Ze względu na zagrożenie uroczyste msze święte, które w czasach pokoju tradycyjnie rozpoczynały się o północy, były zamknięte dla wiernych. Ich transmisje można było oglądać w jedynie internecie. W Kijowie ludzie poszli do świątyń dopiero po 5 rano, tuż po zakończeniu godziny policyjnej.
Wielu przyszło do cerkwi z koszykami, wypełnionymi potrawami do poświęcenia. Przed Soborem św. Włodzimierza w Kijowie znajomi witali się słowami "Chrystos Woskres!" (Chrystus Zmartwychwstał), słysząc w odpowiedzi "Woistynu Woskres!" (Zaprawdę Zmartwychwstał). Potem zaczynali dzielić się informacjami z ostatni?h godzin.
"To już trzecia nasza Wielkanoc pod rosyjskimi bombami. Ruscy w nocy znowu ostrzeliwali Charków i Dniepr. Dla nich nie ma niczego świętego!" – mówiła pani Natalia, która przyszła poświęcić potrawy z mężem Serhijem.
Mężczyzna jest oficerem sztabowym, który odbywa służbę w Kijowie. "Dzięki Bogu nie rzucili go jeszcze na front, ale martwię się, że ten dzień może wkrótce nadejść" - obawia się kobieta. "A ja codziennie modlę się o mojego Romana. Ma dopiero 17 lat, ale jak wojna potrwa dłużej, to też może tam trafić" – wyznała Oksana, która przyszła do Soboru z długowłosym, szczupłym synem.
W cerkwi pw. Świętego Mikołaja Cudotwórcy w historycznej kijowskiej dzielnicy Tatarka panował podobny nastrój. Księża, którzy obficie polewali wodą święconą przyniesione tu koszyki, zachęcali jednak wiernych do radości ze Zmartwychwstania.
"Tak, jak Jezus pokonał śmierć, tak i my z pewnością pokonamy wroga, który wtargnął do naszego kraju. Chrystus zmartwychwstał, zmartwychwstanie i Ukraina!" – mówili duchowni.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)