Pytana, czy "zdążymy wydać pieniądze z KPO", Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz powiedziała: "opóźnienie jest ogromne". "W KPO mamy dwie pule: granty i pożyczki. Granty są bardzo opłacalne i trzeba zrobić wszystko, aby je zainwestować" - podkreśliła w rozmowie opublikowanej w poniedziałkowej "Rzeczpospolitej".
Wyjaśniła, że w kwestii pożyczek "mamy mniej dogmatyczne podejście, choć to pożyczki korzystniejsze, niż gdybyśmy je zaciągali jako Polska". "Jeżeli będą inwestycje, które będą się opłacały, to z pożyczek trzeba skorzystać. A jak ich nie będzie, to najwyżej nie zaciągniemy pożyczek. Tu katastrofa się nie wydarzy" - oceniła.
"Niemniej w części grantowej opóźnienie doskwiera nam bardzo. Robimy wszystko, co możliwe, żeby z tych pieniędzy skorzystać. Nie ma jednak zgody rządu na wszystkie projekty, jakie w KPO się znalazły" - powiedziała. "Niektórych już nie da się zrobić ze względu na czas, a niektóre nie mają sensu w kształcie zapisanym przez poprzedni rząd" - tłumaczyła minister funduszy i polityki regionalnej.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz powiedziała, że "trwa rewizja KPO". "Do 30 kwietnia musi zapaść decyzja Rady Ministrów, a potem złożymy wniosek rewizyjny do Brukseli, a KE będzie miała trzy miesiące na odpowiedź. Następnie na początku września wyślemy kolejne wnioski o płatność z KPO" - wyjaśniła. "Chcielibyśmy od razu wysłać dwa – drugi i trzeci. Powinny iść pojedynczo, ale będziemy próbować +w każdym okienku+ wrzucać po dwa" - zapowiedziała szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej.
Pytana, ile wydaliśmy już z KPO odpowiedziała: "około 1,6 mld zł". "KPO to dla wszystkich państw UE całkiem nowe doświadczenie. To jest autentycznie Krajowy Plan Odbudowy. To środki, które UE wspólnie wygenerowała różnymi mechanizmami finansowymi, aby przeprowadzić ogromne zmiany strukturalne. To plan 55 bardzo poważnych reform i związanych z nimi 55 inwestycji. To całościowa wizja rozwoju Polski na najbliższe lata" - podkreśliła.
Zwróciła uwagę, że rewizja KPO jest tak ważna, bo "dostajemy wizję reformatorską i gdzieś ma ona sens, a gdzieś nie". "Np., o ile jesteśmy absolutnie przekonani, że należy iść w kierunku niskoemisyjnego transportu, to nie możemy się zgodzić na reformę okładającą podatkami samochody spalinowe" - tłumaczyła.
Pytana o opinię, że "po brexicie mówiło się, że Warszawa powinna zająć miejsce Londynu, stając się jednym z głównych graczy UE", Pełczyńska-Nałęcz powiedziała: "mamy mandat, żeby do tego zmierzać". "Są jednak obszary, w których musimy ciągle uzupełniać luki. To efekt zaniedbań ostatnich ośmiu lat, ale czasem trzeba uczciwie powiedzieć, że sięga to głębiej" - tłumaczyła.
"Wymienię dwa takie punkty. Pierwszy to obecność Polaków wśród urzędników KE i innych unijnych instytucji. Jest z tym słabo, a to, co wyczyniała w tym obszarze poprzednia władza, woła o pomstę do nieba, bo uznała tych ludzi za wrogów narodu. Tak się nie buduje wpływów. Z ludźmi trzeba się spotykać, sieciować i budować potencjał. To nasi współobywatele, patrioci. To ogromny zasób" - oceniła. "Głupotą jest odcinanie własnych instrumentów wpływu" - podkreśliła minister funduszy i polityki regionalnej.
"Druga rzecz tyczy się pieniędzy. Od dwóch dekad z powodzeniem korzystamy ze środków z funduszy strukturalnych. One dalej będą" - powiedziała. "Natomiast Polska i polscy beneficjenci powinni coraz efektywniej sięgać też po fundusze zarządzane centralnie, np. z programu Horyzont. Na razie z tego instrumentu finansowego korzystamy śladowo" - oceniła Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.(PAP)
gj/ lm/