Wiktoria Godik, od kwietnia 2022 roku współpracowniczka Centrum Lemkina, była uczestniczką konferencji prasowej Instytutu Pileckiego, która odbyła się w czwartek w Centrum Prasowym PAP. Była ona połączona z prezentacją raportu "Podoba ci się, nie podoba, cierp, moja piękna – nieukarane zbrodnie. Przemoc seksualna rosyjskich wojsk okupacyjnych wobec ukraińskich kobiet", przygotowanego przez zespół Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina. Mieszkanka Irpienia, brała aktywny udział w ewakuacjach mieszkańców miasta podczas rosyjskiego oblężenia w lutym i marcu 2022 roku. Po wyzwoleniu Kijowszczyzny organizowała wsparcie dla osób starszych, dzieci i zwierząt, które ucierpiały w wyniku działań zbrojnych Rosji. Swoją decyzję, by dokumentować rosyjskie zbrodnie, argumentuje tym, że nie chce, by więcej ukraińskich miast podzieliło los Buczy i Irpienia.
„Ewakuacja (z Irpienia) odbywała się z kilku miejsc - były autobusy, którymi ludzie mogli wyjechać. Ale ponieważ w pewnym momencie przestaliśmy mieć dostęp do łączności, ludzie nie mieli o tym żadnych informacji” - opowiada Wiktoria, opisując pierwsze dni rosyjskiej okupacji Irpienia. „Ludzie, którzy wyjeżdżali samochodem, zabierali ze sobą swoich sąsiadów, lecz ludziom bardzo trudno było zdobyć paliwo potrzebne do wyjazdu” - dodaje.
Wedle relacji kobiety pomagającej przy ewakuacji mieszkańców Irpienia, przez pierwsze dwa tygodnie rosyjskiej inwazji, ostatni "zielony" konwój ewakuacyjny opuścił miasto na początku marca. Potem ostatnia droga prowadząca z Irpienia została zablokowana przez Rosjan.
„Zablokowana nie w tym sensie, że nikogo nie przepuszczali, lecz w tym, że po prostu ostrzeliwali te konwoje. Kiedy jako jedni z pierwszych wracaliśmy do Irpienia, było to bardzo przerażające, ponieważ wzdłuż tej drogi na całym odcinku stały porzucone cywilne samochody z napisem "Dzieci". Samochody te były spalone, z ciałami wewnątrz. Ten zapach spalonych ciał... Myślę, że ludzie, którzy choć raz w życiu go czuli, nigdy go nie zapomną...” - wspomina Wiktoria.
Po zablokowaniu jedynej drogi ludzie zaczęli wychodzić z miasta pieszo przez wysadzony most w Romanówce. „W pewnym momencie pozwolono dziennikarzom pojechać tam oraz pomiędzy Irpieniem a Buczą, gdzie była 'szara strefa' i wszystko fotografować. Następnego dnia te miejsca zaczęły być intensywnie ostrzeliwane przez Rosjan. W samej Romanówce były już autobusy ewakuacyjne i karetki pogotowia, dzięki czemu ludzie mogli jechać dalej” - opowiada Wiktoria.
„Jeździliśmy po mieście i zgarnialiśmy ludzi. Jest tylko jedna bezpośrednia droga z Irpienia do Romanówki i do Kijowa. Ludzie przybywający z Buczy, Hostomla i okolicznych wiosek wszyscy przechodzili przez Irpień i była to niekończąca się kolumna ludzi idących z dziećmi, zwierzętami i rzeczami” - dodaje.
Miejscowa ludność, w tym Wiktoria, która była zaangażowana w ewakuację cywili, po prostu zabierali tych ludzi z ulicy, dowożąc ich do mostu, aby mogli przejść na drugą stronę. „Wtedy, w takiej panice, nawet nie pytaliśmy ich o imiona. Byli przestraszeni. Musicie zrozumieć, że wszystko to działo się przy dźwiękach eksplozji, jechaliśmy samochodem, a bomba uderzała w dom obok, to było straszne, wszystko musiało odbywać się bardzo szybko” – opowiada kobieta.
Po wyzwoleniu obwodu kijowskiego Wiktoria wróciła do Irpienia i zaczęła udzielać pomocy humanitarnej, pomagać osobom starszym i zwierzętom. Korzystała z własnego transportu, aby dostarczać leki lub inną pomoc potrzebującym w Irpieniu, Buczy i Hostomlu.
„Ludzie nie mogli wyjechać - był problem z paliwem, z pieniędzmi. Wiele osób zostało obrabowanych i pozostawionych z niczym. Domy wielu ludzi były zniszczone. Na ulicach było wiele zwierząt. Niektórzy ludzie nie byli w stanie zabrać tych zwierząt ze sobą podczas ucieczki. Byli ludzie, którzy je dokarmiali” - opisuje sytuację w rodzinnym mieście po swoim powrocie.
„Osoby starsze nie mogły nawet dotrzeć do punktów, w których rozdawano pomoc humanitarną i gdzie mogły coś zjeść. Ponadto były też osoby, które potrzebowały opieki medycznej lub specjalnych leków, na przykład na cukrzycę, co również stanowiło duży problem” – kończy swoją relację Wiktoria Godik.
Autor: Dmytro Menok
dmd/ jos/