Adwokat Zambady Frank Pérez oświadczył, że długoletniego szefa kartelu z Sinaloa porwano. Władze tego nie potwierdziły. Według agencji AP wiek (76 lat) i problemy zdrowotne Zambady zrodziły spekulacje, że mógł się sam oddać w ręce organów sprawiedliwości.
Zdaniem ambasadora Meksyku Kena Salazara dowody wskazują na to, że Meksykanina przetransportowano wbrew jego woli. "To była operacja między kartelami. Jeden przekazał drugiego" – podkreślił Salazar.
Media przypominają, że frakcja Zambady z kartelu z Sinaloa, jest zaangażowana w zaciekłą walkę z inną, kierowaną przez synów uwięzionego bossa narkotykowego Joaquína "El Chapo" Guzmána.
Ambasador argumentował, że Ameryka nie była zaangażowana w operację. López sam się oddał w ręce władz i amerykańscy urzędnicy byli "zaskoczeni", gdy obaj 25 lipca znaleźli się na lotnisku niedaleko El Paso. Obaj gangsterzy zostali aresztowani.
W opinii adwokata Zambady, Franka Péreza, jego klient nie przybył dobrowolnie ani nie negocjował warunków z rządem USA.
"Joaquín Guzmán López brutalnie porwał mojego klienta. Został wciągnięty w zasadzkę, rzucony na ziemię oraz skuty przez 6 mężczyzn w mundurach wojskowych. Miał związane nogi, a na głowę założono mu czarny worek" - wyjaśnił Pérez.
"38-letni Guzmán López najwyraźniej od dłuższego czasu negocjował z władzami USA możliwość poddania się. Nie przyznaje się do winy w sprawie handlu narkotykami i innych zarzutów. Obydwaj Meksykanie są oskarżeni w USA o różne przestępstwa narkotykowe" – pisze AP.
Ambasador Salazar sugerował, że Guzmán López prawdopodobnie zamierzał się poddać i porwał Zambadę, aby uzyskać korzystniejsze warunki w procesie. Jego motywy pozostają niejasne. Zambada był uważany za bardziej zaangażowanego w codzienne operacje kartelu niż jego bardziej znany szef, "El Chapo", który został skazany na dożywocie w USA w 2019 roku.
Zambadę oskarżono o wiele przestępstw. Prokuratorzy przedstawiają go jako "głównego lidera przestępczej organizacji odpowiedzialnej za importowanie ogromnych ilości narkotyków do USA".
Aresztowanie Zambady i Guzmána Lópeza i prawdopodobieństwo, że jedna frakcja kartelu przekazała lidera drugiej, wzbudziło obawy, iż w podzielonym kartelu może dojść do brutalnych walk wewnętrznych. Skłoniło to prezydenta Meksyku Andrésa Manuela Lópeza Obradora do wystosowania nietypowego, publicznego apelu do karteli narkotykowych, aby ze sobą nie walczyły.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
kgr/