"W naszej (Caritas Polska) praktyce przez bezdomność rozumiemy nie tylko brak dachu nad głową, to jest skutek bezdomności. Natomiast sama bezdomność jest pewnym wykorzenieniem, zagubieniem w rzeczywistości osoby, która nagle straciła grunt pod nogami w wyniku różnych okoliczności - zawinionych lub niezawinionych. Nie nam to oceniać - powiedział PAP Janusz Sukiennik. Dodał, że bezdomność to "wielkie upokorzenie, samotność, wyobcowanie, brak relacji, tkwienie w swoim nieszczęściu i w ciemności".
Wśród najczęstszych jej przyczyn wskazał: rozpad rodziny, utratę zdrowia, eksmisję. "Człowiekowi wystarczy wielkie zadłużenie komornicze, żeby powiedział, że się poddaje" - dodał. Podkreślił, że "bezdomność gdzieś wcześniej się zaczyna i to zanim człowiek znajdzie się na ulicy, w szałasie czy w schronisku".
"Żeby prawdziwie pomóc osobie bezdomnej, musimy zobaczyć, co w jej życiu doprowadziło do utraty gruntu pod nogami" - powiedział. Wyjaśnił, że w większości przypadków, są to dawne sprawy, sięgające do wczesnej młodości czy nawet dzieciństwa. "W Caritas nie wnikamy w stopień zawinienia tej osoby, tylko patrzymy, gdzie zacząć proces pomocy - bo to jest proces. Procesem jest zarówno wchodzenie w bezdomność, jak i wychodzenie z niej" - podkreślił. Dlatego - dodał - pomoc doraźna, która pozwala przeżyć, musi mieć dalszy ciąg.
Wskazał, że taką pomoc od 2013 r. Caritas Polska realizuje poprzez program "Damy Radę!" adresowany do mężczyzn w wieku 25-35 lat, kończącym zamknięte terapie, ośrodki penitencjarne i inne placówki. "Program oparty jest na doświadczeniu wspólnoty terapeutycznej, ale akcentuje sięgnięcie do zasobów własnych każdego człowieka: nierozpoznanych, ukrytych, albo porzuconych" - powiedział.
"Jeden z uczestników programu żył za granicą, zanurzony w narkotykach, alkoholu. Przyjechał do nas kompletnie rozbity, nie miał żadnego pomysłu na życie. To było trzy lata temu. Zaczął pracować - pomogliśmy mu trochę w tym kierunku, zaczął robić proste rzeczy, okazało się, że ma do tego smykałkę. Obecnie kończy zaocznie politechnikę, wydział mechaniczny. To dla mnie cud" - podkreślił Sukiennik. Inny, jak dodał, przyjechał po czterech latach w Londynie w stanie kompletnego rozbicia życiowego. "Nawet nie było wiadomo, jak mu pomóc. Skierowaliśmy go na roczną terapię do MONAR-u. W tej chwili ma średnią 4,6 na studiach. Już zaliczył dwa lata" - powiedział.
"w bezdomność wchodzi się etapami, więc i etapami trzeba wychodzić"
"Staramy się dopomagać finansowo i w każdy inny sposób tym, którzy pragną podnosić poprzeczkę swoich aspiracji życiowych" - dodał.
"Proszę sobie wyobrazić, jak ogromne zasoby drzemią w ludziach, uznanych przez społeczeństwo za bezdomnych, którym należy się tylko zupa, coś, żeby przeżyli" - zauważył. "Młodym ludziom, którzy przychodzą do "Damy Radę" mówimy: masz godność, masz wartość, nie zapominaj o tym, nikt ci tego nie może odebrać, jesteś tu po to, żeby się w tym utwierdzić".
"Pewien długoletni bezdomny, zresztą, jeden z pierwszych uczestników "Damy Radę", który dwa lata mieszkał na peronie Dworca Centralnego, powiedział mi, że w bezdomność wchodzi się etapami, więc i etapami trzeba wychodzić. To mnie zainspirowało" - wskazał Sukiennik. "Kiedy sadzimy drzewo, nie przynosi od razu owoców. Trzeba je podlewać, przycinać, czekać. A w przypadku człowieka okazuje się, że te siły życia są ogromne, nieprzebrane, ale przez lęki, niskie poczucie wartości, zalanie tego alkoholem, to zostaje wyłączone i pojawia się ciemność".
"Oczekujemy tylko decyzji (...) Musimy zobaczyć determinację, głód życia. Na determinacji zbudowały się wspaniałe życiorysy, które pięknie się rozwijają do tej pory" - powiedział rozmówca PAP. "Ale wiemy, że wielu młodych, wartościowych, cennych ludzi, może nie dać sobie rady. Tylko dlatego, że nie chce, nie może przyjąć pomocy, straciło nadzieję lub nie ma dostępu do organizacji pomocowych, bo o własnych siłach tego niestety nie da się rozwiązać" - zaznaczył.
Osoby bez takiej determinacji - dodał - należy otoczyć opieką, np. w schroniskach czy poprzez inne formy pomocy doraźnej jak np. wsparcie materialne, czy pomoc medyczną realizowaną przez całoroczny Uliczny Patrol Medyczny we współpracy ze strażnikami miejskimi i Stowarzyszeniem "Jesteśmy Nadzieją".
Zapytany, czy schroniska są dobrą formą pomocy długofalowej, ocenił, że nie. "Schroniska, zwłaszcza z usługami opiekuńczymi, są absolutnie niezbędne. Bo są osoby, które już nie będą sobie mogły samodzielnie poradzić. Dlatego, schroniska, jako wariant wychodzenia z bezdomności, w czasie nieprzekraczającym kilku miesięcy, jak najbardziej powinny być" - zaznaczył. Natomiast - wskazał - to, co widać w schroniskach, to zanurzenie się w pasywność, brak nadziei, nieaktywność życiową. "Widzimy, że człowiek, który zbyt długo przebywa w miejscu, które nie wymaga od niego wiele, po prostu się zapada. Owszem, można się wykąpać, zadbać o siebie, ale nie ma sił stymulujących".
Zapytany, co jest tą siłą, odpowiedział, że po pierwsze, jest to nadzieja. "Pracujemy na nadziei. Żeby cokolwiek ruszyć w człowieku, musi być akt woli. Ta nadzieja przechodzi później w wiarę, tzn. myślenie: "dam radę, mam ludzi, którzy mi pomogą"".
"bezdomność to straszliwe opuszczenie"
"Mamy możliwości pomocy w zatrudnieniu, opłacamy prawo jazdy, zachęcamy do podnoszenia kwalifikacji. Chodzi o to, żeby uczestnik miał poczucie stałego rozwoju, nawet niewielkiego" - powiedział.
Dopytywany, czy osobom starszym trudniej jest wyjść z kryzysu bezdomności, odpowiedział, że "zdecydowanie tak". "Nie ma już tego napędu na rozwój, na zdobywanie szczytów". Poza tym - dodał - w przypadku osób starszych, mamy do czynienia z różnymi schorzeniami, zgorzknieniem. "To wymaga bardzo delikatnej i troskliwej opieki, ale także towarzyszenia. Jednak, pomimo wieku, jest wiele osób, które zwiększają swoje kompetencje, odzyskują równowagę i życie".
Taką chęć działania Janusz Sukiennik widział także w osobach żyjących w pustostanach, w których trudno przetrwać jesienią i zimą. "Tam jest dużo energii, ludzie pracują w jakikolwiek sposób, np. zbierają puszki, działają".
"Często słyszymy, że bezdomność to wybór, a bezdomny powinien wziąć się za robotę" - zauważył Sukiennik. Jednak w jego ocenie, prawdziwego wyboru może dokonać "tylko wolny człowiek, a bezdomny nim nie jest".
"Używałbym raczej słowa "decyzja"" - powiedział. Wyjaśnił, że "człowiek, który znalazł się w kryzysie bezdomności, musiał taką decyzję podjąć, ale rzadko robi to, bo tak mu się podoba". Zaznaczył, że jeśli ktoś wycofuje się ze społeczeństwa pod presją okoliczności, np. długów, komplikacji życiowych, to "jeśli jest to ucieczka, to tej wolności już nie ma".
"Bezdomność to decyzja. Dyskusyjna, jak wiele ludzkich decyzji, i musimy ją uszanować. Jeśli ktoś mówi nam: nie chcę, żebyście przyjeżdżali i przywozili mi zupę, to tego nie robimy, ale oczywiście go nie zostawiamy, bo przecież może się okazać, że ta decyzja wynikała z chwilowej rozpaczy, niezrozumienia, albo depresji" - powiedział.
Bezdomność to także - jak zauważył - straszliwe opuszczenie. "Żeby pomóc osobie bezdomnej, komukolwiek, trzeba zrozumieć jego sytuację, a żeby ją zrozumieć, trzeba się do niego zbliżyć. Do tego potrzebne jest głębokie zaangażowanie, bo wtedy jesteśmy w stanie rozpoznać prawdziwą istotę tego nieszczęścia, które go spotkało. Dopóki nie zaoferujemy mu swojego czasu i swojej empatii, zainteresowania, to skończy się na powierzchownej akcji, która przynosi jakieś owoce, ale nie ma mowy o wychodzeniu z bezdomności".
Rozmówca PAP zauważył, że dla osób w kryzysie bezdomności trudna jest zwłaszcza zima: ciemna, zimna, mokra; ale oprócz tego, jak dodał, z człowieka, który tkwi w takim zakamarku, wychodzą wszystkie wspomnienia, zdarzenia. "Dlatego, kiedy pojawia się ktoś z ciepłą zupą, z ciepłym słowem, to już sama obecność drugiej osoby ma działanie lecznicze" - zaznaczył.
"Apeluję, żebyśmy mieli oczy szeroko otwarte na te wszystkie osoby w przestrzeni publicznej" - powiedział. "Ewangelia mówi: "biednych zawsze mieć będziecie". Oni są jakąś weryfikacją naszego człowieczeństwa" - dodał.
Autorka: Paulina Kurek
nl/