W rozmowie z tygodnikiem "Sieci" szef IPN przyznał, że zmienia się nastawienie do pamięci historycznej, bo osoby aspirujące obecnie do stanowisk państwowych deklarują odmienny pogląd na narodową pamięć i prawdę historyczną. "Mamy też w Sejmie środowiska postkomunistyczne, dla których Instytut Pamięci Narodowej od lat jest naturalnym przeciwnikiem. Ale nawet jeśli coś się zmieni wokół IPN, to nie zmieni się nasza misja zapisana w ustawie. Konsekwentnie pracujemy dla państwa polskiego" - podkreślił.
"IPN jest i będzie atakowany, ale pozostanie twierdzą. Wierzę, że nie do zdobycia" - oświadczył.
Nawrocki przyznał, że spodziewa się cięć finansowych. "Znamy te mechanizmy z przeszłości. Zestawia się wówczas budżet instytutu z głęboko poruszającymi potrzebami grup społecznych, chcąc nas sztucznie skonfrontować z tym, co jest rzekomo ważniejsze od pamięci historycznej. Powiem tylko tyle: nie pozwolimy sprowadzić debaty w tej sprawie do suchych liczb. Będziemy mówić o konkretnych projektach. I zapytamy: kogo nie pochować po 80 latach? Czyjego pomnika nie zbudować – Wojciecha Korfantego czy może Wincentego Witosa? Do którego przedszkola nie pojechać, by rozbudzać w dzieciach przywiązanie do Polski?" - powiedział.
W ocenie prezesa INP najsmutniejszym aspektem debaty o IPN jest fakt, że ci, którzy się wypowiadają, nie mają podstawowej wiedzy o funkcjonowaniu instytutu. "A mówimy o instytucji unikatowej na skalę światową. Polacy powinni być dumni z tego, co stworzyli, zamiast chcieć to niszczyć. W IPN odbywa się debata o wszystkich środowiskach politycznych, które służyły Polsce, a w sposób krytyczny o tych, które Polskę zdradzały. Więc jeśli ktoś – od lewa do prawa – kocha Polskę, chce jej służyć i zadałby sobie trud wejścia w istotę Instytutu Pamięci Narodowej, to w naszych publikacjach czy projektach edukacyjnych znalazłby atrakcyjną dla siebie ofertę i mógłby się inspirować tym, co robi IPN" - przekonywał.
Zdaniem Nawrockiego motorem nagonki na IPN są środowiska postkomunistyczne. "Z uwagą słuchamy także tego, co mówią przedstawiciele największego ugrupowania opozycyjnego, czyli PO. W pewnym momencie o likwidacji IPN mówił przecież sam Donald Tusk. A jeśli robią to ludzie, którzy rzeczywiście byli zaangażowani w działalność opozycyjną przed 1989 r., to dziś powinni oni szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy więcej jest w nich Solidarności i przywiązania do tego, co IPN robi dla państwa polskiego, czy pragmatyki politycznej i wykonywania politycznych zleceń" - oświadczył. (PAP)
kno/