Koniec ME dla polskich piłkarzy ręcznych. Sławomir Szmal: musimy zejść w dół ze szkoleniem młodzieży

2024-01-17 15:36 aktualizacja: 2024-01-17, 16:42
Wiceprezes ZPRP do spraw szkolenia sportowego Sławomir Szmal podczas meczu Polaków na ME w Niemczech, fot. PAP/Marcin Bielecki
Wiceprezes ZPRP do spraw szkolenia sportowego Sławomir Szmal podczas meczu Polaków na ME w Niemczech, fot. PAP/Marcin Bielecki
Reprezentacja Polski nie zdołała awansować do drugiej rundy mistrzostw Europy, które odbywają się w Niemczech. "Musimy zejść w dół ze szkoleniem młodzieży i trenerów" - powiedział PAP wiceprezes ds. szkoleniowych Związku Piłki Ręcznej w Polsce Sławomir Szmal.

Polska Agencja Prasowa: Reprezentacja nie wykonała postawionego zadania jakim był awans do drugiej rundy Euro 2024. Co wynika ze wstępnej analizy, co zawiodło?

Sławomir Szmal: Na pewno nie byliśmy faworytem, aby wyjść z tej grupy. Wszystko wskazywało na to, że to Norwegowie i Słoweńcy byli przed mistrzostwami Europy typowani do tej roli. I faktycznie tak się stało. To przede wszystkim doświadczone zespoły i to było widać w naszych meczach.

W dwóch pierwszych spotkaniach negatywnie oceniam wynik i jakość gry. Po naszej stronie była zbyt duża liczba błędów, w tym też te, które nie powinny się zdarzać. W każdym z tych meczów popełniliśmy ok. dwunastu błędów. To zdecydowanie za dużo, gdy chce się grać na wysokim poziomie. Różnica bramkowa pomiędzy nami a rywalami była także za duża.

PAP: Po turnieju towarzyskim w Hiszpanii wiele przesłanek wskazywało, że drużyna zmierza w dobrym kierunku. Tymczasem w meczach z Norwegią i Słowenią tylko przez pierwsze 15-20 minut polska reprezentacja prowadziła lub grała wyrównane zawody.

S.Sz.: Te dwa pierwsze występy w Berlinie miały bliźniaczy przebieg. Początek spotkań układał się dla nas całkiem dobrze, a potem straciliśmy koncentrację i dyscyplinę gry. Bardziej doświadczone zespoły pokazały nam gdzie nasze miejsce. Przeciw Norwegii, a także Słowenii brakowało nam elementu gry, który by bardzo dobrze zaczął funkcjonować. Tak można ocenić atak, obronę, jak i postawę bramkarzy.

Oczywiście drużyna z Wysp Owczych nie jest doświadczona. Jednocześnie zaprezentowała bardzo odpowiedzialną piłkę w każdym meczu. Z tego trzeba brać przykład. Tu nie ma miejsca na dużą improwizację. Bardzo się cieszę, że wygraliśmy spotkanie z tym zespołem. Drużyna Marcina Lijewskiego w ostatnim występie pokazała zupełnie inne oblicze. Chłopaki zagrali przez 60 minut zdyscyplinowaną piłkę ręczną. Może jedynie dwa-trzy rzuty były nieprzygotowane, ale w zasadzie atak przez cały czas był właściwie przeprowadzany. Podobnie było z defensywą i bramkarzami. Trzeba też dodać, że sędziowie też nam nie pomagali. Nasi zawodnicy poradzili sobie z presją. To powinien być pozytywny zapalnik dla tej drużyny.

PAP: Trener Lijewski przyznał, że zespół po dwóch porażkach był zdołowany psychicznie. W reprezentacji nie brakuje przecież doświadczonych graczy, którzy powinni mobilizować młodszych kolegów.

S.Sz.: To rolą trenera jest odpowiednie motywowanie podopiecznych do walki. Zespół to pokazał z Wyspami Owczymi. Mecz naprawdę dobrze się oglądało.

PAP: Wyspy Owcze są fenomenem handballowym w skali światowej. Ten przykład pokazuje, że odpowiednie szkolenie nawet z potencjalnie małej populacji (54 tys. mieszkańców) przynosi dobre efekty?

S.Sz.: Mówiłem o tym, gdy byłem jeszcze zawodnikiem. W Polsce musimy zejść w dół ze szkoleniem młodzieży i trenerów. Powinniśmy stworzyć jak najlepsze warunki do uprawiania piłki ręcznej. Mamy boiska „Orliki”, które latem mogą być wykorzystywane do gry. Ostatnie kilkanaście lat pokazało, że jeśli w tej dziedzinie się nieodpowiednio działa to zaczyna nam brakować zespołów, które uprawiają piłkę ręczną. Gdy tego nie zmienimy to za kilka sezonów w Polsce handballem będą się zajmowały tylko zawodowe kluby. Zacznie nam brakować dzieci, które będą chciały uprawiać dyscyplinę. Obserwując naszych sąsiadów, Niemców, to miły jest widok hal wypełnionych po brzegi kibicami, w tym zwłaszcza młodymi ludźmi.

PAP: Wysuwa się na pierwszy plan współpraca z samorządami i innymi instytucjami, które mogą pomóc spopularyzować piłką ręczną.

S.Sz.: Tak, zaczynając od ministerstwa sportu, głównego sponsora związku jakim jest teraz Orlen, a także z urzędami marszałkowskimi i samorządami. Możliwości tak naprawdę jest dużo. Trzeba to tylko odpowiednio ukierunkować, aby mieć korzyści na każdym etapie szkolenia.

PAP: Ilu zawodników jest zarejestrowanych w Polsce?

S.Sz.: W porównaniu do danych sprzed piętnastu lat liczba zawodników uprawiających w naszym kraju piłkę ręczną spadła co najmniej o 30 procent. Mamy blisko 400 klubów, w których gra prawie 18 tys. zawodników i zawodniczek w rozgrywkach w różnych kategoriach wiekowych.

PAP: Jak wygląda rekrutacja do Szkół Mistrzostwa Sportowego?

S.Sz.: W czerwcu do tych szkół odbywają się trzydniowe testy. W ostatnim naborze do trzech placówek w Kielcach, Płocku i Kwidzynie pozyskaliśmy 150 chłopców. Te decyzje nie są łatwe, gdyż mamy świadomość, że rozwój dzieci jest różny. Przykład Karola Bieleckiego, który nie dostał się do SMS-u jest wymowny. Później młodzież dalej obserwujemy w rozgrywkach mistrzostw Polski, olimpiadzie młodzieży lub na zgrupowaniach Ośrodkach Szkolenia Piłki Ręcznej.

Uważam, że SMS-y to kolejny etap szkolenia. Powinniśmy się skupić na najmłodszych, aby odciągać je od komputerów a piłka ręczna dostarczała im fajną zabawę.

PAP: Turniej Euro 2024 udowodnił, że newralgiczną pozycją polskiej kadry jest obsada prawego rozegrania. Kto z młodych leworęcznych chłopaków może już wkrótce dołączyć do seniorskiej reprezentacji?

S.Sz.: Widzę tu trójkę zawodników z rocznika 2004, który wystąpi w przyszłorocznych młodzieżowych mistrzostwach świata w Polsce. Są to Patryk Wasiak, Oliwier Kamiński i występujący w najwyższej klasie rozgrywkowej w Piotrkowianinie Krzysztof Żyszkiewicz. Trener Lijewski powoli będzie ich wprowadzał do kadry. Na razie przeważyła opinia, aby wymienieni gracze występowali wyłącznie w kadrze swojego rocznika.

PAP: Limit obowiązku gry dwóch Polaków w meczach ekstraklasy zostanie utrzymany? Czy to dobry przepis?

S.Sz.: W lidze nie ma z tym większych problemów poza zespołami z Kielc i Płocka. Miałem inny pomysł, ale technologia nie pozwala nam go na razie wdrożyć w życie. Chodzi o występy w każdej drużynie zawodnika o statusie młodzieżowca, który przebywałby na boisku określoną liczbę minut.

PAP: Kto jest pana kandydatem do złotego medalu ME?

S.Sz.: Nie powiedziałbym, że będą to Niemcy. Obstawiam, że będzie to Dania lub Francja.

PAP: Czy będzie pan ubiegał się w czerwcowych wyborach o stanowisko prezesa związku?

S.Sz.: Wkrótce ogłoszę stosowną deklarację.

 

Rozmawiał: Marek Skorupski (PAP)

sma/