Manifestanci w Jerozolimie: zatrzymać Netanjahu, powstrzymać to szaleństwo

2024-06-21 07:09 aktualizacja: 2024-06-21, 15:55
Manifestanci w Jerozolimie. Fot. PAP/Jerzy Adamiak
Manifestanci w Jerozolimie. Fot. PAP/Jerzy Adamiak
W całym Izraelu trwa nowa fala antyrządowych protestów. W czwartek wieczorem przed rezydencją premiera Benjamina Netanjahu w Jerozolimie zgromadziło się kilkaset osób. Wszyscy wciąż więzieni przez Hamas zakładnicy muszą zostać uwolnieni, a rząd nie jest w stanie tego zrobić, dlatego chcemy natychmiastowych wyborów – powiedzieli PAP protestujący.

"Każdy z nich! Teraz!" – skandowali manifestanci, żądając uwolnienia ponad stu zakładników wciąż więzionych przez Hamas w Strefie Gazy po ataku terrorystycznym tego ugrupowania na Izrael 7 października 2023 roku.

Chcemy powrotu zakładników tak szybko, jak to tylko możliwe, ale ten rząd, ten premier nie są w stanie tego zapewnić. Armia ich nie uwolni, to niemożliwe, to się może stać tylko na drodze porozumienia, ale oni nie chcą się na nie zgodzić – powiedziała PAP Maya, nauczycielka, która na demonstrację przyszła z transparentem "Zatrzymać Bibiego, powstrzymać to szaleństwo". Ten rząd musi odejść, potrzebujemy nowych wyborów - dodała.

"Zakładnicy muszą wrócić. Na stole leży oferta Bidena, jak możemy się na to nie zgodzić? Musimy to zaakceptować, to teraz najlepsze wyjście" – podkreśliła inna manifestantka, Hadas. Na początku czerwca prezydent USA Joe Biden przedstawił plan zawieszenia broni w Strefie Gazy i uwolnienia uprowadzonych. Zarówno rząd Izraela, jak i Hamas nie zgodzili się jak dotąd na to porozumienie.

W Polsce na pewno słyszeliście o Aleksie Dancygu. To jeden z porwanych, jest wciąż w niewoli i mam nadzieję, że żyje. To też mój drogi przyjaciel. Protestujemy, bo rząd Izraela musi sprowadzić zakładników z powrotem, musi zgodzić się na to porozumienie. Nie ma innego rozwiązania – zaznaczyła w rozmowie z PAP Ruth. Teraz już wszyscy wiedzą, że uprowadzeni nie wrócili przez Netanjahu, bo to on nie chciał się zgodzić na żadną umowę. Wykorzystuje wojnę do swoich politycznych celów. Musimy walczyć o to, by rozpisano nowe wybory – dodała kobieta.

Czwartkowa manifestacja w Jerozolimie to kolejny z całej serii protestów odbywających się od niedzieli w Izraelu, nazywanych przez organizatorów "tygodniem wstrząsu". Tego samego dnia kilka tysięcy osób demonstrowało w okolicy prywatnego domu Netanjahu w Cezarei, a w Tel Awiwie manifestanci zablokowali główną autostradę.

Dziennik "Haarec" zwraca uwagę na coraz większą brutalność policji. Podczas poniedziałkowego protestu w Jerozolimie doszło do zamieszek, aresztowano dziewięć osób, a trzy trafiły do szpitala - dwie z nich doznały obrażeń od strumienia armatki wodnej, a jedną zraniono w głowę podczas brutalnego aresztowania – relacjonowała gazeta. Policja informowała, że działania podjęto wobec osób, które zakłócały porządek i atakowały funkcjonariuszy.

Widzisz, oni robią to tylko po to, by nas zastraszyć, by pokazać siłę – powiedziała Hadas, komentując szpaler policjantów na koniach, którzy już po zakończeniu czwartkowej demonstracji wjechali między pozostałe na miejscu osoby. "Dzisiaj było jeszcze OK, ale oni są bardzo brutalni, traktują demonstrantów bardzo źle. Zazwyczaj w Jerozolimie zachowują się gorzej niż w Tel Awiwie, ale teraz między nimi chyba trwa rywalizacja, w którym mieście zachowują się gorzej" – dodała Ruth, pytana o postawę funkcjonariuszy.

"Policja jest kierowana przez tego szaleńca Ben Gwira i oni zrobią wszystko, by go zadowolić, więc zachowują się brutalnie, chociaż to pokojowe protesty" – uzupełniła Maya.

Sprawujący tekę ministra bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben Gwir jest liderem skrajnie prawicowego ugrupowania Żydowska Siła, jednego z koalicjantów kierowanej przez Netanjahu partii Likud. Rządząca od końca 2022 roku koalicja ma opinię najbardziej prawicowego i nacjonalistycznego rządu w historii Izraela. Składający się z wielu ugrupowań gabinet jest targany wewnętrznymi napięciami, które w ostatnim czasie tylko się nasiliły. Dotyczą nie tylko prowadzenia wojny w Gazie i możliwości jej zakończenia, ale też spraw takich, jak wprowadzenie obowiązkowego poboru do armii dla ultraortodoksyjnych żydów czy kwestii mianowania lokalnych rabinów.

"Czujemy, że koalicja zaczyna się sypać. Mamy nadzieję, że to się stanie bardzo szybko i wychodzimy na ulice, by przyspieszyć ten proces" – zadeklarowała w rozmowie z PAP Maya.

Jeszcze przed atakiem Hamasu i wybuchem wojny w Strefie Gazy forsowana przez rząd reforma ograniczająca władzę sądowniczą na rzecz ustawodawczej i wykonawczej wywołała największe w historii kraju demonstracje.

"Ta koalicja, od kiedy tylko przejęła rządy, zaczęła wprowadzać prawa zagrażające demokracji. To wtedy nasze państwo zaczęło się pogrążać, a ludzie coraz bardziej dzielić. 7 października (2023 roku) ludzie nie bali się Hamasu, bali się wojny domowej, ale ten atak przyćmił wszystko i jeszcze bardziej podzielił nasze społeczeństwo" – powiedziała Hadas.

Na sytuację wewnętrzną Izraela, i opinie demonstrantów o tym, że rząd nie radzi sobie z zagrożeniem, wpływa też narastające napięcie na północy kraju, gdzie nasilają się ostrzały kontrolującego południe Libanu i wspieranego przez Iran Hezbollahu. Rosną obawy o przekształcenie się konfliktu w otwartą wojnę, a z terenów przygranicznych ewakuowano dziesiątki tysięcy osób. W tym tygodniu izraelska armia zatwierdziła plan ofensywy na Liban, natomiast przywódca Hezbollahu Hasan Nasrallah zapowiedział, że ataki tej organizacji nie ustaną, dopóki nie zostanie zawarty rozejm w Strefie Gazy.

W październikowym ataku na Izrael terroryści zabili blisko 1200 osób i uprowadzili 251. Część z zakładników została później uwolniona za palestyńskich więźniów. Według władz izraelskich wciąż więzionych jest 116 osób. Jak szacują media powołujące się na źródła wywiadowcze, 66 z nich już nie żyje. W odpowiedzi na napaść armia izraelska rozpoczęła ofensywę w Strefie Gazy w celu wyeliminowania Hamasu. W ocenie strony palestyńskiej na skutek walk i ostrzałów zginęło już blisko 38 tys. osób. Gaza pogrążona jest w katastrofie humanitarnej na ogromną skalę.

Od ataku 7 października notowania Netanjahu gwałtownie spadły, a niemal każdy sondaż pokazuje, że gdyby teraz doszło do przedterminowych wyborów, lider Likudu nie miałby szans na sformowanie koalicji z obecnymi partnerami – informuje portal Times of Israel. Według kalendarza wyborczego kadencja obecnego izraelskiego parlamentu wygasa jesienią 2026 roku.

Z Jerozolimy Jerzy Adamiak (PAP)

kgr/