Liczący przed wojną ok. 16 tys. mieszkańców Wieluń był oddalony od granicy niemieckiej o zaledwie 21 km. W chwili niemieckiego ataku w mieście nie stacjonowały jednostki Wojska Polskiego, nie było tam też stanowisk obrony przeciwlotniczej. O poranku 1 września na niebie po polskiej stronie granicy zauważono nadlatujące z południowego zachodu samoloty. „Nad nami w tej chwili widzę samoloty bombowce, lecą straszną szybkością, straż graniczna melduje, że Niemcy atakują na dwie strony samolotami, Rudniki Radoszczów” – napisał kapral Wilkosz, operator stacji juzowej Muchawiec w okolicach Wielunia. To pierwszy polski meldunek sytuacyjny z 1 września 1939 r. (godz. 4.49), informujący o niemieckich bombowcach. Stacja telegraficzna, z której został nadany, obsługiwała zgrupowanie płk. Jerzego Grobickiego, złożone z wieluńskich batalionów Obrony Narodowej oraz 1. pułku kawalerii Korpusu Ochrony Pogranicza, przypisanego do mobilizowanej Armii „Łódź”. Oddziały te 30 sierpnia 1939 r. opuściły Wieluń, a w chwili wybuchu wojny dowództwo zgrupowania znajdowało się w Walichnowach.
Nadlatujące samoloty podlegały dowódcy lotnictwa do zadań specjalnych, gen. Wolframowi von Richthofenowi. Wśród nich był m.in. I dywizjon 76. pułku bombowców nurkujących pod dowództwem kpt. Waltera Siegela. W jego składzie znajdowali się lotnicy z Legionu Kondor, który w czasie wojny domowej w Hiszpanii dokonał terrorystycznego bombardowania Guerniki. Tak jak w wypadku tego hiszpańskiego miasteczka mieszkańcy Wielunia nie mogli zakładać, że staną się celem ataku. „W mieście nie było w tym czasie żołnierzy polskich. Ludzie nie spodziewali się tu żadnych działań wojennych. Panowało wśród nas podniecenie i niepokój wywoływany wieściami o przygotowaniach Niemców do wojny, jednakże spokojni byliśmy o tyle, że nie zanosiło się na żadne walki” – wspominał w zeznaniach składanych przed pracownikami Instytutu Zachodniego w 1961 r. Stanisław Cierkosz, w 1939 r. felczer pracujący w jednym z tworzonych przed wybuchem wojny punktów medycznych.
W wyniku ataku na Wieluń, który w kilku falach trwał do godziny 14, zginęło ponad 1200 osób. Niektóre źródła podają nawet liczbę 2 tys. ofiar śmiertelnych. Bomby zrzucone na Wieluń przez Junkersy Ju 87 zniszczyły miasto w ok. 75 procentach. Straty w samym centrum były jeszcze większe i sięgały 90 proc. Zniszczeniu uległy m.in. Szpital Wszystkich Świętych (oznaczony zgodnie z prawem międzynarodowym znakami Międzynarodowego Czerwonego Krzyża) i najstarszy wieluński kościół parafialny, pw. św. Michała Archanioła, zbudowany na początku XIV. Po bombardowaniach na starym rynku ocalało jedynie kolegium pijarów. Szczególnie dramatyczny wymiar miał zbrodniczy atak na szpital w pierwszej fali nalotu. „Szpital został zrównany z ziemią po pierwszym nalocie, po którym dr Patryn [Zygmunt – dyrektor wieluńskiego szpitala], zdołał ujść z życiem, mimo że wiele osób z personelu, m.in. dwie siostry szarytki, zostało zabitych, nie mówiąc o chorych i noworodkach, z których niewielu uratowano” – zeznawał Cierkosz. W szpitalu zginęły 32 osoby.
Cytowany wyżej świadek wydarzeń nie był w stanie określić dokładnej godziny ataku. „Dnia 1 września przed godziną 5 rano zostałem nagle zbudzony przeraźliwym hukiem spadających bomb” – powiedział. Podobną godzinę wskazywał Mieczysław Wróbel, urzędnik miejski w Wieluniu, który zeznawał, że nalot rozpoczął się o 5 rano. Wspomniany meldunek telegraficzny oraz zeznania świadków wskazują, że bomby na Wieluń spadły co najmniej kilka minut przed rozpoczęciem ostrzału Westerplatte. Według dziennika okrętu Schleswig-Holstein atak przeciwko polskiemu garnizonowi rozpoczął się o 4.47. Tym samym to Wieluń byłby miejscem rozpoczęcia agresji przeciwko Polsce, a zatem również symbolicznym miejscem rozpoczęcia II wojny światowej.
Prawdopodobnie kilka minut przed atakiem na Westerplatte doszło także do bombardowania strategicznie położonego Tczewa na granicy z Wolnym Miastem Gdańskiem i Prus Wschodnich. W przeciwieństwie do Wielunia atak na to miasto zakończył się niepowodzeniem. Ważne ze względów komunikacyjnych mosty tczewskie nie wpadły w ręce Niemców. Po niemal dwugodzinnych walkach zostały wysadzone w powietrze przez polskich saperów.
Wersję wydarzeń, według której Wieluń może być uznany za miejsce rozpoczęcia II wojny, podważa część historyków. Dr hab. Grzegorz Bębnik z Biura Badań Historycznych katowickiego IPN w 2008 r. wysunął tezę, że bombardowanie rozpoczęło się o godz. 5.40. W opinii badacza różnica wynika z błędnego przyjęcia, że w Niemczech obowiązywał tzw. czas letni, z godziną przesuniętą do przodu w stosunku do stosowanego w Polsce czasu środkowoeuropejskiego. Argumentem przeciwko tej tezie jest powtarzające się we wspomnieniach zaskoczenie mieszkańców. Jeśli atak nastąpiłby dopiero godzinę później, to kanonada trwająca w tym czasie wzdłuż całej granicy obudziłaby już mieszkańców.
Niezależnie od tych wątpliwości Wieluń był pierwszym miastem II wojny światowej niemal zrównanym z ziemią. Wojna totalna podjęta przez niemieckie dowództwo miała przerazić społeczeństwo polskie i sparaliżować jego wolę oporu. Szymon Datner w opracowaniu dotyczącym zbrodni niemieckich dokonanych we wrześniu 1939 r. ustalił, że co najmniej 158 miast i osiedli otwartych na terenie Polski stało się w tym okresie ofiarami barbarzyńskich nalotów Luftwaffe. Prawdopodobnie nalot na Wieluń był swoistym sprawdzianem dla niemieckich pilotów. Prof. Tadeusz Olejnik, który na początku XXI wieku prowadził w tej kwestii badania, podkreślał, że na „takich miastach jak Wieluń niemieccy piloci mogli trenować, zdobywać doświadczenia potrzebne im w dalszym toku wojny”. Przypominał, że dowodem planowego charakteru tej zbrodni są wydarzenia z pierwszych dni okupacji niemieckiej, gdy niemieccy wojskowi przeprowadzali dokładne oględziny strat w Wieluniu, których nie podejmowali w innych bombardowanych miastach.
Dowodem skuteczności terroru dokonywanego przez Luftwaffe metodami sprawdzonymi w Wieluniu jest najbardziej znany atak na bezbronne miasto w początkowym okresie wojny, czyli bombardowanie holenderskiego Rotterdamu 14 maja 1940 r. Wówczas na obszar o powierzchni ok. 2,5 km2 zrzucono prawie 100 ton bomb zapalających i burzących. Zginęło około tysiąca mieszkańców. Sparaliżowany tą zbrodnią i w celu uratowania pozostałych, niemal pozbawionych obrony powietrznej, miast rząd Holandii dzień później wyraził gotowość do kapitulacji. Mimo podejmowanych przez Luftwaffe w ciągu niemal całej II wojny ataków terrorystycznych na cele cywilne w Polsce, Holandii, Wielkiej Brytanii, Jugosławii i w innych zaatakowanych przez Niemcy krajach nie doszło po wojnie do rozliczenia odpowiedzialnych za te zbrodnie. Na śmierć skazano jedynie dowódcę Luftwaffe Hermanna Göringa i gen. Alexandra Löhra, odpowiedzialnego m.in. za naloty 4. Floty Powietrznej na Warszawę. Wzięty do niewoli przez aliantów, został przekazany władzom Jugosławii i skazany na śmierć za bombardowania Belgradu w 1940 r.
Przez wiele lat tragedia Wielunia była niemal zupełnie zapomniana. Wszczęcie śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej w 2004 r. oraz pojawienie się pierwszych publikacji poświęconych tej zbrodni doprowadziło do wpisania wydarzeń z 1 września 1939 r. w ogólnopolską pamięć historyczną. 29 sierpnia br. radni Wielunia jednogłośnie poparli starania o reparacje za straty wojenne. „W wyniku II wojny światowej ponieśliśmy ogromne straty materialne i niematerialne, zniszczona została infrastruktura: budynki mieszkalne i użyteczności publicznej, zakłady przemysłowe, zabytki kultury oraz zbiory muzealne. Podkreślić należy także ogromne straty ludzkie. Dlatego mamy pełne prawo domagać się jednoznacznego przyjęcia przez rząd Republiki Federalnej Niemiec odpowiedzialności moralnej, politycznej, historycznej, prawnej oraz finansowej za dokonane zniszczenia i straty” – napisano w uchwale Rady Miasta Wielunia.(PAP)
Autor: Michał Szukała
gn/