Państwowa białoruska agencja prasowa BiełTA poinformowała w poniedziałek, że Tomasz Szmydt, sędzia II Wydziału Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, poprosił władze Białorusi o "opiekę i ochronę".
Szef Gabinetu Prezydenta powiedział w studiu TVN24, że jest tym faktem zbulwersowany, jednak uważa, że "trzeba podchodzić do sprawy odpowiedzialnie". "Raczej szukałbym jedności w opinii publicznej do tego, żeby to absolutnie piętnować i zdradę nazywać zdradą i zdrajcę nazywać zdrajcą" - podkreślił.
Mastalerek poinformował, że według informacji które posiada, przedstawiciele Kancelarii Prezydenta są w kontakcie z Naczelnym Sądem Administracyjnym w sprawie "zakończenia jego pracy sędziego".
Stwierdził, że Szmydt nie jest "pierwszym zdrajcą na świecie", a w krajach zachodniej demokracji "bywali ludzie, którzy byli dużo wyżej niż ten pan".
"Trzeba wyciągać wnioski, Polska jest jeszcze młodą demokracją. My musimy cały czas poprawiać procedury, dlatego mówię, że w takich sprawach trzeba odpowiedzialności, a nie kłótni i przerzucania się winą" - podsumował.
Media przypominają, że sędzia Tomasz Szmydt przyznał się do udziału w tzw. aferze hejterskiej w 2019 r. i atakowania w sieciach społecznościowych sędziów sprzeciwiających się wprowadzaniu zmian w sądownictwie przez ówczesnego ministra Zbigniewa Ziobrę. W tych działaniach miała też uczestniczyć jego była żona, znana pod pseudonimem "Mała Emi".W 2022 r. Szmydt postanowił ujawnić nieetyczne działania w resorcie sprawiedliwości. Jak wówczas przekonywał w rozmowach z mediami, na skutek zaangażowania w szkalowanie sędziów "stracił najwięcej - rodzinę i pozycję zawodową". (PAP)
Autorka: Agata Andrzejczak
kh/