PAP: Timeless Film Festival Warsaw to wydarzenie, które prezentuje klasykę filmową i poddaje ją pod dyskusję. Program, który stworzyliście razem z dyrektorką artystyczną Patrycją Muchą, jest autorskim spojrzeniem na filmowy kanon. Znaleźliście miejsce nie tylko dla powszechnie podziwianych dzieł, ale też tych zapomnianych, spoza świecznika. Na ile był to wasz osobisty wybór, a na ile przyjęliście zobiektywizowane kryteria?
Sebastian Smoliński: Rzeczywiście stworzyliśmy dość autorski program. Wyraźny jest w nim wpływ gustu Romana Gutka, który między innymi odkrył perełki irańskie, węgierskie, chciał uczcić Wima Wendersa i był kuratorem koncertów filmowych. Z drugiej strony ja i Patrycja jako dyrektorzy artystyczni też chcieliśmy pokazać filmy, które są nam najbliższe. Staraliśmy się nie myśleć za dużo o tzw. obiektywnych powodach. Od wielu lat pasjonujemy się historią kina i wydawało nam się, że możemy połączyć wiedzę o tym, co nie było pokazywane w Polsce, co warto przypomnieć i przybliżyć – choćby dzieła Michaela Powella i Emerica Pressburgera – z naszymi zainteresowaniami. Przykład stanowią sekcja musicalowa Patrycji i sekcja kina japońskiego, którą programowałem. Zależało nam, żeby połączyć naszą wiedzę kuratorską z miłością do kina, zasygnalizować: to ważne dla nas filmy, może odkryjecie je razem z nami. Ale oczywiście, program festiwalu jest pracą zbiorową. Bardzo pomógł nam koordynator programowy Tomasz Żygo. Jakub Demiańczuk zaprogramował krótkie zestawy dokumentów, a Jerzy Armata – krótkie animacje.
PAP: Pomysłodawcą wydarzenia jest Roman Gutek, twórca m.in. Warszawskiego Festiwalu Filmowego i festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Imprezy, które organizuje, to dla kinomanów gwarancja jakości. Z drugiej strony w Warszawie odbywa się już kilka festiwali filmowych. Od początku byliście przekonani, że przedsięwzięcie poświęcone głównie klasyce wychodzi naprzeciw oczekiwaniom widzów?
S.S.: Półtora roku temu zadzwonił do nas pan Roman. Powiedział, że ma taki pomysł i szuka współpracowników, którzy pomogliby mu go rozwinąć. Nigdy nie było w tym pewności, może za wyjątkiem jednej kwestii – miejsca. Nie rozmawialiśmy o tym wprost, ale uważaliśmy, że takie wydarzenie miałoby sens właśnie w Warszawie. Nie dlatego, że są tu inne festiwale, ale dlatego, że w tym mieście żyje 2,5 mln osób lub więcej. W takiej grupie prawdopodobnie znajdą się chętni, aby w kwietniu – a nie w wakacje – popołudniami oglądać filmy. Warszawski aspekt, który pojawia się już w nazwie festiwalu, od początku był dla nas ważny. Poza tym niczego nie byliśmy pewni. Kierowaliśmy się obserwacjami. Wiadomo, że Roman Gutek jest wizjonerem, który bacznie śledzi festiwale kina klasycznego za granicą i wie, jak sprzedaje się klasyka filmowa. Również to, jak szybko rozeszły się bilety na seanse prowadzone przez autora podcastu SpoilerMaster Michała Oleszczyka w Muranowie, wskazywało, że w 2024 r. istnieje potrzeba oglądania klasyki na wielkim ekranie.
PAP: Ważnym punktem pierwszej odsłony Timeless Film Festival Warsaw będzie retrospektywa filmów brytyjskiego duetu Michael Powell i Emeric Pressburger. W Polsce ich twórczość nie jest powszechnie znana, za granicą ostatnio przeżywa renesans. Spora w tym zasługa wdowy po Powellu Thelmy Schoonmaker oraz przyjaciela Michaela Martina Scorsese, którzy zajmują się odrestaurowywaniem i popularyzacją ich obrazów. Czym wyróżnia się kino tego duetu?
S.S.: Dodam, że retrospektywie, złożonej z 10 filmów, będzie towarzyszyć wystawa fotografii Freda Danielsa, fotosisty Powella i Pressburgera, w Kinie Iluzjon. Obejrzałem wszystkie ich wspólne prace – łącznie ponad 20 tytułów – i byłem zaskoczony, że jednak te, o których mówi się najczęściej, są najlepsze. Nie miałem wielu rozterek, układając program. Odrzuciłem część świetnych filmów wojennych, ponieważ zaplanowaliśmy też retrospektywę Stanisława Różewicza, twórcy związanego z kinem wojennym. Nie chcieliśmy, by dwa główne przeglądy ogniskowały się wokół tego samego gatunku. Choć i takie dzieła Powella i Pressburgera się u nas pojawią, bo przecież "Życie i śmierć pułkownika Blimpa", "Sprawa życia i śmierci", "Opowieść kanterberyjska" dzieją się w kontekście II wojny światowej. Swoją drogą, to niesamowite, że ich filmy – pełne pomysłów, wyobraźni, wizji, często też koloru – powstawały w czasie wojny.
Siedem pozostałych tytułów, które pozyskaliśmy, pokazuje rozpiętość ich zainteresowań tematycznych. Pierwszym chronologicznie tytułem jest stworzony przez samego Powella "Na krańcu świata" z 1937 r. To przywodząca na myśl dokumenty Roberta J. Flaherty’ego filmowa wyprawa na szkocką wyspę, która traci mieszkańców wskutek trudnych warunków naturalnych. Natomiast ostatni chronologicznie jest "Podglądacz" Powella z 1960 r. o seryjnym mordercy kobiet. Pośrodku mamy tytuły kultowe, które zmieniły kształt historii kina – takie jak "Czerwone trzewiki" oraz "Życie i śmierć pułkownika Blimpa". Kiedy myślę o klasyce, o czymś, co jest bardzo stare, a zarazem wciąż może zachwycać, od razu przychodzą mi na myśl filmy Powella i Pressburgera.
PAP: Na początku rozmowy wymieniłeś sekcję szczególnie bliską twemu sercu - Japonia 1954: Rok cudów, w której znalazły się m.in. filmy "Siedmiu samurajów" Akiry Kurosawy i "Zarządca Sansho" Kenjiego Mizoguchiego. Pozyskanie ich okazało się dużym wyzwaniem?
S.S.: Tak. Natomiast przegląd klasyki japońskiej był moim wielkim marzeniem. Niektóre japońskie filmy pojawiają się w Iluzjonie. Pamiętajmy jednak, że to miejsce należy do sieci światowych filmotek, a w takim wypadku kwestia praw wygląda inaczej. Oni mają własne nośniki. My – jako festiwal robiony za prywatne pieniądze – musimy mieć do wszystkiego licencję i nośnik. W Japonii istniał silny system studyjny, trochę tak jak w Hollywood. Mówimy o sekcji Japonia 1954, kiedy w jednym roku powstało wiele fantastycznych filmów. One do dzisiaj są przyporządkowane do studiów - Shochiku, które zrobiło "Dwadzieścia cztery źrenice" Keisuke Kinoshity, czy Toho, które odpowiada za "Godzillę" Ishiro Hondy i "Siedmiu samurajów" Kurosawy. Japończycy bardzo cenią swoje dziedzictwo. Jako mały festiwal nie do końca byliśmy partnerem dla korporacji takiej jak Toho, której jeden z ostatnich filmów "Godzilla Minus One" otrzymał Oscara za efekty specjalne. Z kolei podczas Berlinale odbyła się premiera rekonstrukcji oryginalnej "Godzilli". Tę wersję udało nam się jednak pozyskać.
PAP: Zatrzymajmy się na chwilę przy sekcji Musicale przez dekady. To domena Patrycji, która jest współtwórczynią podcastu "Wtem, piosenka", poświęconego filmowym musicalom. Jakich tytułów możemy spodziewać się w tej części?
S.S.: Musicale przez dekady są chyba najbardziej rozpiętą czasowo sekcją. Zaczynamy w latach 30. Wcześniej nie można, bo musical jest owocem przełomu dźwiękowego w kinie lat 20. i 30. Udało nam się pozyskać być może najwspanialszy film z Fredem Astaire’em i Ginger Rogers – "Panowie w cylindrach" Marka Sandricha. Następnie wędrujemy do lat 50. i 60., kiedy powstały uwielbiane przez polskich widzów "Parasolki z Cherbourga" Jacquesa Demy’ego oraz "My Fair Lady" George’a Cukora z Audrey Hepburn w roli głównej. To będzie wyjątkowa okazja, żeby zobaczyć ten film w kinie, po pięknej rekonstrukcji. Postać Hepburn zainspirowała plakat naszego festiwalu autorstwa Aleksandra Walijewskiego. Później podążamy w stronę lat 70., "Skrzypka na dachu" Normana Jewisona i lat 80., kiedy powstał fantastyczny film "Prawdziwe historie" Davida Byrne’a, lidera Talking Heads. Oprócz pokazów klasyki w sekcji musicalowej zaplanowaliśmy polską premierę obrazu studia A24 "Dicks: The Musical" Larry’ego Charlesa, który można było oglądać jesienią w Stanach Zjednoczonych. To szalony film, który będzie wyświetlany u nas podczas pokazów o północy. Chcemy pokazać, że musical jest wiecznie żywy, choć niekiedy traktowany po macoszemu.
PAP: Nie zabraknie pokazów z muzyką na żywo. Festiwal rozpocznie premierowe wykonanie symfonii Stefana Wesołowskiego do "Męczeństwa Joanny d’Arc" Carla Theodora Dreyera w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Skąd pomysł na współpracę z muzykami?
S.S.: To oczko w głowie Romana Gutka, kuratora sekcji Koncerty filmowe. Zaplanowaliśmy dwa koncerty, kilka pokazów filmów niemych z muzyką na żywo oraz współczesny film niemy "GIFT" Ryusuke Hamaguchiego, którego "Zła nie ma" zaprezentujemy podczas pokazu specjalnego. Romanowi Gutkowi marzyło się twórcze, dopracowane połączenie kina i muzyki. Co istotne, prawie wszystkie obrazy z tego cyklu zostały zaproponowane przez twórców. Zespół Małe Instrumenty chciał zagrać do "Fausta" Friedricha Wilhelma Murnau, a szwedzka organistka i kompozytorka Ellen Arkbro – do "Furmana śmierci" Victora Sjostroma. Warto podkreślić, że nie będą to improwizacje do filmów niemych, występy przygotowane tydzień wcześniej lub spontaniczne, ale dopracowywane od miesięcy kompozycje, na czele z wielką symfonią Stefana Wesołowskiego na chór i orkiestrę do "Męczeństwa Joanny d’Arc". To będzie niezwykłe wydarzenie.
PAP: Organizujecie też premierę polskiego tłumaczenia książki "Cinema Speculation" Quentina Tarantino, która będzie towarzyszyć pokazowi specjalnemu "Pulp Fiction".
S.S.: Bardzo cieszę się, że Timeless Film Festival Warsaw będzie mógł dołożyć cegiełkę do pojawienia się tej książki. Zabiegałem o to od miesięcy. Książkę Tarantino przeczytałem w oryginale na początku ubiegłego roku. To napisana językiem charakterystycznym dla Tarantino opowieść o kinie, na którym się wychował – kinie eksploatacji, ale też szorstkim kinie lat 70. spod znaku "Taksówkarza". Bardzo mi się spodobała i pomyślałem, że jeśli tylko pojawi się polska wersja, jej premiera powinna odbyć się na naszym festiwalu. Udało się to zrobić dzięki uprzejmości fantastycznych osób z wydawnictwa Marginesy.
Książka, której polski tytuł to "Spekulacje o kinie", pojawi się w sprzedaży 10 kwietnia. Natomiast dzień później w kinie Muranów organizujemy poświęcone jej spotkanie. Naszymi gośćmi będą wspaniały tłumacz Jan Dzierzgowski oraz Rafał Zawierucha, nasz człowiek od Tarantino. Oczywiście, celebrujemy też 30-lecie "Pulp Fiction". Z kolei późnym wieczorem 11 kwietnia zapraszamy na pokaz "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" Tobe'a Hoopera. To trochę powiązane, ponieważ w książce "Spekulacje o kinie" Tarantino pisze, że "Teksańska masakra..." jest jednym z bardzo niewielu perfekcyjnych filmów w historii kina. Wzięliśmy od niego to zdanie i umieściliśmy obraz w programie festiwalu.
PAP: Kto jeszcze spotka się z publicznością?
S.S.: Wiadomo, że festiwal klasyki rządzi się swoimi prawami. Starsi twórcy, których dzieła pokazujemy, od dawna nie żyją. Natomiast podczas Timeless Film Festivalu Warsaw chcemy celebrować również fantastyczne polskie filmy – te kultowe i mniej znane. Odwiedzi nas duża grupa rodzimych twórców, wśród nich Marek Koterski. Przypomnimy publiczności jego fantastyczny debiut "Dom wariatów", od premiery którego mija 40 lat. Z widzami porozmawia również Hanna Mikuć z "Kobiety w kapeluszu" Stanisława Różewicza. Będą z nami odtwórca tytułowej roli w "Wojaczku" Krzysztof Siwczyk, Dorota Stalińska z "Krzyku", Jan Frycz z "Pożegnania jesieni", Maja Komorowska z "Za ścianą" oraz reżyserzy Mariusz Treliński, Magdalena Łazarkiewicz, Marek Piwowski i Janusz Zaorski, który od początku wspiera nasz festiwal. Bardzo zależało nam, żeby rozmawiać także o polskim kinie.
PAP: Wspomniałeś o zrealizowanych marzeniach. A czy są takie, które szczególnie chciałbyś spełnić przy kolejnych odsłonach festiwalu?
S.S.: Nie wiemy jeszcze, czy będą kolejne edycje. Mam nadzieję, że tak. Wszystko zależy od tego, czy publiczność dopisze, jak ułożą się sprawy. Nie chcę zdradzać zbyt dużo, ale chciałbym zorganizować przegląd filmów Yasujiro Ozu, a więc znowu kino japońskie. W ubiegłym roku minęło 120 lat od urodzin Ozu i filmoteki na całym świecie celebrowały tę rocznicę. Chciałbym pokazać 10-15 jego filmów, ponieważ jest to twórczość niesamowicie zróżnicowana – od kina niemego po produkcje z lat 60., od czarno-białych, stareńkich filmów, komedii o studentach, o dzieciach, po niesamowite, dojrzałe, bardzo głębokie dzieła. To klasyk, wielki reżyser, tymczasem w Polsce znamy go głównie z "Tokijskiej opowieści" i może dwóch, trzech innych tytułów. Niełatwo będzie zrealizować taki przegląd, ponieważ koszty klasyki, wbrew pozorom, są duże. Natomiast jest to jedno z moich marzeń.
Rozmawiała Daria Porycka (PAP)
Pierwsza edycja Timeless Film Festival Warsaw odbędzie się w dniach 8-15 kwietnia.
jc/