Projekt dezyderatu wzywa premiera Mateusza Morawieckiego do podjęcia działań zmierzających do wyegzekwowania ze strony unijnych organów właściwej transparentności i złożenia dokładnych wyjaśnień w tzw. sprawie "handlu wpływami", opisanej przez francuską gazetę "Liberation".
Płażyński, który jest przewodniczącym sejmowej Podkomisji stałej ds. Konferencji o przyszłości Europy, przypomina w dokumencie, że do "handlu wpływami" miało dochodzić w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej, Europejskim Trybunale Obrachunkowym, Komisji ds. Budżetu i Programowania Finansowego i innych instytucjach. "W nielegalne lub co najmniej nieetyczne działania zaangażowani mieli być najważniejsi przedstawiciele Unii, z przewodniczącym TSUE na czele" - napisał Płażyński.
"Wyjaśnienie tej sprawy, to jest polska i europejska racja stanu. Jeżeli mamy do czynienia z działaniami korupcyjnymi, handlem wpływami wśród najwyższych urzędników unijnych, ale też sędziów TSUE, a takie tezy stawia dziennik +Liberation+, podając przy tym funkcje i nazwiska, to jest to sytuacja bez precedensu, która musi zostać wyjaśniona. Bo inaczej każda decyzja Komisji Europejskiej, każdy wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE będzie słusznie kontestowany" - podkreślił Płażyński w rozmowie z PAP.
W projekcie dezyderatu wskazał też na doniesienia prasowe, wskazujące na "możliwość korupcji i dzikiego lobbingu, a także wykraczający poza ramy procedur demokratycznych wpływ Europejskiej Partii Ludowej na działania Unii". Jak zauważył w rozmowie z PAP, "z publikacji wynika, że to głównie politycy związani z Europejską Partią Ludową brali udział w takich spotkaniach, i jest możliwe, że EPL, jako najbardziej wpływowa w strukturach unijnych, była najbardziej zaangażowana w te korupcyjne działania".
Pytany, czy taki "handel wpływami" mógł mieć wpływ na decyzje ws. kopalni węgla brunatnego w kopalni Turów, bądź Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, poseł PiS ocenił, że mogło tak być, co jednak wymaga wyjaśnienia. Jego zdaniem, gdyby to się potwierdziło, że wyroki i decyzje tak podejmowane mogłyby zostać unieważnione.
"Biorąc pod uwagę, że w nielegalnych spotkaniach z lobbystami we francuskich majątkach multimilionerów, udział brali sędziowie TSUE, a wśród nich pani sędzia Rosaria Silva de Lapuerta, która wydała postanowienie zabezpieczające wobec Polski w sprawie o zamknięcie kopalni w Turowie, to tak. Takie wyroki musiałyby upaść, musiałyby zostać zweryfikowane" - ocenił.
Płażyński przyznał, że chodzi więc nie tylko o "elementarne zaufanie" do decyzji podejmowanych przez unijne instytucje w przyszłości, ale też o "żywotny interes Polski w konkretnych sprawach". "Jako parlamentarzyści, przedstawiciele suwerena, narodu, mamy obowiązek domagać się wyjaśnienia tej sprawy, ale też wspierać rząd, który ma narzędzia do tego, żeby wyegzekwować te wyjaśnienia ze strony unijnych organów" - oświadczył poseł PiS.
Zaznaczył, że dezyderat, którego projekt trafi teraz do Komisji ds. Unii Europejskiej, byłby dodatkowym wsparciem dla premiera Morawieckiego, "aby miał kolejne argumenty, mówiące o tym, że to nie jest tylko sprawa podnoszona przez polski rząd, ale też parlamentarzystów, którzy w imieniu suwerena żądają wyjaśnienia tez dziennika +Liberation+".
Odnosząc się do braku reakcji Wspólnoty na takie tezy francuskiej gazety, o czym także napisał w dezyderacie, Płażyński zaznaczył, że "im dłużej trwa milczenie organów unijnych w tej sprawie, tym większa będzie ich współodpowiedzialność, gdy ta sprawa zostanie wyjaśniona". "A jeżeli nie zostanie wyjaśniona, to być może właściwym będzie, aby organy krajowe - Polski i innych państw - za tę sprawę się zabrały na poziomie procesu karnego i postępowania ze strony policji i prokuratury" - powiedział poseł PiS.
Według niego, brak stanowiska władz UE wobec publikacji "Liberation" może wynikać z tego, że "skala tych doniesień jest na tyle szeroka i dotyczy tak wpływowych osób, że być może nie widzą, co zrobić". "Mamy do czynienia z potężnym środowiskiem wpływowych ludzi w całej Europie i być może uznają oni, że przeczekanie przyniesie jakiś rezultat zapomnienia przez społeczeństwo o tej sprawie. Ale to jest niemożliwe. To zbyt gruba sprawa, aby można ją było zamieść pod dywan" - ocenił. (PAP)
Autor: Mieczysław Rudy
kgr/