Biało-czerwoni po dwóch porażkach w grupie D w Berlinie - z Norwegią 21:32 i Słowenią 25:32 - stracili szansę na awans do drugiej rundy mistrzostw Europy w Niemczech.
Do plusów zaliczył "grę jak równy z równym" przez więcej niż kwadrans z Norwegią i Słowenią. "Ta jakość gdzieś jest. Problem w tym, że mecz trwa 60 a nie 15 minut. Wiem, że niektórzy koledzy po drugiej porażce mieli problemy z zaśnięciem" - przyznał.
Zawodnik na co dzień występujący w Paris Saint-Germain dodał, że doświadczenia nie można kupić. Silna mentalność pomaga nie tylko w dobrych, ale przede wszystkim w złych momentach rywalizacji sportowej. "Jak prowadzimy lub mecz jest na styku to wszystko jest dobrze. Jak tylko zaczynamy przegrywać to pojawiają się szaleńcze decyzje i kilka wyrzuconych piłek w aut. A to dzieje się dokładnie po ciężkiej pracy w obronie" - dodał.
Reprezentant kraju podkreślił, że wypracowanie automatyzmów wymaga czasu. Tym usprawiedliwia mało udane do tej pory w trakcie turnieju zagrania do niego na koło lub innych graczy występujących na tej pozycji. W klubie z tym nie ma najmniejszych problemów.
Syprzak przypomniał, że zadaniem przed przyjazdem na mistrzostwa Europy było wygranie trzech spotkań. W dwóch przypadkach się nie udało. Pozostała tylko poniedziałkowa rywalizacja z Wyspami Owczymi.
"Przed mistrzostwami już wiedziałem, że to dobry zespół. Coraz częściej słychać o tych nazwiskach, które grają u nich w reprezentacji. To zawodnicy, którzy nie wracają po turnieju do swojego kraju i zajmują się czymś innym niż piłka ręczna. Oni na co dzień mają styczność z dyscypliną i grają w najsilniejszych ligach na świecie, w Niemczech czy Danii" - podsumował.
Z Berlina - Marek Skorupski (PAP)
sma/