Na pytanie, czy jesteśmy w stanie wojny z Białorusią, wiceminister Przydacz wskazał, że jesteśmy poddawani operacji hybrydowej. Cynicznie wykorzystuje się w niej ludzi, którzy chcą przedostać się do lepszego świata, jakim jest dla nich Unia Europejska. "Z jednej strony mamy agresywny tłum sprowadzonych na Białoruś migrantów, najczęściej z krajów Bliskiego Wschodu. Posiadamy informacje, że ci ludzie są nawet szkoleni, jak zachować się na granicy. Z drugiej strony prowadzona jest kampania dezinformacyjna" - zaznaczył.
Pytany o to, co jest celem Białorusi i Rosji, wiceszef resortu spraw zagranicznych zauważył, że te kraje właśnie przeprowadziły integrację, jak to się w dokumentach określa, ale ich cele są różne. "Wykonawca bezpośredni, czyli Łukaszenka, chce się zemścić za to, że UE nie zaakceptowała sfałszowanych wyborów, że Polska upomina się o więźniów politycznych, których siedzi w więzieniach prawie tysiąc" - powiedział.
"Po drugie, agresywną postawą Łukaszenka chce zmusić Unię do zaakceptowania tego, że to on jest liderem państwa. Po trzecie, chce zniesienia sankcji, nałożonych na niego osobiście i na jego współpracowników" - dodał. "To bandycki chwyt" - ocenił.
Jakie są cele Moskwy?
Według Przydacza, cele Moskwy są nieco inne. "Po pierwsze, to destabilizacja sytuacji na wschodniej flance NATO. Po drugie, testowanie jedności Zachodu – sprawdzenie, czy uda się wyizolować poszczególne państwa i poprzez kampanię medialną je zdeprecjonować" - wskazał.
Dodał, że Rosja ma świadomość pewnych różnic między państwami Zachodu i usiłuje wbić między nie klin. Na szczęście to się nie udało, cała UE i całe NATO stoją murem za Polską.
"Po trzecie, musimy patrzeć szerzej: na to, co się dzieje na rynku gazowym po faktycznej zgodzie Stanów Zjednoczonych i Niemiec na ukończenie Nord Stream II, na to, co się dzieje wokół Ukrainy, na szantaż gazowy wobec Mołdawii. Polska niedawno musiała udzielić jej wsparcia, sprzedając gaz" - powiedział wiceminister spraw zagranicznych w rozmowie z Gościem Niedzielnym". (PAP)
io/