W Korli, mieście położonym w centrum Regionu Autonomicznego Sinciang-Ujgur, BASF i jej partnerska spółka joint venture Markor wytwarzają elementy, wykorzystywane później przy produkcji odzieży sportowej. „Jest to prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjny na świecie zakład, należący do koncernu chemicznego BASF z Ludwigshafen” – stwierdza „Handelsblatt”.
Działalność korporacji BASF w Korli spotyka się z duża krytyką, bowiem chińskie władze internują w tym regionie na masową skalę członków muzułmańskiej mniejszości ujgurskiej w tzw. obozach reedukacyjnych, zmuszając do pracy przymusowej. „Wskazują na to opracowania, relacje naocznych świadków i doniesienia mediów, oparte na wewnętrznych chińskich dokumentach. ONZ zarzuca Chinom poważne naruszenia praw człowieka w regionie, stosowane pod pozorem walki z terroryzmem” – przypomina „Handelsblatt”.
Jak ustalił dziennik, o zatrudnianie robotników przymusowych podejrzewani są także udziałowcy firmy Markor (będącej partnerem joint venture niemieckiego BASF na terenie Chin) - Grupa Zhongtai i jej spółka zależna Zhongtai Chemical.
USA umieściły Grupę Zhongtai pod koniec lata na liście podmiotów objętych sankcjami (U.S. UFLPA Entity List). W oświadczeniu Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego USA stwierdził, że towary produkowane przez Sinciang Zhongtai Group oraz Zhongtai Chemical nie mogą trafiać do Stanów Zjednoczonych, ponieważ „firmy te angażują się w praktyki biznesowe, wymierzone w członków prześladowanych grup, w tym mniejszość ujgurską w Chińskiej Republice Ludowej”.
Z informacji BASF wynika, że Grupa Zhongtai posiada pośrednio udziały mniejszościowe (24 procent) jako partner joint venture BASF w Sinciangu za pośrednictwem dwóch spółek: Zhongtai i Zhongtai Chemical. BASF wraz z firmą Markor prowadzi dwie spółki joint venture w Sinciangu, zatrudniające łącznie 115 pełnoetatowych pracowników. Jednak, jak podkreślił BASF w komentarzu dla "Handelsblatt”, wśród zatrudnionych nie ma Ujgurów.
„Firma bardzo poważnie podchodzi do publikacji na temat Sinciangu i wykorzystuje je jako okazję do regularnego sprawdzania stosunków pracy w lokalizacjach joint venture w Korli” – wyjaśnili przedstawiciele firmy, przypominając o przeprowadzonym tam wcześniej audycie wewnętrznym (w 2019 roku) i zewnętrznym (2020 rok). Dodatkowo na początku 2023 roku przeprowadzono kolejny audyt wewnętrzny w spółkach joint venture BASF.
„W rezultacie możemy stwierdzić, że podczas żadnego z tych audytów nie odnaleziono dowodów na pracę przymusową lub inne naruszenia praw człowieka” – podkreślił BASF.
„Jednak nawet pośrednie powiązanie z chińską firmą, która prawdopodobnie korzysta z pracy przymusowej, jest szczególnie wrażliwą sprawą w przypadku niemieckiej firmy” – podkreślił „Handelsblatt”.
Zdaniem ekspertów z firmy konsultingowej Kharon, zarówno Grupa Sinciang Zhongtai, jak i Strefa Rozwoju Gospodarczego i Technologicznego Korla (strefa, w której działają fabryki powiązane z BASF) „otrzymały zorganizowane przez rząd transfery robotników, którzy uczestniczyli w tzw. programach walki z ubóstwem i przeszli szkolenie z zakresu patriotyzmu lub języka mandaryńskiego”.
Powszechnym zjawiskiem jest, że chińskie media państwowe otwarcie informują o transferach pracowników w Sinciangu. „Władze prowincji nie widzą w tych działaniach żadnej niesprawiedliwości, wręcz przeciwnie, postrzegają to jako środki konieczne do opanowania ludności ujgurskiej. Są wręcz dumni z udanych transferów, takich jak ten w Korli” – stwierdził „Handelsblatt”.
Udowodnienie, że dana firma faktycznie zatrudnia pracowników przymusowych, w ostatnich latach staje się trudniejsze ze względu na coraz bardziej rygorystyczne chińskie ustawodawstwo. „Dziennikarze w trakcie podróży do regionu są monitorowani przez całą dobę” – podkreślił „Handelsblatt”.
BASF zapowiedział przeprowadzenie kolejnej kontroli, a obecnie jest na etapie rozmów z „renomowaną firmą audytorską”. Jednak, jak zauważył „Handelsblatt”, jeszcze w 2020 roku pięć wiodących firm audytorskich, w tym TUV Sued, oświadczyło, że nie będzie już przeprowadzać audytów w Sinciangu. „W kręgach biznesowych często mówi się, że znalezienie organizacji, skłonnej podjęcia się takiego ryzyka, jest prawie niemożliwe” – podsumował „Handelsblatt”. (PAP)
kgr/