Jak podaje "DGP", Komisja Europejska regularnie upomina się o to, by informować, że realizowane w Polsce inwestycje i programy są finansowane z europejskich pieniędzy.
Za niewypełnianie obowiązków informacyjnych przy korzystaniu z nowej perspektywy Bruksela będzie mogła odebrać do 3 proc. wsparcia. KE oczekuje też, że w Umowie partnerstwa – rządowym dokumencie pokazującym, jak wydamy unijne pieniądze – pojawi się zakaz wykorzystywania tych środków przez polityków do promowania samych siebie" - informuje dziennik.
"DGP" dodaje, że sankcje finansowe polegające na ucięciu 3 proc. wsparcia będą mogły być nakładane także na samorządowców dysponujących środkami europejskimi. "Często bywa tak, że jakiś lokalny włodarz, otwierając np. odcinek nowej drogi, słowem się nie zająknie o tym, skąd wzięły się pieniądze na nią. A w przypadku dróg 85 proc. pieniędzy to fundusze unijne" – mówi gazecie dobrze poinformowana osoba w Brukseli.
Z informacji "DGP" wynika, że Bruksela baczniej przygląda się Polsce i to od niej zamierza wymagać więcej jako kraju, do którego nadal trafia najwięcej pieniędzy z unijnego tortu.
"W zeszłym roku upomniany został sam premier Mateusz Morawiecki, który mówiąc w Sejmie o tarczach antykryzysowych, powiedział, że Polska nie dostała +ani eurocenta na walkę z koronawirusem+. Wówczas KE zwróciła się o rzetelne informowanie o pakietach pomocowych, bo chociaż są one inicjatywą rządową, to korzystają z programów zaproponowanych przez Brukselę" - czytamy. (PAP)
mmi/