Buczańcy zaczęli nazywać pomnik miejscową Ścianą Płaczu, ponieważ składa się on z kilku stojących w półkolu ścian, na których zainstalowano tabliczki z 501 imionami i nazwiskami zamordowanych przez rosyjskich żołnierzy ukraińskich cywilów. Przy każdym imieniu widnieją dwie daty – urodzenia i śmierci. Gdy data śmierci nie jest znana, podany jest miesiąc (przeważnie marzec) i 2022 rok. Niektóre tabliczki są puste, ponieważ niektórych zamordowanych nie udało się zidentyfikować.
72-letni Petro przyniósł pod pomnik kwiaty, które przymocował przy tabliczce swojego zastrzelonego przez Rosjan sąsiada. „Akurat dzisiaj Wasyl skończyłby 47 lat, lecz rosyjski żołnierz nie dał mu możliwości dożyć” – mówi Petro dodając, że sąsiad został zastrzelony w momencie, gdy wyszedł po wodę z piwnicy, gdzie wraz z rodziną i innymi sąsiadami się ukrywał. „Najpierw pogrzebaliśmy go w ogrodzie, a w kwietniu, po wyrzuceniu wojsk rosyjskich spod Kijowa, jego zwłoki przenieśliśmy na cmentarz”.
Słuchając opowieści pana Petra, do rozmowy przyłączyła się 31-letnia Nadija, która przyszła, żeby sprawdzić, kogo z zamordowanych znała osobiście. „Tu jest imię mojego kolegi z klasy – Wołodymyra, który już na zawsze pozostanie 30-letnim. Jeszcze zobaczyłam tu imię naszej nauczycielki i jeszcze też jednego kolegi z pracy. Nie udaje mi się tu spokojnie stać – czytam i płaczę. Bardzo czekam na ten moment, gdy nienawiść Rosjan, z jaką nas tu mordowali, obróci się przeciwko nim”. Nadija przychodzi tu już po raz kolejny i z powodu nadmiaru emocji nie może się skupić, by odczytać imiona wszystkich poległych. Po godzinie stania przy pomniku odchodzi - by wrócić tu znowu.
W czerwcu ubiegłego roku, gdy w Buczy przy wsparciu polskich władz zostało otwarte miasteczko modułowe dla osób poszkodowanych przez skutki rosyjskiej inwazji, panowała bardzo specyficzna atmosfera, a na jego ulicach widziałam sporo wychudzonych i wymęczonych ludzi o szarym kolorze twarzy. Teraz, mimo zmian (chociaż nie wszystkie budynki są jeszcze odbudowane), atmosfera w miasteczku pozostaje nietypowa. 67-letnia pani Inessa powiedziała, że czuje „zmianę aury w Buczy, która zawsze przecież była miasteczkiem kurortowym. Oprócz tego, że my tu żyjemy nie tylko w nieustających alarmach przeciwlotniczych i eksplozjach, każdy mieszkaniec bardzo uważa na doniesienia prasowe, by - w razie ewentualnej powtórki rosyjskiego natarcia – zdążyć uciec.”
Z Buczy Tatiana Artuszewska (PAP)
kgr/