„To mnie całkowicie rozwaliło” – przyznał gwiazdor.
„Sukcesja” zadebiutowała na szklanym ekranie w 2018 roku. Serialowy hit HBO opowiada o losach członków rodziny Royów, potentatów branży medialnej, którzy walczą ze sobą o władzę i wpływy. Produkcja została doceniona zarówno przez widzów, jak i krytyków – dość wspomnieć, że na przestrzeni ostatnich siedmiu lat zdobyła ona 9 Złotych Globów i aż 19 nagród Emmy. W opiniotwórczym serwisie „Rotten Tomatoes” tytuł uzyskał 95 proc. pozytywnych ocen ekspertów.
Dla odtwórców głównych ról występ w serialu okazał się trampoliną do sukcesu. Kreację szczególnie zachwalaną przez recenzentów stworzył Jeremy Strong. Aktor wcielił się w Kendalla Roya, syna patriarchy rodu, który pragnie za wszelką cenę udowodnić ojcu swoją wartość i objąć stery w firmie po jego planowanym przejściu na emeryturę. Za tę rolę gwiazdor otrzymał m.in. Złoty Glob, Satelitę, nagrodę Critics’ Choice Television oraz statuetkę Emmy.
Rozmawiając z „The Sunday Times” 45-letni aktor opowiedział o negatywnym wpływie, jaki występ w serialu wywarł na jego życie. Strong znany jest z drobiazgowych przygotowań do każdej roli. W wywiadach wielokrotnie zdradzał on, że jest zwolennikiem tzw. aktorstwa metodycznego – podczas pracy na planie całkowicie przeistacza się w portretowaną przez siebie postać, nie tylko upodabniając się do bohatera i przejmując jego nawyki, ale też dźwigając ciężar jego doświadczeń i problemów, z którymi ten się zmaga.
iwo/ mdn/ grg/