Matylda/Łukasiewicz: nie ma nic piękniejszego niż wzruszenie [WYWIAD]

2024-05-12 12:57 aktualizacja: 2024-05-13, 07:33
Matylda Damięcka, Radek Łukasiewicz, fot. PAP/Fot. Mat. Pras.
Matylda Damięcka, Radek Łukasiewicz, fot. PAP/Fot. Mat. Pras.
Nasze emocje chcemy przekuć w muzykę - mówi PAP Matylda Damięcka. "Nie ma nic piękniejszego niż wzruszenie, kiedy ktoś na naszym koncercie słucha naszej piosenki i zaczyna płakać" – mówi z kolei Radek Łukasiewicz. Debiutancka płyta zespołu Matylda/Łukasiewicz "Matka" ukaże się 15 maja.

Polska Agencja Prasowa: Współpracujecie ze sobą artystycznie niemal dziesięć lat. Jak ta współpraca się zaczęła?

Radek Łukasiewicz: To już dekada? Powinniśmy w takim razie wydawać płytę "The best of", a to dopiero nasz pierwszy album.

A już na serio, po raz pierwszy spotkaliśmy się w warszawskim Klubie Komediowym. Zostałem zaproszony do skomponowania muzyki do spektaklu, w którym Matylda występowała. Okazało się zresztą, że pierwszą piosenkę, którą przyniosłem, miała śpiewać właśnie ona. Wysłałem jej demo, popróbowaliśmy w garderobie przed spektaklem. Pełnym głosem Matylda zaśpiewała dopiero na scenie. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że rysuje, że w ogóle ma masę innych talentów.

Matylda Damięcka: Ja Radka znałam oczywiście wcześniej i ceniłam jako twórcę. Choć dopiero po zgłębieniu jego osiągnięć, uświadomiłam sobie, o oceanie tekstów, które słyszałam regularnie w radiu, nie zdając sobie sprawy, że jest ich autorem.

Byłam na pożegnalnym koncercie Pustek w klubie Stodoła w Warszawie. Był świetny, wzruszający. Tak stałam sobie tam, dobrze się bawiłam i dopiero pod koniec, gdy zapaliły się światła, zorientowałam się, jak wiele osób z branży równie ceni jego pracę. Sporo znanych nazwisk. Ja natomiast do tej pory rozwijałam się zawodowo na innych polach, a muzykę odkładałam, czekając najwyraźniej, aż wpadnę na takiego Radka i kreatywnie się z nim zazębię. Mam na swoim koncie parę współprac, ale tę płytę uznaję za swoją pierworodną.

Bardzo szybko coś między nami zaskoczyło, zaczęliśmy wspólnie działać. I nie chodzi tutaj o wielkie światopoglądowe, zawodowe czy prywatne kwestie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że publiczność i biografowie lubią pisać, że zebrały się dwie twórcze energie i na bardzo toksycznej relacji powstały wybitne rzeczy. Tu zupełnie nie o to chodzi. Jestem już zresztą na to za stara.

PAP: Jak zatem wyglądają wasze relacje?

Matylda Damięcka: Spotykamy się wyłącznie zawodowo, ale w naszym przypadku "zawodowo" oznacza także "towarzyszko". Jestem introwertyczką, naprawdę lubię siedzieć w domu, a drugi człowiek nie jest mi do życia niezbędny, nie ujmując innym ludziom, którzy są w moim życiu. Zaraz po Runeju, moim psie, Radek jest osobą, z którą widuję się najczęściej.

Właściwie spotykamy się non stop, ponieważ nasz proces twórczy jest intensywny. Dbamy o jakość i przejrzystość naszej relacji, więc musimy najpierw przegadać przez godzinę, co w naszym życiu, ale i na świecie, się wydarzyło.

Myślę, że takie podejście sprawia, że w tej współpracy jeszcze się nie wypaliliśmy. Jest to po prostu zdrowe. Dzięki temu, że cały aktualizujemy wiedzę o tym, co jest dla nas życiowo istotne oraz co poruszyło nas w wydarzeniach na świcie, nasz materiał jest spójny z nami. Nasze emocje chcemy przekuć w muzykę.

Radek Łukasiewicz: Cieszę się z tego, jak nasza współpraca wygląda. Zwłaszcza że oboje jesteśmy bardzo silnymi osobowościami. Gdyby nie było w tym wszystkim uważności na drugiego człowieka i jego potrzeby, to by się nie udało.

Nie raz byliśmy w sytuacji kolektywnej pracy twórczej – Matylda teatralnej, ja bardziej muzycznej. Jeżeli przy wyrazistych osobowościach nie ma uważności, to dzieli nas tylko chwila od tego, zanim ktoś zacznie ciągnąć w swoją stronę i nie będzie myślał o dobru wspólnym.

PAP: Każde z was, niezależnie od siebie, ma wiele aktywności artystycznych. Co zatem dajecie sobie wzajemnie, czego nie macie na innych polach?

Radek Łukasiewicz: W Matyldzie mam absolutne dopełnienie moich braków artystycznych. Bardzo lubię śpiewać, piszę teksty, komponuję, mam możliwości, aby sam od początku do końca nagrać solową płytę. Ale nie czuję, żeby było to dla mnie najlepsze rozwiązanie, ja potrzebuję współpracy. Jak patrzę na to, co Matylda robi z naszymi piosenkami, to jest dokładnie to, czego mi brakuje.

Matylda Damięcka: Chciałam powiedzieć właściwie to samo. Oczywiście, bywają tak silne i apodyktyczne osobowości, że muszą tworzyć w pojedynkę, uważają, że ich wypowiedź artystyczna jest jedynie słuszna. Uważam, że takie podejście jest niepełne, przynajmniej w moim przypadku działałoby to na szkodę dla końcowej formy, byłaby uboższa o parę kamyczków dorzuconych przez drugą osobę. Po prostu może się okazać, że zestawienie dwóch rzeczy jest ciekawe niż pojedyncza wizja. Uwielbiam, kiedy druga osoba przychodzi ze swoją intuicją. Moja intuicja może być oczywiście dobra, ale np. tylko w niektórych rozgałęzieniach drzewa. Konfrontacja z perspektywą drugiej osoby naprawdę jest mi potrzebna.

Z Radkiem się dopełniany, ale też wzajemnie szanujemy swoją pracę i wyobraźnię. Dzięki Radkowi wiem też, jak kanalizować swoją energię twórczą, aby nie moja praca nie szła na marne. Radek jest dla mnie po prostu dobrym powodem do działania.

PAP: Co chcecie przekazać swoimi piosenkami?

Matylda Damięcka: Nigdy nie powiem naszemu odbiorcy, co chcę dokładnie przekazać. Najważniejszy jest subiektywny odbiór. Daję więc coś, co dotknie słuchacza, a jednocześnie da mu możliwość uruchomienia własnej interpretacji. Nie chcę tylko, aby ktoś mówił mi, co ja miałam konkretnie na myśli, bo szczerze wierzę, że nie po to tworzymy, żeby odbiorca odkodował nasz tok myślenia. Mnie interesuje to, co odbiorca ma w duszy, własnej zawartości raczej jestem świadoma.

Radek Łukasiewicz: A ja bym chciał wzruszać. Nie ma nic piękniejszego, jak ktoś, kto jest na naszym koncercie, słucha naszej piosenki i zaczyna płakać. To oznacza, że piosenka dotarła, osiągnęła swój cel, poruszyła emocje, które wręcz wywołały efekt fizyczny. Czyli to, co stworzyliśmy, zadziałało. Oczywiście, jak ktoś nie płacze, to nie znaczy, że nie zadziałało, nie wszyscy lubią publicznie płakać. Ale faktycznie na naszych koncertach wiele osób płacze.

PAP: A skąd czerpiecie inspiracje dla swoich piosenek?

Matylda Damięcka: Tworząc piosenki nie myśleliśmy w kategoriach koniunkturalnych, tego co się po prostu dobrze sprzeda.

Stworzyliśmy najpierw trzy utwory o bardziej romantycznej tematyce, ale zobaczyliśmy, że mamy potrzebę skomentowania naszej rzeczywistości i społecznych problemów ostatnich ośmiu lat. Mam wrażenie, że potrzeba przepracowania problemów w kategorii "emocje", była jedną z ostatnich, o których myśleli ludzie, którzy wówczas nami rządzili. Zorientowaliśmy się, że bardzo potrzebujemy dialogu, porozmawiania o rzeczach, które z sejmowej mównicy czy innych ambon dla tamtych ludzi były nieistotne, albo po prostu cynicznie nieopłacalne. Nie chcemy jednak sprowadzać naszej twórczości do polityki. Jednak wszystkie spętane rzeczy, które ktoś nam wmawiał, że są nieistotne, dla wielu ludzi okazały się bardzo ważne, wręcz może kluczowe.

Braliśmy udział w Strajku Kobiet, ponieważ to dotyczyło nas. W tamtym momencie wszystko inne przestało być istotne. Nie mówienie o tym na głos byłoby na dłuższą metę zgubne. Byłam wściekła, że w XXI wieku musimy rozmawiać o podstawowych prawach człowieka. Ten temat powinien już od dawna być czymś jasnym i oczywistym. Choć doskonale wiemy, że w tej dyskusji nie o "człowieka" się rozchodzi. Martwi mnie również, że feminizm, który jest nieodzowną częścią humanizmu, mutuje w coś co staje się potworniakiem, karykaturą definicji. Teraz powinniśmy dyskutować o humanizmie, którego feminizm jest częścią. Nasza płyta jest więc rozmową o tematach, które naprawdę nas dotykają.

Radek Łukasiewicz: Tak, na początku powstały 2-3 utwory o relacjach. Oczywiście, to mogło pójść w stronę romantyczną, muzyki o zakochaniach i rozstaniach. Kiedy jednak pojawiło się więcej utworów, które były komentarzem do otaczającej nas rzeczywistości, klimatu, społecznego, zdecydowaliśmy się, że nasza pierwsza płyta będzie właśnie taka. Nie przypominam sobie czasu w moim życiu, kiedy rzeczywistość tak mocno rzutowała na moje życie. A ona wtedy rzutowała. Jak o tym nie pisać? Jak udawać, że nie to nie dzieje i dalej pisać piosenki o złamanym sercu?

PAP: Czy zatem współczesny artysta powinien być osobą zaangażowaną?

Radek Łukasiewicz: Nie sądzę, żeby artysta w ogóle cokolwiek powinien. Artysta może. Oczywiście powinien wiedzieć, kim chce być i co przekazać. Ale to on sam ma to zdefiniować. Nie wyobrażam sobie jednak chowania głowy w piasek. Jestem człowiekiem, mam swoje poglądy i sposób życia. Jak miałbym to pomijać w piosenkach, które są przedłużeniem mojego życia? Od czasów The Beatles powstawały przeboje, dla których inspiracją były konkretne wydarzenia polityczne czy społeczne, np. "Get Back".

Matylda Damięcka: Myślę, że twórczość musi być spójna z nami, ponieważ to dla nas te rzeczy są istotne. Bardzo nie lubię, jak ktoś mi mówi, co mam robić. Mogę oczywiście wziąć to pod uwagę, ale nie lubię, szczególnie w działalności artystycznej, gdy ktoś mi wyznacza jego subiektywne granice. Jedyna osobą, jak powinna o czymkolwiek decydować i dojść do jakiegoś konsensusu, jestem ja sama, a w naszym duecie z Radkiem.

To, co dla mnie jest istotne, może dla kogoś być błahostką. Słuchajmy się i zauważajmy się wzajemnie. Narrator "ja", który jest tak obecny w internecie, powinien być uznany za jedną z chorób, która nas trawi. Współczesna demokracja podarowała nam jedno z najważniejszych praw, jakim jest publiczne wyrażanie swoich myśli. Tylko, czy są one aż tak istotne, żeby dzielić się ze światem każdą zabłąkaną mysielką?

PAP: A jakie są wasze plany? Stworzycie jeszcze płytę z piosenkami sercowymi?

Matylda Damięcka: Dokładnie tak! Nasz plan jest właśnie taki, że część piosenek bardziej romantycznych, które nie weszły na naszą pierwszą płytę, znajdą się na drugiej. Mamy już nawet dla niej tytuł – "Lovedown", ponieważ ten pomysł powstał w lockdownie.

Radek Łukasiewicz: Na pewno będziemy sporo koncertować. Uwielbiam to, więc mam nadzieję, że będziemy grać jak najwięcej.

Ale wiem, że trzeba już myśleć o kolejnym kroku, następnej płycie, dlatego już robię notatki do następnych tekstów. Interesują mnie też inne, nowe formy dotarcia do odbiorcy, także tych graficznych, które opracowuje Matylda. Żyjemy w czasach, gdy nagranie płyty nie jest jedyną możliwością. Wybory graficzne to również część naszego wyrazu artystycznego.

Rozmawiała Anna Kruszyńska

Debiutancka płyta zespołu Matylda/Łukasiewicz pt. "Matka" ukaże się 15 maja; będzie zawierała dziesięć utworów. Do tego czasu można zamówić ją w przedsprzedaży. (PAP)

Autorka: Anna Kruszyńska

nl/

TEMATY: