Polska Agencja Prasowa: Ilu ludzi ma pan do współpracy w PZPN przy skautingu zagranicznym, bo w różnych przekazach pojawiają się nieco inne wersje?
Maciej Chorążyk: W każdym kraju wygląda to inaczej. W Wielkiej Brytanii, mówię o Anglii i Szkocji, to około 20 osób. W Irlandii – około 10, a w pozostałych krajach 10-12. Z czego w Niemczech – cztery, w USA – dwie i pojedyncze osoby np. w Czechach, Argentynie, Austrii. Łącznie około 40 wolontariuszy.
PAP: Czyli oni pracują bez wynagrodzenia?
M.C.: Mamy koordynatorów skautingu, którzy są pracownikami PZPN. Po jednym na Anglię i Niemcy. W Anglii Przemysław Soczyński, a w Niemczech – Tomasz Rybicki. Pozostali pracują na zasadzie wolontariatu. Z naszej strony mogą liczyć na PZPN-owskie ubrania, kurtki, dresy, itd. Pomagamy im też, gdy jako ludzie działający w futbolu zmieniają pracę, np. przy listach referencyjnych do CV, żeby zrobili następny krok w swojej karierze.
PAP: Silnym wsparciem dla was jest strona polskaut.pl.
M.C.: To strona, gdzie rodzice piłkarzy zakładają profile. My mamy spotkania w polskich placówkach dyplomatycznych w Londynie, Kolonii, Monachium, utrzymujemy też kontakty z polonijnymi mediami. Dzięki ich uprzejmości została rozpropagowana informacja, że taka strona istnieje i tam można zgłosić profil swojego dziecka. Strona jest tylko do użytku trenerów kadr młodzieżowych oraz skautów. Każdy wypełnia krótki profil, gdzie są dane kontaktowe, krótkie dossier piłkarza i informacje, czy np. ma polski paszport. Dla przeciętnego użytkownika internetu niewidoczne, bo tam się nie da wejść.
PAP: Przez tę stronę odezwał się Matty Cash, a konkretnie jego rodzina?
M.C.: Tak. Oni założyli profil, ku naszemu zdziwieniu...
PAP: Zdziwieniu, ponieważ to był znany piłkarz?
M.C.: No właśnie – znany, gotowy do dorosłej reprezentacji. Rzadko się zdarza, żeby piłkarz tej klasy zakładał profil. Szczerze mówiąc, to był pierwszy taki przypadek. Tam generalnie mamy graczy w wieku od 10 do 18-19 lat. To nasz priorytet, bo my tych zawodników poszukujemy dość wcześnie i obserwujemy ich pod kątem przyszłych kadr młodzieżowych. Kiedy zgłosił się Cash, Przemek Soczyński oddzwonił. Nawiązał kontakt, a ze strony Matty'ego temat pilotował jego tata.
PAP: Nie obawialiście się, że to może być nierealne? I że będzie trochę jak kiedyś z Andrew Johnsonem, który ostatecznie zagrał w reprezentacji Anglii?
M.C.: Baliśmy się, oczywiście. Dlatego trzymaliśmy to w ścisłej tajemnicy. Przez cały ten proces wiedziała o tym bardzo wąska grupa ludzi. Nie przedostało się nic do mediów. Kiedy temat się pojawił, rozmawiałem z Jerzym Brzęczkiem, który był wtedy jeszcze selekcjonerem. Ale dosłownie kilka dni później przestał nim być.
PAP: Czyli na początku 2021 roku.
M.C. Tak. Natomiast w sierpniu rozmawiałem z Paulo Sousą. Selekcjoner powiedział, że bez polskiego paszportu dla zawodnika nie ruszamy tematu. Bo to nie był nasz piłkarz w tamtym czasie. Ale w momencie, gdy paszport był już bardzo blisko, cały proces stał się dziełem trenera Sousy.
PAP: Pozyskanie Casha chyba ułatwi wam, skautom, teraz pracę? Ta historia może być zachęcającym przykładem dla innych piłkarzy...
M.C.: Podam konkrety. W naszej bazie do chwili pojawienia się informacji o Cashu i całej tej medialnej otoczki było około 950 nazwisk zawodników i zawodniczek polskiego pochodzenia. Natomiast od tego momentu mamy już 1080. To ogromna różnica, ponieważ tę bazę zbieramy od 16 lat. Czyli teraz doszły profile 130 zawodników z całego świata. Przy czym to są bardzo młodzi piłkarze, głównie z Irlandii i Anglii. Oni usłyszeli o Cashu i teraz zapisują się do nas.
PAP: Pracuje pan w skautingu PZPN od 15 lat. Kogo najbardziej panu żal z tego okresu? Piłkarza, który np. był blisko gry w reprezentacji Polski, ale w niej nie zadebiutował.
M.C.: Było kilku zawodników z Niemiec, mających podwójne obywatelstwo, rozmawialiśmy z nimi. Ale piłkarsko aż tak się nie prezentowali, żeby być wzmocnieniem dla kadry narodowej. Nikt z nich nie zrobił ogromnego postępu i nie gra obecnie np. dla innej reprezentacji. Wiadomo, że kontaktowaliśmy się również z takimi piłkarzami, jak Laurent Koscielny, Timothee Kołodziejczak (obaj z Francji - PAP), ale to były wstępne rozmowy i właściwie bez szans powodzenia. Oni byli już brani pod uwagę gdzie indziej. Bardziej szkoda piłkarzy, których mieliśmy przez wiele lat, od U-15 do U-19, byli czołowymi zawodnikami w swoich klubach, np. niemieckich, ale nie zrobili takich karier, żeby trafić do pierwszej reprezentacji Polski. Obecnie mają po 21-22 lata.
PAP: No to jeszcze sporo przed nimi...
M.C.: Zobaczymy, może coś się jeszcze w ich przypadku wydarzy. A z drugiej strony są piłkarze, których znaleźliśmy jako 14-latków i jesteśmy z nich dumni. Na przykład Nicola Zalewski, który już zadebiutował w pierwszej reprezentacji. A myślę, że niedługo zadebiutuje też Maik Nawrocki – jego odkryliśmy w wieku 12-13 lat. Obserwowaliśmy, jeździliśmy do nich, oni przyjeżdżali na zgrupowania kadry juniorów.
PAP: A Dennis Jastrzembski z Herthy Berlin? Jest powoływany do polskiej "młodzieżówki"...
M.C.: On w wieku 16 lat zrezygnował z reprezentacji Polski i grał dla Niemiec. Wiem, że później rozmawiał z trenerem Jackiem Magierą (byłym szkoleniowcem m.in. drużyn U-20 i U-19 – PAP) na temat powrotu, ale to już bezpośrednie sprawy kadry do lat 21. Tego już nie pilotujemy – on musi po prostu się zadeklarować. Teraz zmierzy się z tym już trener młodzieżówki.
PAP: Pana największe odkrycie w ciągu tych 15 lat? Wspomniał pan o Zalewskim i Nawrockim. Ktoś jeszcze?
M.C.: Myślę, że mimo wszystko chyba Nawrocki. Zawsze w niego wierzyliśmy. Kroki, jakie robi w Legii Warszawa, pozwalają liczyć, że będzie blisko reprezentacji za rok, dwa, może później. Z tych, z którymi się nie udało, wymienię Marco Drawza z Hamburgera SV. Również Davida Kopacza, w którego bardzo wierzyliśmy. I wciąż wierzymy, ale on obecnie gra w trzeciej lidze niemieckiej. To są wychowankowie wielkich klubów, byli tam topowymi piłkarzami w wieku juniora. Przeskok do seniorskiego futbolu nie odbył się tak, jak sobie wymarzyliśmy, jednak oni wciąż grają w piłkę. Jak powiedziałem wcześniej, wszystko jeszcze możliwe.
PAP: Nie wspomniał pan o Ludovicu Obraniaku, a przecież miał pan wpływ na to, że grał dla Polski.
M.C.: Tak, ale to była inna sprawa. Każdy znał jego poziom i wiedział, że to profesjonalny piłkarz. Moja rola w tej sytuacji opierała się na pomocy w sprawach dokumentów, polskiego paszportu, kontaktów z ambasadami i z ówczesnym selekcjonerem Leo Beenhakkerem, który był zainteresowany. Kiedy się dowiedział, spotkał się z piłkarzem i przejął tę sprawę.
PAP: Ostatnio nieco głośniej o utalentowanym bramkarzu z USA Gabrielu Sloninie czy też Słoninie, jak kto woli...
M.C.: To bramkarz Chicago Fire, a jego starszy brat Nicholas jest obrońcą w tym klubie. Mam kontakt z Gabrielem, nasi trenerzy są poinformowani. Niedawno przebywał na zgrupowaniu reprezentacji USA, która grała z Bośnią i Hercegowiną (1:0 dla USA), ale nie zadebiutował. Zresztą to mecz towarzyski, więc nawet gdyby grał, nie zamyka mu to drogi do naszej kadry. Obie strony są świadome. Piłkarz deklaruje, że bardzo chce dla nas grać. Kiedyś był jednak taki epizod, że powołaliśmy go do kadry U-15. Nie przyjechał, odmówił, grał dla USA. Dlatego jesteśmy czujni. Nie chcemy być dla kogoś drugim wyborem. Ktoś musi dać sygnał, że chce występować dla Polski. Poczekajmy, wiosną sytuacja się wyjaśni. Trenerzy obserwują zawodnika.
PAP: Z pana wypowiedzi o młodych piłkarzach wynika, że znacznie trudniejsza jest kwestia wyboru przez nich kraju, autentycznych chęci, niż załatwiania później wszystkich formalności.
M.C.: Dokładnie tak. Wiele też zależy od odległości. Jeśli np. mamy takiego piłkarza w USA, to może raz w roku jesteśmy w stanie z nim się spotkać. To trudne logistycznie z wielu powodów. Oczywiście staramy się, nie rezygnujemy. Natomiast jeśli mamy piłkarza w Niemczech, to jesteśmy z nim na co dzień, a nasi skauci odwiedzają go na co drugim meczu. Zapraszamy go na spotkania do konsulatu. Wie, że dbamy o niego i Polska jest tuż za rogiem.
PAP: Wspomniał pan przy okazji Casha, że jego zgłoszenie do was było dużą niespodzianką. Chyba więc będziemy musieli długo poczekać na kolejny taki przypadek?
M.C.: Nawet nie wiem, czy przypadek Casha można nazwać ewenementem. To po prostu było coś, co teoretycznie może się zdarzyć, ale nikt nie wierzył. Może jeszcze któryś piłkarz ma podwójne obywatelstwo, a my o nim nie wiemy i jeszcze nie został powołany do innej reprezentacji. Ale to mało prawdopodobnie, bo jeśli jest topowym zawodnikiem, to już ktoś go powołał. Na pewno jest kilku zawodników, których przeciętny kibic nie zna, grają gdzieś w Anglii i mają polskie obywatelstwo. Są w seniorskich zespołach dobrych klubów. Ale oni nie chcą i nie mają żadnego kontaktu z Polską. Albo grają już dla innego kraju. Nie jest to jednak poziom Casha.
PAP: Kogo ostatnio pan obserwował, jak się okazało, bezskutecznie?
M.C.: W belgijskim Charleroi jest 17-letni Martin Wasinski. Gra już w pierwszym zespole oraz kadrze juniorskiej Belgii. Dotarliśmy do niego, bo zbiera tam świetne recenzje. Mogę jednak ujawnić – to nie jest Polak. To Belg, który przede wszystkim chce grać dla tego kraju. A jego polskie korzenie są tak odległe, że nie wchodzi w grę przyznanie obywatelstwa.
PAP: Jak często jeździ pan do innych krajów? Czy raczej jako szef całego projektu działa pan głównie z Warszawy?
M.C.: To troszkę inaczej. Oczywiście ufam naszym koordynatorom. Kolejnym skautom również, to też są ludzie związani z piłką. Wypełniają raporty po obserwacjach zawodników, które trafiają na naszą inną platformę, służącą właśnie raportowaniu piłkarzy. Dokładnie zatem wiemy, co u nich się dzieje. Ja generalnie zajmuję się koordynacją tego, ale od czasu do czasu też jeżdżę, właśnie tak było w przypadku Wasinskiego. Jeśli pojawia się piłkarz z dobrego klubu, o którym nikt nic nie wie, a ja też mam wątpliwości, jak jest z jego polskością i chęcią gry dla nas, to wtedy odwiedzam takich ludzi indywidualnie.
- Powiem ciekawostkę: kilka lat temu byłem w La Masii, słynnej szkółce Barcelony, u Bena Ledermana, który obecnie gra w Rakowie Częstochowa. Mało kto wiedział, że on jest Polakiem. Odwiedziłem go tam, rozmawiałem z jego rodzicami i z nim na temat ewentualnej przyszłości w reprezentacji. Potem odszedł z La Masii, gdzieś "zaginął" w Belgii. Temat nie był poruszany i pojawił się w momencie, gdy ten chłopak odrodził się w Rakowie. Muszę sprawdzać różne sytuacje. Mamy zawodników w wielu dobrych klubach Europy. Tylko nie wiemy do końca, jak jest z ich motywacją i czy możemy na nich liczyć. Rodzice też czasami się boją. To są np. mieszane małżeństwa. Nie wiedzą, jak będzie w naszej kadrze. Jeżdżę, rozmawiam, żeby im to wszystko przybliżyć. A potem, jeśli prezentują odpowiedni poziom, zapraszamy ich.
PAP: Jakie macie plany na przyszłość? Który kierunek jest wart dokładniejszego poznania?
M.C.: Chcemy bliżej monitorować rynek amerykański. Tam planujemy na kwiecień camp dla 30 najbardziej utalentowanych zawodników z trzech młodych roczników, których selekcjonują nasi skauci w USA. To będzie dwudniowy obóz z udziałem trenerów młodzieżowych reprezentacji Polski. Chcemy się przyjrzeć temu narybkowi. To piłkarze, którzy grają w akademiach klubów MLS oraz innych. W Stanach Zjednoczonych jest teraz bardzo wysoki poziom piłki młodzieżowej, co widać po liczbie amerykańskich zawodników w Europie. Są też liczne polskie "perełki". I to jest nasz plan rozwoju na przyszłość.
Rozmawiał: Maciej Białek (PAP)
kgr/