W sobotę 28 września w swoim domu na hawajskiej wyspie Maui zmarł Kris Kristofferson. Amerykański śpiewak country, autor tekstów piosenek, aktor. Choć znany głównie ze swoich dokonań muzycznych, również na dużym ekranie radził sobie świetnie, czego dowodem jest choćby Złoty Glob dla najlepszego aktora w filmie fabularnym za rolę w „Narodzinach gwiazdy”, w którym wystąpił u boku samej Barbry Streisand. „Po raz pierwszy zobaczyłam Krisa w klubie Troubadour w Los Angeles i od razu wiedziałam, że jest wyjątkowy. Bosy, brzdąkał na gitarze i wydawał się idealnym wyborem do scenariusza, który właśnie rozwijałam, a który finalnie stał się "Narodzinami gwiazdy"” – wspomina Streisand w pożegnalnym wpisie w mediach społecznościowych, którym oddała hołd Kristoffersonowi.
Jednak to nie Kristofferson był pierwszym wyborem do wspomnianej roli gwiazdora rocka, który bierze pod swoje skrzydła zdolną piosenkarkę.
Streisand w roli Johna Normana Howarda widziała Elvisa Presleya. W 1975 roku wybrała się na jego występ do Las Vegas, a po zakończeniu odbyła z nim prywatną rozmowę. Elvis chciał zagrać Howarda, ale na przeszkodzie stanął jego osławiony menadżer, pułkownik Tom Parker, który wściekł się, że Streisand go pominęła. Dlatego zażądał dużej kwoty za udział Elvisa w filmie i tego, by nazwisko Presleya znalazło się na plakacie nad nazwiskiem Streisand. Producenci nie mogli pozwolić sobie na takie ryzyko. Król rock and rolla po raz ostatni wystąpił w filmie w 1969 roku i nie było pewności, że będzie w stanie zapełnić kina.
Wyreżyserowane przez Franka Piersona „Narodziny gwiazdy” były trzecią wersją tej historii. Wcześniej, w 1937 i 1954 roku, powstały dwie produkcje pod tym samym tytułem. Poświęcone one były przemysłowi filmowemu. Film z 1976 roku rozgrywa się już w środowisku muzyków, stąd szansa dla Kristoffersona, dla którego nie była to jednak pierwsza rola na dużym ekranie. Wcześniej występował już m.in. u Sama Peckinpaha („Pat Garrett i Billy the Kid”, „Dajcie mi głowę Alfredo Garcii”) czy u Martina Scorsese („Alicja już tutaj nie mieszka”). Za rolę w westernie „Pat Garrett i Billy the Kid” zdobył nominację do nagrody BAFTA w kategorii dla najlepszego nowicjusza w roli głównej. Ale dopiero „Narodziny gwiazdy” ugruntowały jego pozycję aktorskim Złotym Globem.
Wielu widzów filmu Piersona twierdziło, że Kristofferson inspirował się Jimem Morrisonem z The Doors. Muzyk jednak kategorycznie odrzucił te interpretacje. „Pomysł to dobry, ale nieprawdziwy. Nigdy nawet nie spotkałem Morrisona. Wielu ludzi mówi, że wyglądamy podobnie – chodzimy bez koszulki, mamy brody – ale ta blaknąca gwiazda muzyki najbardziej była wzorowana mną” – mówił.
Na planie Kristofferson nie dogadywał się z reżyserem. Frank Pierson, który był weteranem II wojny światowej, miał patrzeć na muzyka z pogardą, gdyż ten służył w wojsku, ale nie walczył w Wietnamie. „Byłem zbyt pijany, żeby się tym przejmować” – ucinał temat muzyk, którego historia pobytu w wojsku była bardziej skomplikowana. Kristofferson, który w amerykańskiej armii miał stopień kapitana, zgłosił się na ochotnika, by służyć w Wietnamie jako pilot helikoptera. Zamiast tego zaproponowano mu posadę profesora literatury angielskiej w Akademii Wojskowej w West Point. Zawiedziony tą odmową, po pięciu latach służby odszedł z wojska, w którym już wkrótce miał zostać majorem.
Kristoffersonowi nie po drodze było też z Barbrą Streisand, o której miał powiedzieć, że współpraca z nią była doświadczeniem, które „o mało nie wyleczyło go z grania w filmach”. Niezależnie od konfliktów na planie, „Narodziny gwiazdy” odniosły ogromny sukces kasowy. Nakręcony za 6 milionów dolarów dramat muzyczny zarobił w kinach na całym świecie 80 milionów. W Stanach Zjednoczonych film Piersona został drugim najbardziej kasowym filmem roku wyprzedzając takie produkcje jak m.in. „King Kong”, „Wszyscy ludzie prezydenta” czy „Omen”. Lepszy okazał się inny projekt z jeszcze niższym budżetem, po którym również nikt nie spodziewał się aż takiego sukcesu. Był to „Rocky” z Sylvestrem Stallone w roli głównej. (PAP Life)
kal/moc/ep/