W kopalni „Piast” w Bieruniu Nowym podziemny strajk rozpoczął się 14 grudnia. Dzień później do swoich kolegów dołączyli górnicy z KWK „Ziemowit” w Lędzinach. Przez sześć dni, od 14 grudnia, strajkowała również załoga kopalni „Anna” w Pszowie. Na wieść o szykowanym przez ZOMO ataku górnicy z „Anny” na niemal pięć dni zjechali pod ziemię. Krótsze strajki wybuchły także w kilku innych kopalniach. W dwóch największych protestach – w „Piaście” i „Ziemowicie” – początkowo uczestniczyło po blisko 2 tys. górników. Do końca wytrwało około tysiąca w każdej z kopalń – były to dwie najdłużej strajkujące w stanie wojennym kopalnie. O wyjątkowości obu protestów przesądza nie tylko ich podziemny charakter, ale też wiele niezwykłych epizodów i postaci, dzięki którym pamięć o strajkach z grudnia 1981 r. pozostaje żywa. Na obraz tego czasu składają się m.in. przejmująca podziemna Wigilia, spędzona przy gasnących górniczych lampach, o chlebie, wodzie i jabłkach, historie wzajemnej pomocy i solidarności, próby złamania strajkujących. Ewenementem w okresie stanu wojennego było też uniewinnienie przez sąd przywódców strajku w kopalni „Piast”.
W poniedziałek 14 grudnia 1981 r. górnicy z „Piasta” otrzymali informację o internowaniu zarządu „Solidarności” we współpracującym z kopalnią Przedsiębiorstwie Robót Górniczych. Jeden z działaczy „S” zaapelował do czekających na podszybiu na wyjazd z dołu górników o przeciwstawienie się tym - jak mówił - haniebnym i bezprawnym działaniom. Zdecydowano, aby nie wyjeżdżać. Domagano się również natychmiastowego zniesienia stanu wojennego oraz uwolnienia zastępcy przewodniczącego Komisji Zakładowej „Solidarności” Eugeniusza Szelągowskiego.
Pierwsza zmiana górników zjechała pod ziemię, ale tylko pozorowała pracę. Podczas drugiej zmiany powołano komitet strajkowy. Do protestu przyłączyli się kolejni górnicy. Tym, którzy pracowali na poziomie 500 metrów, dyrekcja uniemożliwiła zjazd na niższy poziom. Nie mogąc zjechać klatką szybową, schodzili prawie 40 minut po drabinach 150 m niżej. Także kolejna zmiana dołączyła do strajku. Mimo presji i dezinformacji ze strony władz protest trwał. Rozpuszczano pogłoski o planowanym zalaniu kopalni lub użyciu gazu. Władze rozważały różne sposoby na pacyfikację zakładu. Ze względu na podziemny charakter strajku nie był możliwy szturm, jak stało się to w kopalniach „Wujek” i „Manifest Lipcowy”, rozważano jednak np. użycie gazów łzawiących. Uczestnicy strajku po latach wspominali, że na ich postawę decydujący wpływ miała wieść o masakrze górników z „Wujka”. Górnicy byli również zdeterminowani do podjęcia obrony w przypadku szturmu ZOMO. Jak wspominał jeden z górników, gdy wśród protestujących pojawiła się plotka o pojawieniu się sił ZOMO na poziomie -650 metrów, „wszyscy z taką bronią, jaką mieli pod ręką, polecieli na tych zomowców, których na szczęście nie było”.
Pod ziemią górnicy utrzymywali w miarę regularny rytm dnia
Od pobudki, przez poranną toaletę, pracę w wyznaczonych sobie miejscach, po wspólne śpiewy, modlitwy oraz rozrywkę. „W tych trudnych warunkach musiało toczyć się w miarę normalne życie. Rozmawialiśmy nie tylko o tym, co dzieje się na powierzchni. Wymyślano wiersze, wierszyki, piosenki. Między godz. 21. a 22 mieliśmy wieczory kabaretowe - autorzy i wykonawcy przez głośniki opowiadali dowcipy, śpiewali piosenki. Kpiono z generała, z WRON-y, z sowietów. Reżimowa telewizja nakręciła nawet taki film, w którym jakaś kobieta mówi, że chciała przez telefon porozmawiać z mężem, ale jej powiedziano, że słucha kabaretu i nie może podejść. A to był element organizacji życia na dole. Im bliżej świąt, tym było trudniej” – wspominał Stanisław Trybuś, jeden z przywódców strajku w kopalni „Piast”.
Władze postanowiły grać na wyczerpanie fizyczne i psychiczne strajkujących. 23 grudnia dyrekcja kopalni zablokowała przygotowywane przez rodziny górników dostawy żywności z powierzchni i uniemożliwiła wymianę lamp górniczych w celu ich doładowania. Górnicy zostali zmuszeni do oszczędzania baterii i spędzania większości czasu w niemal zupełnych ciemnościach. Zastraszano rodziny protestujących, aby prosiły o powrót do domów na Boże Narodzenie.
W Wigilię do strajkujących zjechał Janusz Zimniak, biskup pomocniczy katowicki. Odprawił mszę, udzielił górnikom absolucji generalnej i błogosławieństwa. Po jego wyjeździe górnicy zjedli kolację wigilijną i wysłuchali radiowej transmisji pasterki. W tym samym czasie strajk przerwali górnicy w „Ziemowicie”. Ich koledzy z „Piasta” postanowili przetrwać pod ziemią całe święta. Mieli nadzieję, że pod koniec grudnia strajk powszechny rozleje się na cały kraj i sprawi, że władze zdecydują się na ustępstwa.
Strajk zakończył się po południu 28 grudnia, gdy górnikom kończyły się zapasy wody i żywności. W rozmowach z władzami kopalni zostali zapewnieni, że przywódców protestu nie spotkają żadne konsekwencje. Reżim złamał te zobowiązania i kilku liderów kopalnianej „Solidarności” aresztowano. W maju 1982 r. stanęli przed sądem Śląskiego Okręgu Wojskowego. Prokurator zażądał skazania na ich na piętnaście lat więzienia. W trakcie procesu wszyscy świadkowie wycofali swoje zeznania złożone w śledztwie. Sędzia Józef Medyk uniewinnił wszystkich oskarżonych, nazywanych w propagandzie reżimu „terrorystami z kilofami”. Zgromadzeni na sali sądowej odśpiewali „Mazurka Dąbrowskiego”. Górnicy zostali natychmiast internowani i zwolnieni po kilku miesiącach. Sędzia Medyk został wysłany na niemal czteroletni urlop. W 1986 r. został powołany na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego, przechodząc w stan spoczynku w 2002 r. W III RP został odznaczony Krzyżem Kawalerskim oraz Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Po latach na zaproszenie górników odwiedził KWK „Piast”. Na pamiątkę zostawił zakładowej „Solidarności” swój łańcuch sędziowski.
W ramach represji po zakończeniu strajku zwolniono z pracy około tysiąca górników. 273 zwolniono z „Ziemowita”. Większość przyjęto ponownie, ale na gorszych warunkach płacowych i pozbawiając wielu przywilejów. Część zmuszono później do emigracji. 1 lutego sąd Śląskiego Okręgu Wojskowego skazał na kary od 7 do 3 lat więzienia dziewięciu przywódców górników z KWK „Ziemowit”.
Strajk w śląskich kopalniach stał się częścią legendy opozycji antykomunistycznej w stanie wojennym. Bard „Solidarności” Jan Krzysztof Kelus śpiewał pieśń do słów Jana Zazuli „Ostatnia szychta na KWK Piast”:
„[…] Wyjeżdżajcie już chłopcy od Piasta
Pora chłopcy opuścić tę dziurę,
Baby płaczą, napiekły wam ciasta,
Złota klatka uniesie was w górę […]
Wam już czas, wyjeżdżajcie z kopalni,
wolna Polsko, zepchnięta pod ziemię!
Ład i spokój, i praca na górze,
pojedyncze są jeszcze przypadki.
Wolny kraj! Co Was trzyma w tej dziurze?
Zbierać się, wracać do klatki!”(PAP)