PAP Life: Trudno wyobrazić sobie bardziej odpowiednią osobę niż ty w roli jurora w programie „Drag Me Out”. A czy ty miałeś wątpliwości, żeby wziąć udział w tym show?
Michał Szpak: Ha, ha, ha! To bardzo ciekawe spostrzeżenie, że akurat ja jestem tak bardzo odpowiednią osobą… Ale, odpowiadając na pytanie - z decyzją nie wahałem się ani sekundy. Bardziej moi bliscy, z którymi rozmawiałem, poddawali to pod wątpliwość. Jednak, tak jak to w życiu bywa, moje wątpliwości to nie twoje, i odwrotnie. Dlatego poszedłem za własnym impulsem, zgodziłem się i mam teraz wielką satysfakcję i radość, że mogłem być częścią tak wolnościowego programu jakim jest „DMO”.
PAP Life: Zaskakująca jest świetna relacja między tobą a drugim jurorem, Andrzejem Sewerynem. Dzieli was 40 lat różnicy wieku, na co dzień funkcjonujecie kompletnie w innych światach. Znaliście się wcześniej?
M.S.: Nigdy wcześniej nie mieliśmy przyjemności się poznać, ale przyznaję, że był to dla mnie ogromny zaszczyt siedzieć u boku tak niezwykłej postaci, jaką jest pan Andrzej Seweryn. To nie tylko aktor i mentor, ale przede wszystkim niezwykle ciepły człowiek, ze wspaniałym poczuciem humoru, który prezentuje klasę, której dzisiaj, mam wrażenie, nikt już nie jest w stanie doścignąć. Starałem się obserwować jego kunszt oraz zapamiętywać wszystkie komunikaty idące od niego w moją stronę.
PAP Life: Po co w ogóle jest taki program jak „Drag Me Out”? Myślisz, że jesteśmy na niego gotowi?
M.S.: Tak naprawdę, nigdy nie jesteśmy gotowi na to, co dzieje się w naszym życiu. Trudno więc spekulować, czy taki program mógłby zaistnieć 10 lat wcześniej, czy nie. Wychodząc na scenę, nigdy nie zastanawiam się, ani czy inni są na to gotowi, ani czy ja jestem na to gotowy. Sztuka jest formą wyrazu naszej wyobraźni. Wystarczy odważyć się na pierwszy krok i nie rezygnować z raz obranej ścieżki. Jestem przekonany, że tym programem poczyniliśmy milowy krok w poszerzaniu świadomości o nurtach w sztuce, która na całym świecie inspiruje młodych ludzi, dając im otwartą furtkę do świata wyobraźni, wrażliwości. Ale też często ochrony i ucieczki przed tym, co może być krzywdzące.
PAP Life: Masz 33 lata, w show biznesie funkcjonujesz od kilkunastu lat. Od początku wyróżniałeś się wyglądem, który niektórych bulwersował. Dziś spotykasz się z większą tolerancją?
M.S.: Myślę, że teraz żyjemy w zupełnie innym świecie niż ten, w którym zaczynałem. Dziś pozwala się na wiele więcej, o wiele mniej szokuje, a to, co kiedyś było kontrowersją, obecnie jest normą. Osobiście bardzo się z tego cieszę, bo uważam, że dołożyłem do tej zmiany w przestrzeni publicznej swoją cegiełkę. Zwłaszcza jeśli chodzi o postrzeganie inności i możliwości wyrażania siebie w kreacji artystycznej.
PAP Life: Wychowałeś się w Jaśle, w dużej rodzinie. Jak najbliżsi reagowali na twoją odmienność?
M.S.: Dla najbliższych była to norma. Całe szczęście urodziłem się w rodzinie, w której nikt nie odstawał ode mnie w swoim szaleństwie czy byciu nieszablonowym. Tolerancja, w dużej mierze, bierze się ze środowisk, z którymi mamy codzienny kontakt, w którym się wychowujemy, a ja byłem w rodzinie, która postrzegała świat - i tak jest do dzisiaj - w jakiś absolutnie wyjątkowy sposób. Czynniki zewnętrzne były dla mnie bez znaczenia, bo kiedy uświadomisz sobie, że ty to ty, i twoi bliscy akceptują cię takiego jakim jesteś, to nikt nie może wpłynąć na twoje ja.
PAP Life: Jak wspominasz dzieciństwo?
M.S.: Mam uśmiech od ucha do ucha na samą myśl o tym czasie. Oczywiście były chwile lepsze i gorsze, ale jeśli miałbym je podsumować, to był wspaniały okres: rodzinne ogniska, muzyka, taniec, kuligi, śmiech, miłość i oczywiście zawsze nutka ekscesu czy kontrowersji.
PAP Life: Jak układały się twoje relacje z tatą? Nie był zawiedziony, że jesteś inny?
M.S.: Mój tato to ostoja spokoju, wytrwały koleś, który stał na straży naszego wychowania i dawał nam przykład. Dzięki niemu nawet kiedy zdarzy mi się upadek, zawsze wstaję i idę dalej. A jeśli masz w życiu pasję, to rozwijaj ją i niezależnie od tego, co ludzie powiedzą, rób swoje, bylebyś ty w to wierzył i kochał to.
PAP Life: Nie zostałeś przyjęty na Wydział Piosenkarski Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie, podobno dlatego, że twój wygląd i makijaż był, zdaniem egzaminatorów, zbyt szokujący. Bardzo to przeżyłeś?
M.S.: Szczerze mówiąc… w ogóle tego nie przeżywałem, bo wiedziałem, że i tak spełnię swoje marzenia, z pomocą czy bez takiego czy innego wydziału. To tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, że stworzenie siebie samego w dzisiejszym świecie jest o wiele bardziej cenne niż bycie częścią oficjalnie uznawanej fabryki talentów. Jedyne czego żałuję, to że nie poszedłem na wydział śpiewu klasycznego, ale to już zupełnie inna historia.
PAP Life: Czy dziś twój wizerunek jest siłą czy bywa też obciążeniem?
M.S.: Wszystko w naszym życiu ma swoje dwie strony. Mój wizerunek to zawsze jest jakiś atut, bez niego nie czułbym się sobą. A że bywa dyskusyjny, że prowokuje, że jest niewygodny - to już nie mój problem. Ja podążam zawsze za głosem serca i w tej kwestii jestem totalnie konsekwentny. Poza tym, kto powiedział, że kontrowersja to coś złego?
PAP Life: Co przez to straciłeś, a co zyskałeś?
M.S.: Tego dowiem się na końcu swojego życia, teraz o tym nie myślę. Bycia sobą się nie wycenia, oj nie. Przede mną jeszcze wiele dekad wkurzania tych, którzy nie tolerują tego, co robię. A z drugiej strony tworzenia sztuki dla tych, którzy ją kochają. Wiele lat samorozwoju, w którym odpowiadam jedynie sam przed sobą. Boję się jedynie, że jeśli kiedyś już przyjdzie jakiś moment rozliczeń, to nie będę nic pamiętał.
PAP Life: Przyzwyczaiłeś wszystkich, że szokujesz. Nie czujesz przymusu, żeby być coraz bardziej oryginalnym?
M.S.: Wiesz, to jakby pytać rybę, dlaczego pływa. Nie czuję niczego, co mogłoby wywierać presję. Zawsze jedynie zastanawia mnie fakt, w jaką podróż wyśle mnie tym razem moja wyobraźnia. Robię coś, co kocham, a to nie męczy, tylko sprawia, że zawsze chcę jeszcze więcej, zaraz po tym, jak dopiero, co dałem z siebie wszystko.
PAP Life: Chciałeś kiedyś zrezygnować ze swojego wizerunku i stać się „zwyczajnym” facetem jak inni?
M.S.: Gdybym tak potrafił, z chęcią bym spróbował! Ale nie potrafię. To niemożliwe. Dla mnie to właśnie mój wizerunek buduje tego „zwyczajnego” faceta, którym przecież też jestem. Z resztą metroseksualni mężczyźni to dzisiaj już norma.
PAP Life: Kim jest dla ciebie stuprocentowy mężczyzna?
M.S.: Mój tato jest stuprocentowym mężczyzną, mój brat jest stuprocentowym mężczyzną, i ja też jestem stuprocentowym mężczyzną
PAP Life: Lepiej dogadujesz się z mężczyznami czy z kobietami?
M.S.: Płeć nie ma znaczenia.
PAP Life: Zakochałeś się kiedyś w kobiecie?
M.S.: I to nie raz!
PAP Life: Kim jest dzisiaj Michał Szpak? Jakie ma marzenia i plany?
M.S.: Michał Szpak jest zbiorem różnych doświadczeń i przeżyć. Wciąż widzi szklankę do połowy pełną i stara się zarażać optymizmem wszystkich dookoła. Hedonista i niepoprawny romantyk. Mężczyzna pełen sprzeczności, wrażliwy na drugiego człowieka, czasem pustelnik, miłośnik sztuki i namiętności. Marzeń nie zdradzę, bo wolę je spełniać, niż o nich opowiadać. Moje plany to kolejny krążek, w którym będę mógł odkrywać siebie podobnie jak na ostatniej płycie „Nadwiślański mrok”. Czekam właśnie na winylową wersję tej pełnej wydarzeń podróży. Lubię to, że jestem raczej dyplomatą w stosunkach międzyludzkich. Jestem uparty, ale skłonny do kompromisów, spontaniczny, nieprzewidywalny i nieodkryty. Sam jestem dla siebie zagadką i to lubię najbardziej. Po prostu jestem szczęśliwy i staram się zrozumieć swoją drogę i ludzi, którzy mi na tej drodze towarzyszą. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
gn/
Michał Szpak – wokalista i autor tekstów wykonujący muzykę inspirowaną brzmieniem z lat 80. i 90., z pogranicza popu, rocka, pop-rocka i ballady. Zdobywca drugiego miejsca w talent show X-Factor (2011). Jego androgyniczny wygląd, kontrowersyjne wypowiedzi uczyniły z niego jedną z najbardziej wyrazistych postaci w polskim show-biznesie. Ma na koncie trzy albumy, wiele nagród. Jest jednym z jurorów w programie rozrywkowym „Czas na Show. Drag Me Out” (TVN).