Strażacy informację o pożarze otrzymali przed godziną 18 w środę. Na miejscu okazało się, że ogień wybuchł w drewnianym, parterowym domu jednorodzinnym przy ulicy Wiśniowej. Z budynku strażacy wynieśli dwóch nieprzytomnych chłopców w wieku pięciu i sześciu lat. Niestety ich życia nie udało się uratować. Zmarli w szpitalu.
"Od rana na miejscu pracują policjanci pod nadzorem prokuratora, jest też biegły z zakresu pożarnictwa. Dopiero po opinii biegłego będziemy mogli powiedzieć o przyczynach i okolicznościach tego zdarzenia" - przekazała PAP Monika Jałocha, oficer prasowa włoszczowskiej policji.
Przesłuchano też pierwszych świadków. "Rodzina cały czas jest pod opieką psychologa. Rodzice na pewno będą przesłuchani, ale musi na to pozwalać stan ich zdrowia. Ustalimy, jakie były okoliczności tego zdarzenia i czy dzieci były pod opieką, czy też nie" – zaznaczała rzeczniczka.
Sprawę nadzoruję Prokuratura Rejonowa we Włoszczowie
W najbliższych dniach ma się także odbyć sekcja zwłok dzieci, które zginęły w pożarze.
Siedmioosobowa rodzina mieszkała w domu przy ulicy Wiśniowej od kilkunastu lat. Był to lokal komunalny. Pogorzelcy na razie nie skorzystali z pomocy gminy i nie przenieśli się do lokalu zastępczego. Noc spędzili u znajomych.
"Próbujemy przekonać rodzinę, aby zdecydowała się na lokal komunalny. To bardzo trudna sytuacja, górę biorą emocje. Ze strony gminy chcemy zapewnić rodzinie jak najlepszą pomoc" – powiedziała PAP rzeczniczka urzędu miasta we Włoszczowie Iwona Boratyn.
Jednocześnie wsparcie dla poszkodowanej rodziny organizuje Przedszkole Samorządowe nr 3 we Włoszczowie, do którego uczęszczali chłopcy. "Prowadzimy zbiórkę, najpotrzebniejszych rzeczy: pościeli, ubrań. Od rana zgłaszali się do nas rodzice poruszeni wczorajszą tragedią" – poinformowała PAP dyrektor Beata Grzegorczyk.
Dodatkowo przy współpracy organizacji pozarządowych dyrekcja przedszkola planuje przeprowadzić zbiórkę pieniędzy dla poszkodowanej rodziny.
W pożarze zginęło dwóch chłopców w wieku pięć i sześć lat. Oprócz nich w domu nie było innych osób. Z nieoficjalnych ustaleń wynika, że matka chłopców była poza domem z bratem bliźniakiem tragicznie zmarłego sześciolatka. Nie jest pewne, co w chwili pożaru robił ojciec. Kolejnych dwóch synów obecnie na stałe przebywa poza domem. (PAP)
Autor: Wiktor Dziarmaga