowej na wypadek zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Jak pan ocenia ten projekt?
Sz.H.: Jest to dobry punkt do rozpoczęcia rozmowy. Prezydent zabrał głos w ważnej i bardzo aktualnej sprawie. Mamy za sobą 35 lat pokoju, ale teraz musimy stawić czoła zupełnie innej rzeczywistości. Będzie to oznaczało różnego rodzaju nowe regulacje, które trzeba będzie wprowadzić na różnych szczeblach. Po wstępnych analizach nie mam co do tego wątpliwości, że prezydencki projekt wymaga poprawy i pewnie taki będzie też kierunek prac w parlamencie.
W mojej ocenie projekt prezydenta powinien spotkać się w komisji z rządowym projektem ustawy o ochronie ludności, aby komplementarnie pracować nad tym, co mogą organy państwa w sytuacji zagrożenia, jak procesy powinny wdrożyć. A także, co w danym momencie robi wojsko, co leży po stronie obywateli i jak wspiera ich w tym państwo. W mojej ocenie będą to dwa najważniejsze akty prawne, które opuszczą Sejm.
PAP: Nie ma szans, aby na najbliższym posiedzeniu prezydencki projekt został uchwalony?
Sz.H.: Nie. Uchwalanie ustaw na jednym powiedzeniu, zostawmy to już w przebrzmiałej historii. To są zbyt poważne sprawy, aby urządzać pościg za legislacją. Państwo funkcjonuje, a pewne rzeczy trzeba przewidzieć. W związku z tym potrzebujemy nowych regulacji. Mam nadzieję na dobrą pracę nad tym projektem w komisjach i wypracowanie konsensusu wokół rozwiązań, które zostaną przyjęte w obu ustawach. Nie mamy jeszcze ustawy, a bardzo jej potrzebujemy. Mam nadzieję, że jej projekt szybko trafi z rządu do Sejmu. Będzie jednym z filarów budowania naszego bezpieczeństwa. Nie można tworzyć prawa ad hoc, dlatego liczę, że dyskusja nad tymi projektami nie będzie odpowiedzialna. Z całą pewnością projekt prezydencki nie jest doskonały, ale jest otwarciem tematu i rozpoczęciem rozmowy, która powinna mieć miejsce w parlamencie.
PAP: Czy po wyborach do Parlamentu Europejskiego sytuacja związana z bezpieczeństwem zmieni się?
Sz.H.: Putin próbuje zdestabilizować sytuację przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w całej Europie, ale przecież on nie będzie próbował robić niczego innego, gdy idzie o nasze wybory prezydenckie, które będą w przyszłym roku. Proces wyłaniania nowego Parlamentu Europejskiego zakończy się po wyborach, ale miesiącami będzie trwał proces wyłaniania większości, przewodniczącego, instytucji europejskich, Komisji Europejskiej. Czy wówczas Putin przestanie być aktywny? Wręcz przeciwnie. Będzie używał wszystkich możliwych metod, żeby presja była większa. Musimy być na to gotowi i dlatego potrzebna jest rozmowa o bezpieczeństwie w dłuższej perspektywie.
Szczyt, który organizuję w Białymstoku, będzie przestrzenią do tego, by wymienić się informacjami z naszymi partnerami. Dobrze, że będzie tam Ukraina, nasi najbliżsi sąsiedzi, a także cała część naszego regionu, która myśli kategoriami demokracji, a nie kategoriami autorytaryzmu i dyktatury. Wschód spotka w poniedziałek w Białymstoku.
PAP: Czy spotkanie w Białystoku będzie początkiem pana kampanii prezydenckiej?
Sz.H.: Nie. Szczyt był planowany od dawna. Biorę aktywny udział w życiu międzynarodowym na szczeblu szefów parlamentów. Uważam, że parlamenty, czyli reprezentanci społeczeństw, mają dzisiaj olbrzymią rolę do odegrania.
PAP: Ucieka pan od odpowiedzi na pytanie o kampanię prezydencką.
Sz.H.: Oczywiście, kampania prezydencka stanie się w Polsce na jesieni jednym z głównych tematów. Po 10 latach prezydentury Andrzeja Dudy widzimy, jak ważną postacią w Polsce jest prezydent. Niezależnie od tego, że nie mamy ustroju prezydenckiego, to jednak mamy na tyle silny urząd prezydenta, że jeżeli osoba która go sprawuje nie chce "współpracować" z demokracją, to demokracja ma poważny problem. To pokazuje, jaka jest waga tych wyborów.
Ostatnią rzeczą, której dzisiaj potrzebujemy, jest walka wewnętrzna, wojna domowa między „pałacami”, prezydentem a rządem. Tu musi być współpraca.
PAP: Wiadomo już, kto będzie kandydatem po stronie ugrupowań koalicji 15 października?
Sz.: Dyskusja o tym, kto będzie ostatecznie brał udział w tej kampanii, ruszy na jesieni. W wakacje wszyscy wyczerpani "trójpakiem wyborczym" wycofają się na chwilę, żeby przemyśleć swoje pozycje, zastanowić się, policzyć straty i porachować zyski. Wybory kandydata będą najprawdopodobniej w maju przyszłego roku. Już raz przechodziłem tę drogę, wiem, jaka jest jej dynamika. Nie podjąłem jeszcze decyzji, czy wystartuję. Mówię to zupełnie serio. Sytuacja jest tak dynamiczna, że decyzję trzeba będzie podjąć, gdy będzie więcej danych. A to będzie jesienią tego roku. Nie wcześniej.
PAP: Chciałby pan kandydować?
Sz.: Decyzja jest jeszcze przede mną. Nie mam obsesji na punkcie swojego kandydowania. Wiem, że tak się zaczęła moja droga do polityki. Natomiast dzisiaj - na tym trudnym zakręcie, na którym znalazła się Polska, Europa i świat - jest tak wiele obszarów odpowiedzialności za państwo, że pracy na pewno nie zabraknie.
PAP: Co w takim razie z rotacyjnością funkcji marszałka Sejmu?
Sz.H.: Mogę odpowiedzieć tylko, że podpisaliśmy pewne zobowiązanie. I to zobowiązania obowiązuje. Jeżeli okaże się, że zmieniła się sytuacja na scenie politycznej, to może trzeba będzie to zobowiązanie renegocjować. Natomiast na razie nie widzę ani potrzeby, ani przestrzeni do takiej renegocjacji. Na pewno znowu czeka nas gorąca, polityczna jesień.
Rozmawiała Daria Kania (PAP)
kh/