Wymazy dające rezultat po kilku czy kilkunastu minutach stają się słabym punktem w walce z pandemią - takie głosy nasilają się w momencie, gdy rozważana jest możliwość ograniczenia wystawiania przepustki Covid-19 tylko osobom zaszczepionym i tym, które przeszły zakażenie.
Testy te to "prawdziwa pięta Achillesa, bo w najlepszym razie 30 procent z nich daje fałszywy negatywny wynik, a zatem zakażeni, którzy otrzymują tzw. Green Pass, zarażają średnio sześć- siedem osób i mają decydujący wpływ na mechanizm wzrostu infekcji" - ocenił doradca ministerstwa zdrowia Walter Ricciardi, cytowany przez dziennik "La Repubblica".
Przypomina się, że już w zeszłym roku badania, o których informowała specjalistyczna prasa, wykazały, że prawie co drugi taki test dawał błędny rezultat i to z dużym wskaźnikiem fałszywych negatywnych.
Sceptycznie do testów antygenowych odnosi się też wirusolog Francesco Broccolo z mediolańskiego uniwersytetu Bicocca. "To testy o skrajnie niskiej czułości i to do tego stopnia, że pozytywne przypadki są wykrywane w 0,2 proc. testów błyskawicznych i 6 procent molekularnych. Poza tym mamy ponad 50 procent fałszywych negatywnych wyników" - wyjaśnił.
Także Gianni Rezza z ministerstwa zdrowia przyznał, że mogą one dawać takie wyniki. Zarazem zwrócił uwagę, że w przypadku wariantu Delta poziom wirusa w organizmie jest wyższy, a zatem jego zdaniem problemy z poprawną wykrywalnością są mniejsze.
Mikrobiolog Andrea Crisanti przywołał rezultaty z regionu Wenecja Euganejska, gdzie, jak wykazano, antygenowe testy błyskawiczne nie wykrywają trzech zakażeń na dziesięć.
"Obecnie testy te nie dają wystarczających gwarancji, jeśli chodzi o odsetek zidentyfikowanych pozytywnych przypadków" - to wniosek z raportu opracowanego przez badaczy z laboratorium, gdzie prowadzone są badania nad koronawirusem.
Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)
mmi/