W ramach tego projektu trzeba było przeszukać dostępne w archiwach staropolskie pamiętniki, listy, diariusze i prywatne notatki aptekarzy, by znaleźć w nich stosowane receptury. Tą częścią projektu zajmował się zespół Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego pod kierunkiem dra Jakuba Węglorza. Sama rekonstrukcja i późniejsza analiza odtworzonego leku była zadaniem badaczy z Katedry i Zakładu Farmakognozji i Leku Roślinnego Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, którymi kierowała dr Danuta Raj.
„Muszę przyznać, że było to trudne. Pierwsza podstawowa trudność to fakt, że było w nim aż 71 składników, z których część nie była dla nas problematyczna np. imbir albo pieprz czarny. Natomiast było też dużo innych składników, które już zdecydowanie dostarczyły dużo trudności. Jako pierwsze mogę wymienić żmije, będące głównym, najbardziej przykuwającym uwagę składnikiem teriaku. Nam udało się zrobić tak, że żadna żmija nie musiała zostać zabita na cele naszego projektu. Wykorzystywaliśmy tylko te, które w środowisku naturalnym nie przeżyły” - powiedziała PAP dr Danuta Raj.
Dodała, że sprowadzenie innych składników m.in. z Azji, Afryki wymagała dużej kreatywności i pomogli np. filmowcy, którzy przywieźli trawę cytrynową, a w sprowadzaniu innych pomogli blogerzy, misjonarze.
Rekonstrukcję teriaku wrocławscy farmaceuci oparli na recepcie licencjonowanego aptekarza z Torunia, spisanej w 1630 roku, której praktyczne użycie zostało potwierdzone historycznie podczas epidemii dżumy.
Dr Raj oceniła, że teriak nie działa tak, jakie oczekiwania wobec niego mieli ludzie w starożytności czy jeszcze czterysta lat temu, gdy był niezwykle popularny i drogi.
„Wówczas wierzono, że jest to lek, który zabezpiecza przed zatruciami, zabezpiecza przed chorobami, zabezpiecza przed chorobami epidemicznymi, że jest to lek o bardzo dużej sile działania. Bano się go, bardzo precyzyjnie dbano o dawkowanie. Wiadomo było, że np. nie można go stosować w gorączkach, bo może się to skończyć zgonem. Tego absolutnie nie potwierdzamy” - powiedziała dr Raj.
Zaznaczyła, że obecne badania wykazały, że temu lekowi jest bliżej do placebo niż do tak silnie działającej mikstury – jaką widzieli w teriaku ludzie w przeszłości.
Od starożytności zalecano go jako antidotum na zatrucia, ale w czasie epidemii jego znaczenie stawało się szczególne - uważano, że chroni przed zachorowaniem i śmiercią. W czasach epidemii mogli sobie jednak na niego pozwolić tylko nieliczni, bo osiągał zawrotne ceny. Produkcją zajmowali się tylko licencjonowani aptekarze. Najbardziej ceniony był teriak wenecki, którego recepturę uważano za wzorcową. Dzięki systemowi licencji produkcja tego specyfiku rozpowszechniła się także w Polsce.
Teriak był już przedmiotem badań współczesnych naukowców, ale zespół Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu jest jedynym na świecie, który otworzył go wiernie, jeden do jednego, zgodnie z procedurami epoki. Efekty swojej pracy przedstawi na międzynarodowej konferencji, która jest organizowana przez Uniwersytet Wrocławski w Muzeum Farmacji UMW 8-10 marca. Wśród zaproszonych gości są rekonstruktorzy dawnych leków, procesów alchemicznych, wyrobów rzemieślniczych, m.in. tkanin czy słodyczy którzy do Wrocławia przyjadą z całego świata, m.in. USA, Holandii, Norwegii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Austrii i Izraela. (PAP)
Autor: Roman Skiba, Agnieszka Piechurska
sma/