„Przyszedłem, żeby powiedzieć, że stało się dla mnie jasne: to nie jest mój czas. Dlatego po wielu modlitwach i naradach zdecydowałem się teraz zawiesić moją kampanię. Odchodzę z kampanii, ale pozwólcie, że obiecuję, że nigdy nie przestanę walczyć o konserwatywne wartości i nigdy nie przestanę walczyć o wybieranie pryncypialnych przywódców republikańskich do wszystkich urzędów w kraju” – cytuje 64-letniego Pence’a ABC News.
W czerwcu Pence przyłączył się do rozgrywki o fotel prezydenta z nominacji Partii Republikańskiej, rywalizując m.in. Donaldem Trumpem. Usiłował zdystansować się od kontrowersyjnego stylu byłego prezydenta USA. Nawoływał o „przywrócenie progu uprzejmości w życiu publicznym”.
ABC News zwraca uwagę, że poparcie Pence'a dla pomocy wojskowej dla Ukrainy odróżnia go od innych kandydatów Republikanów. Naciskał również do wprowadzenia co najmniej 15-tygodniowego zakazu aborcji na szczeblu federalnym i innych konserwatywnych inicjatyw.
Pence miał jednak trudności z pozyskaniem wyborców niezwykle lojalnych wobec Trumpa. Nie uzyskał w sondażach więcej niż jednocyfrowego poparcia.
Ponadto ze względu na niezbyt dobre wyniki zbiórki funduszy na jego kampanię wyborczą, co najmniej dwóch pracowników zwolniono na początku października.
„Gdyby Mike Pence miał 200 milionów dolarów, nie zmieniłoby to sondaży. Nie sądzę, że koniecznie musi to być kwestia finansowania. Bardziej chodzi o to, że jego przesłanie nie jest adekwatne do obecnych czasów” – argumentował Barry Bennett, były menedżer kampanii Bena Carsona i doradca Trumpa, którego wypowiedź przytacza ABC News.
„Chrześcijanin, konserwatysta i republikanin” – w takiej kolejności Pence przedstawiał się wyborcom. Jego apel do ewangelickich chrześcijan na Środkowym Zachodzie był jednym z powodów dla których - jak mówił - Trump wybrał go na wiceprezydenta USA cztery lata temu. (PAP)
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski
sma/