10-15 tysięcy ofiar śmiertelnych stanu wojennego? Politolog: władze zakładały, że będzie znacznie bardziej krwawy

2021-12-14 10:47 aktualizacja: 2021-12-14, 13:21
Fot. PAP/Ireneusz Sobieszczuk
Fot. PAP/Ireneusz Sobieszczuk
W wypowiedziach działaczy partyjnych z jesieni 1981 r. pojawiały się głosy, że rozwiązanie siłowe przyniesie 10–15 tys. ofiar śmiertelnych. Jaruzelski mógł mieć świadomość, że jego decyzje będą miały takie konsekwencje – mówi PAP dr Przemysław Gasztold, politolog z IPN i Akademii Sztuki Wojennej.

Polska Agencja Prasowa: Jesienią 1980 r. na Kremlu rozważano możliwość interwencji zbrojnej w PRL i „stłumienia kontrrewolucji”. Ten scenariusz był możliwy również w kolejnych tygodniach, ale w grudniu 1981 r. w rozmowach z Jaruzelskim Sowieci kategorycznie odrzucili możliwość wejścia do Polski. Zapewnili, że uczynią to jedynie w ostateczności.

Dr Przemysław Gasztold: Ta zmiana w założeniach polityki ZSRS wynikała z kilku czynników. W 1980 r. stanowcza reakcja Stanów Zjednoczonych, które m.in. za sprawą działalności płk. Ryszarda Kuklińskiego miały wgląd w plany interwencji ZSRS, sprawiła, że Sowieci zmodyfikowali swoje plany. Należy także pamiętać, że nie mogli wiedzieć, jak rozwinie się sytuacja polityczna w PRL. Zagadką pozostawało, czy „Solidarność” wysunie postulaty wyjścia z Układu Warszawskiego, a tym samym całkowitej zmiany położenia geopolitycznego PRL. Z czasem okazało się, że NSZZ „Solidarność” stała się masowym ruchem społecznym i politycznym, którego członkowie byli antykomunistami, ale nie przejawiali dążeń do obalenia władz PRL.

Na postawę Związku Sowieckiego wpływało również zaangażowanie w Afganistanie, które pochłaniało coraz więcej zasobów i ofiar. Oczywiście nie znamy większości dokumentów, ale należy założyć, że splot tych czynników sprawił, że kierownictwo Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego odrzuciło pomysł interwencji militarnej w Polsce.

Sowieci polecili przywódcom PRL, najpierw Stanisławowi Kani (którego uznali za zbyt miękkiego), a potem Wojciechowi Jaruzelskiemu, samodzielne rozwiązanie „problemu 'Solidarności'”. Jaruzelski zdawał sobie sprawę z żądań sowieckich, ale jednocześnie nalegał na zagwarantowanie, że w razie potrzeby Sowieci przyjdą z pomocą polskim komunistom. Kreml nie dał mu jednoznacznej odpowiedzi. Trudno powiedzieć, czy Sowieci dokonaliby interwencji, jeśli bieg wypadków po wprowadzeniu stanu wojennego przybrałby bardziej dramatyczny charakter.

PAP: Jak na sytuację w PRL spoglądali pozostali sąsiedzi, szczególnie „ortodoksyjny” reżim komunistyczny w NRD?

Dr Przemysław Gasztold: Erich Honecker i jego otoczenie naciskali na jak najszybsze zdławienie „Solidarności” przy użyciu wszelkich dostępnych środków, także inwazji wojsk Układu Warszawskiego. Owe zachęty i groźby ze strony Berlina Wschodniego były znane Kani i Jaruzelskiemu. Mieli świadomość, że „bratni” reżim spogląda na sytuację w Polsce z wielkim niepokojem. Honecker zakładał, że ma do czynienia z kontrrewolucją. Wraz z Gustávem Husákiem należał do grona najtwardszych przywódców krajów satelickich i wspólnie dążyli do zdławienia „Solidarności”, zanim idea niezależnego ruchu związkowego zainspirowałaby obywateli ich krajów.

PAP: Czy możemy określić moment, w którym Jaruzelski podjął ostateczną decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego i na ile była to jego całkowicie autonomiczna decyzja?

Dr Przemysław Gasztold: Na wstępie należy zwrócić uwagę na przyczyny utraty stanowiska I sekretarza KC PZPR przez Stanisława Kanię. Ten moment jest kluczowy dla wydarzeń kolejnych miesięcy roku 1981. Mimo że w marcu 1981 r. Kania podpisał dokument nazywany „Myślą przewodnią do wprowadzenia stanu wojennego”, to wciąż ociągał się z podjęciem ostatecznej decyzji. Jego postawa sprawiała, że Moskwa nie miała wobec niego zaufania. Ufała Jaruzelskiemu, który kontrolował Ministerstwo Obrony Narodowej, a więc jeden z najważniejszych resortów siłowych. Breżniew i jego otoczenie uznawali, że to on „poradzi sobie” z „Solidarnością”. Zmiana na stanowisku I sekretarza KC PZPR była więc kluczowa w dochodzeniu do decyzji o wprowadzeniu „rozwiązania siłowego”. Po przejęciu pełni władzy przez Jaruzelskiego stan wojenny był już tylko kwestią czasu.

Na decyzję Jaruzelskiego wpływały jednak również inne czynniki. W swoich rękach skupił kontrolę nad trzema kluczowymi instytucjami: cywilnym aparatem bezpieczeństwa, wojskiem i partią. W łonie tych trzech narzędzi władzy pojawiały się nawoływania do szybkiego zdławienia „Solidarności”. Takich głosów było szczególnie wiele od października 1981 r. Gen. Jaruzelski wiedział o nich z otrzymywanych na swoje biurko meldunków o nastrojach w MSW, MON i PZPR. Doniesienia te nie pozostawiały wątpliwości: coraz większa liczba funkcjonariuszy resortów siłowych i partii oczekiwała od niego „podjęcia ostatecznej decyzji”. W tym samym czasie Jaruzelski był także informowany o spadku zaufania społeczeństwa do „Solidarności”. Polacy wyrażali jednocześnie wysokie zaufanie do Wojska Polskiego.

W procesie podejmowania przez Jaruzelskiego decyzji bardzo istotne były też wydarzenia z początku grudnia 1981 r. Na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR nie zapadły jeszcze ostateczne decyzje dotyczące wprowadzenia stanu wojennego, ale w ciągu kilku kolejnych dni Jaruzelski zdecydował samodzielnie o rozpoczęciu tej operacji. Moment wprowadzenia stanu wojennego był zgodny z przyjętymi wcześniej założeniami. Planiści uznali, że musi to być zima i dzień wolny od pracy, gdy większość zakładów przemysłowych była pusta. Można było uniknąć wielkich strajków okupacyjnych. Również przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia ograniczały aktywność społeczeństwa.

PAP: Według dokumentów odnalezionych w archiwach enerdowskiej bezpieki gen. Jaruzelski w godzinach poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego był naciskany przez radykalnie nastawionych oficerów Wojska Polskiego, aby podjął ostateczną decyzję dotyczącą przeprowadzenia tej operacji. Czy informacje te należy uznać za wiarygodne?

Dr Przemysław Gasztold: Tego typu informacje i plotki pojawiały się również w innych źródłach, a także krążyły w formie domysłów. Także wspomniane wcześniej raporty dotyczące nastrojów w resortach siłowych mówią o nasilaniu się presji części oficerów na radykalne rozwiązanie „problemu Solidarności”. Takie poglądy prezentował m.in. gen. Eugeniusz Molczyk, zastępcą naczelnego dowódcy Zjednoczonych Sił Zbrojnych Państw Stron Układu Warszawskiego. Część z funkcjonariuszy wyrażających takie przekonanie uważała Jaruzelskiego za zbyt słabego i niezdecydowanego. Być może ich radykalizm wynikał z inspiracji zewnętrznej, czyli ze strony NRD, Czechosłowacji lub Związku Sowieckiego. W dokumentach Wojskowej Służby Wewnętrznej znajdujemy dowody na prowadzenie przez służby specjalne ZSRS działań mających na celu dotarcie do oficerów z otoczenia Jaruzelskiego.

PAP: Czy w kontekście wydarzeń poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego można zaryzykować tezę, że Jaruzelski był skutecznym politykiem, który sprawnie wyeliminował lub zepchnął na margines swoich przeciwników oraz wrogów swoich sojuszników, takich jak zwalczający Czesława Kiszczaka były szef MSW gen. Mirosław Milewski?

Dr Przemysław Gasztold: Należy wyróżnić dwa okresy w prowadzonej przez Jaruzelskiego polityce personalnej. Do czasu wprowadzenia stanu wojennego w strukturach PZPR tworzyły się różnego rodzaju frakcje i nurty ideowe, zarówno reformistyczne (w postaci struktur poziomych), jak i dogmatyczne (Katowickie Forum Partyjne). Przed 13 grudnia 1981 r. Jaruzelski miał wobec tych środowisk związane ręce, ponieważ frakcje twardogłowe cieszyły się poparciem „bratnich krajów”. Przejęcie pełni władzy przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego pozwoliło mu na usunięcie towarzyszy, którzy nie byli wobec niego lojalni lub nie popierali go w wystarczającym stopniu. Środowiska dogmatyczne straciły też poparcie Moskwy, ponieważ Jaruzelski wykonał zadanie postawione przez Moskwę. Tym samym naciski dogmatyków przestały mieć znaczenie. Jaruzelski skorzystał z okazji do uporządkowania partii według własnych założeń.

Po 1982 r. rozpoczął się proces oczyszczania partii z osób, zarówno twardogłowych i reformistów. Dyskusje wewnątrzpartyjne całkowicie zanikły. Wprowadzono zakaz działalności o charakterze frakcyjnym. Partia była rządzona przez Jaruzelskiego w sposób wojskowy. Dyktator zakładał pełną dyscyplinę i kosztem partii wzmacniał rolę kadr wojskowych. Jego bliscy współpracownicy z Ministerstwa Obrony Narodowej obejmowali stanowiska partyjne i rządowe. Po wprowadzeniu stanu wojennego oddelegowano do zakładów pracy i instytucji państwowych 2150 pełnomocników Komitetu Obrony Kraju, którzy decydowali o polityce kadrowej i często mieli więcej do powiedzenia niż działacze PZPR. Oznaczało to faktyczną erozję partii, która po 13 grudnia już się nie podniosła, stając się de facto strukturą administracyjną.

Mimo zniesienia stanu wojennego w 1983 r. w PZPR nie pojawiła się dyskusja nad potrzebą reform, nie wyłonili się też nowi, wybitni liderzy polityczni mający wpływ na politykę prowadzoną przez Jaruzelskiego. W tym kontekście warto zwrócić uwagę, że w języku wewnętrznym partii coraz rzadziej pojawiały się terminy „komunizm”, „komuniści”. Niemal do końca swoich rządów Jaruzelski promował „drogę środka”, odrzucającą liberalizm i dogmatyzm. Skutkiem był brak reform i tym samym katastrofalny stan państwa i gospodarki. Ta diagnoza zaowocowała podjęciem decyzji o rozpoczęciu rozmów z opozycją. W 1989 r. Jaruzelski nie napotkał jakiegokolwiek głosu sprzeciwiającego się idei okrągłego stołu. Ten fakt pokazuje, że minione siedem lat wojskowego zarządzania partią wyjałowiło ją z jakichkolwiek przejawów myślenia o wizji lub o programie.

PAP: Biorąc pod uwagę przebieg wypadków po 13 grudnia 1981 r., można zaryzykować tezę, że stan wojenny był perfekcyjnie przeprowadzonym zamachem stanu?

Dr Przemysław Gasztold: Można powiedzieć, że była to operacja niezwykle udana. Wprowadzenie stanu wojennego było największą operacją Wojska Polskiego po 1945 r. Wzięło w niej udział ok. 70 tys. żołnierzy, 1700 czołgów, 1900 wozów bojowych, kilkadziesiąt samolotów, śmigłowców i okrętów. W wewnętrznych raportach władz stwierdzano, że przebieg tej operacji był pomyślny, choć również po stronie reżimu zdarzały się ofiary śmiertelne. W pierwszych dniach operacji żołnierze ginęli w wypadkach w czasie przemieszczania kolumn pancernych lub innych wypadkach. Jednak biorąc pod uwagę skalę zaangażowanych sił, należy uznać, że były to niewielkie straty.

Należy jednak pamiętać, że nie wiemy, z jaką skalą oporu liczyli się Jaruzelski i jego współpracownicy. Z pewnością władze zakładały, że stan wojenny będzie znacznie bardziej krwawy. W niektórych wypowiedziach działaczy partyjnych z jesieni 1981 r. pojawiały się głosy, że rozwiązanie siłowe przyniesie 10-15 tys. ofiar śmiertelnych. Jaruzelski mógł mieć świadomość, że jego decyzje będą miały takie konsekwencje. Na szczęście zabitych było znacznie mniej. (PAP)

Rozmawiał: Michał Szukała

js/