Dziennik komentuje w ten sposób w artykule redakcyjnym wydarzenia w Libanie, gdzie ostrzelani zostali żołnierze sił pokojowych ONZ. "Na naszych oczach prawo międzynarodowe kruszy się pod tymi ciosami, co więcej - zadawanymi przez demokratycznie wybrany rząd, wspierany militarnie przez Stany Zjednoczone" - ocenia "Le Monde".
Zapewnia, że "nikt nie zaprzecza prawu Izraela do obrony" i przypomina, że Hezbollah po ataku Hamasu na Izrael ze Strefy Gazy rozpoczął ostrzały rakietowe Izraela z terytorium Libanu. "Te ostrzały muszą ustać, aby dziesiątki tysięcy Izraelczyków, którzy opuścili swe domy w północnym Izraelu, mogli do nich powrócić. Jednakże milion Libańczyków, którzy musieli opuścić swe domy (...) w kraju, który już znajdował się na krawędzi, sparaliżowany politycznie i wyczerpany gospodarczo, ma nie mniejsze prawo", by wrócić do domu - argumentuje dziennik.
"Le Monde" zarzuca władzom izraelskim, że "wydają się mniej zainteresowane rozejmem - o którym Waszyngton mówi niewiele - niż możliwością uregulowania starych rachunków, a nawet chęcią przekształcenia regionu siłą - i tylko siłą".
Zdaniem dziennika premier Izraela Benjamin Netanjahu w ostatnich oświadczeniach groził Libanowi tym samym losem, co Strefie Gazy, jeśli Libańczycy nie zbuntują się przeciwko szyickiemu Hezbollahowi. "Ta pycha jest niepokojąca. Bliski Wschód już w nieodległej przeszłości doświadczył błędnych działań, do których prowadzi poczucie wszechmocy militarnej (...). Na płaszczyźnie dyplomatycznej pycha ta przejawia się w stygmatyzowaniu wszystkiego, co związane jest z Organizacją Narodów Zjednoczonych" - ocenia "Le Monde".
Gazeta oskarża Izrael, że postępuje "bezkarnie" wobec prawa, począwszy od kolonizowania bez przeszkód terytoriów okupowanych na Zachodnim Brzegu, po "prowadzenie obecnych wojen aż do centrum Bejrutu". Rezultat tych dotychczasowych działań - zdaniem "Le Monde" - "powinien jednak wywoływać pytania". (PAP)
awl/ ap/ pap/