"Mayall! Ten od bluesa" - wykrzykuje z przejęciem bohaterka filmu "Wielka majówka" Krzysztofa Rogulskiego z 1981 r., na widok angielskiego wokalisty i gitarzysty, wchodzącego do hotelu Victoria w Warszawie. John Mayall stał się niemal bluesowym ambasadorem, jednym z naczelnych propagatorów, autorytetem, wyrocznią, a także kimś, kogo wstawiennictwo mogło wydatnie pomóc w karierze.
"Przede wszystkim chciałem mu podziękować za uratowanie mnie od beznadziei, pustki" - podkreślił w filmowym pożegnaniu muzyka zamieszczonym w mediach społecznościowych Eric Clapton. "Gdy byłem młodym człowiekiem, 18 czy 19-latkiem i podjąłem decyzję o porzuceniu muzyki, odszukał mnie i zaprosił do siebie do domu i do swojego zespołu. Zostałem z nim i nauczyłem się właściwie wszystkiego, co wiem, jeśli chodzi o technikę i pasję do muzyki. Zdobywałem edukację w jego domu, studiując jego kolekcję płyt bluesmanów z Chicago i przez kilka lat grałem w jego grupie. Nauczył mnie, że mogę po prostu grać to, co chcę grać. Że to w porządku, że nie muszę zabiegać o niczyją atencję, grać dla czyjejś przyjemności. Że mam słuchać przede wszystkim siebie samego. Był moim mentorem. Dał mi siłę, odwagę i entuzjazm, by wyrażać siebie poprzez muzykę" - zaznaczył.
Urodzony w Macclesfield Joahn Mayall przeprowadził się do Londynu dopiero jako 30-latek, by spróbować spełnić marzenie o życiu zawodowego muzyka. W 1964 r. stanął na czele pierwszego z wcieleń swej grupy The Bluesbreakers, która z biegiem lat stała się symboliczną "trampoliną" do sławy dla utalentowanych gitarzystów, jak Peter Green, Eric Clapton (Cream, Blind Faith), Mick Taylor (The Rolling Stones) czy Harvey Mandel (Canned Heat).
Byli zakochani w amerykańskim bluesie, nagraniach Muddy'ego Watersa, Freddiego Kinga, Elmore'a Jamesa, Skipa Jamesa i Johna Lee Hookera. Angielskie zespoły rhythm and bluesowe, jak The Animals, The Yardbirds, The Rolling Stones nagrywały piosenki czarnych bluesmanów, którzy w swojej ojczyźnie nie tylko nie cieszyli się szacunkiem, ale z trudem wiązali koniec z końcem. "Blues pasował do zmieniających się czasów" - wspominał Mayall w 2014 r. w rozmowie z angielskim "Guardianem". - "Do muzyki, sztuki, mody, poglądów politycznych. W latach 50. słuchaliśmy tradycyjnego jazzu i nasze zainteresowanie bluesem wyrosło z tego podłoża. Stało się to tu, a nie w Stanach, ponieważ tam panowała segregacja rasowa. W Wielkiej Brytanii i Europie bluesa słuchali ludzie, którzy nie słuchali go w Ameryce". W 1965 r. ukazał się pierwszy album grupy John Mayall and the Bluesbreakers pod tytułem "John Mayall Plays John Mayall".
Nagrana z udziałem Erica Claptona płyta dziś cieszy się statusem kultowej. Gdy gitarzysta opuścił zespół Mayalla, by wraz z Jackiem Bruce'em i Gingerem Bakerem założyć Cream, jego miejsce w Bluesbreakersach zajął Peter Green. Mike Vernon z wytwórni Decca wspominał, jak Mayall uspokajał go po odejściu Claptona: "Spokojnie, mam kogoś nawet lepszego. Może jeszcze nie teraz, ale jeśli dasz mu czas, za kilka lat będzie najlepszy".
W 1967 r. Green zadebiutował na albumie "Hard Road". Jednak rok później ogłosił, że odchodzi, by stanąć na czele własnej grupy, której pierwsza nazwa brzmiała "Peter Green's Fleetwood Mac". Mick Fleetowod, perkusista Fleetwood Mac, także zdobywał muzyczne doświadczenie w zespole Mayalla. "Miałem pomysły i szukałem odpowiednich ludzi, którzy pomogliby mi je zrealizować" - tłumaczył lider Bluesbreakers. "Wybierałem tych, którzy sprawiali wrażenie właściwych i, jak się okazało, udało mi się znaleźć wielu niezwykle ciekawych ludzi".
Po odejściu Greena, znalazł kolejnego zdolnego młodego gitarzystę. Mick Taylor był jeszcze nastolatkiem, gdy dołączył do Mayalla - wkrótce zajął miejsce Briana Jonesa w The Rolling Stones i z nimi nagrał takie albumy, jak "Sticky Fingers" czy "Exile On Main St.". Po odejściu Taylora, Mayall rozwiązał Bluesbreakers, kolejne albumy nagrywał w mniej tradycyjnych dla bluesa składach - na "The Turning Point" bez perkusisty, za to z udziałem fletu i saksofonu, eksperymentując z jazzem i funkiem.
Do nazwy swego słynnego zespołu powrócił po 12 latach, gdy w 1982 r. ukazał się album "Return of the Bluesbreakers". Ostatecznie zakończył działalność zespołu dopiero w 2008 r. po ponad 50 nagranych płytach. W 2009 r. skompletował nowy zespół i ruszył w trasę koncertową. "Zawsze chodziło i nadal chodzi o bezpośredniość, szczerość, z jaką blues wyraża nasze życiowe doświadczenia" - tłumaczył Mayall "Guardianowi". "To coś, co czasem do nas przemawia, do naszych wspólnych przeżyć. Mówiąc jednak zupełnie szczerze, nie wydaje mi się, by ktokolwiek naprawdę wiedział, na czym polega tajemnica tej muzyki. Jeśli chodzi o mnie, po prostu nie mogę przestać jej grać". (PAP)
Piotr Jagielski
ep/