Były obrońca Brazylii: fani zapomną Sousie zerwanie umowy tylko, gdy odniesie sukces z Flamengo

2022-01-02 08:09 aktualizacja: 2022-01-02, 15:35
Fot. PAP/Piotr Nowak
Fot. PAP/Piotr Nowak
Były obrońca reprezentacji Brazylii Julio Cesar, który zna Paulo Sousę ze wspólnych występów w Borussii Dortmund, uważa, że tylko odniesienie sukcesu z Flamengo Rio de Janeiro może sprawić, że piłkarscy kibice na świecie zapomną Portugalczykowi zerwanie kontraktu z PZPN. "Ale to karkołomne zadanie" - zaznaczył.

Polska Agencja Prasowa: Kiedy w lutym rozmawialiśmy o obejmującym stery polskiej kadry Paulo Sousie radził pan władzom PZPN uzbroić się w cierpliwość i dać nowemu selekcjonerowi więcej czasu. Tak też związek zrobił. Tymczasem przed terminem i to w sposób zaskakujący odszedł trener. Co pana zdaniem mogło sprawić, że Sousa porzucił reprezentację Polski i skierował swoje kroki do Flamengo? W pierwszych swoich wypowiedziach mówił o "wielkości klubu" oraz o tym, że jest on nieporównywalny z innymi...

Julio Cesar: Tak, Flamengo to wielki klub, z dobrą infrastrukturą oraz stabilny finansowo. Ma też licznych i wiernych fanów, którzy są niezwykle wymagającymi kibicami.

PAP: Jak ocenia pan szanse Sousy na stanowisku szkoleniowca Flamengo? Poradzi sobie z nowym zespołem?

J.C.: To będzie dla niego bardzo trudne zadanie. Po pierwsze, to nie jest już ten zespół, który w 2019 roku wygrał Copa Libertadores. Obecna ekipa sprawia wrażenie zmęczonej, wyeksploatowanej. Nie ma już świeżości i polotu co dwa lata temu. Posiada kilku bardzo doświadczonych graczy, ale bliskich końca kariery. Trudność dla Sousy polega jednak na tym, że ogłoszenie go szkoleniowcem zbiegło się w czasie z rozstaniem z Benfiką Lizbona trenera Jorge'a Jesusa. To właśnie po niego wysłannicy brazylijskiego klubu udali się w grudniu do Portugalii. Wrócili jednak z kim innym, czego wielu kibiców Flamengo nie może przeboleć.

PAP: Jorge Jesus pracował w Rio de Janeiro zaledwie rok, Sousa zawarł kontrakt na dwa lata. Czy pański były kolega z Borussii Dortmund dotrwa do końca umowy?

J.C.: To będzie zależeć tylko od wyników zespołu. Czas pokaże. Na pewno zostanie poddany silnej presji ze strony kibiców. Będą od niego oczekiwać rezultatów, jakie dał im pomiędzy czerwcem 2019 a lipcem 2020 Jesus. Te tymczasem były najlepsze w historii Flamengo.

PAP: Pod wodzą Jesusa klub osiągnął niemal wszystko, co było do wygrania: mistrzostwo i superpuchar Brazylii, mistrzostwo stanu Rio de Janeiro, trofeum Recopa Sudamericana oraz niezwykle prestiżowy Copa Libertadores. Na jakie trofea drużyna Flamengo może liczyć pod wodzą Sousy?

J.C.: Trudno powiedzieć. Wiadomo, że kibice klubu mają bardzo wygórowane oczekiwania i ambicje. Są źli, że do klubu nie wrócił Jesus. Myślą sobie teraz: skoro wysłannicy klubu polecieli do Portugalii i zakontraktowali Sousę, a nie Jesusa, to ten pierwszy musi być rzeczywiście bardzo dobry. Wymagania wobec nowego trenera będą więc bardzo, naprawdę bardzo wysokie.

PAP: W sprawie braku porozumienia z Jesusem zawinili działacze Flamengo? Może zbyt pochopnie zawarli umowę z Sousą?

J.C.: Głównym winowajcą całego zamieszania był Jesus. Przecież zanim Flamengo dogadało się z dotychczasowym selekcjonerem Polski, to Jesus mógł dać im znak, poprosić, aby poczekali. Nie zdobył się na to, a Flamengo jest zbyt dużym klubem, aby czekać na odpowiedź przeżywającego rozterki trenera.

PAP: Jak ocenia pan decyzję Paulo Sousy o zerwaniu kontraktu z polską reprezentacją?

J.C.: Nie bardzo rozumiem, czym kierował się Paulo decydując się na porzucenie ławki trenerskiej Polski. Ja tego bym nie zrobił.

PAP: Ale sam pan mówił, że Flamengo to wielki klub...

J.C.: ...podobnie jak wielką sprawą jest kierowanie reprezentacją walczącą o awans do mundialu. Wygrane baraże dałyby Sousie prawdziwy poklask i renomę na całym świecie. To przecież największa piłkarska impreza.

PAP: Jak pana zdaniem teraz, po nagłym zerwaniu umowy z Polską, postrzegany będzie Sousa w świecie piłkarskim?

J.C.: Wszystko zależy od pierwszych spotkań pod jego wodzą. Wciąż jest we Flamengo kilku sprawdzonych graczy, którzy zdobywali z Jesusem trofea, ale nie wiadomo, jaki będą prezentować poziom pod wodzą Sousy. Jeśli uda mu się osiągnąć sukcesy, kibice pogodzą się z tym, że ich trener nie nazywa się Jorge Jesus. Piłkarski świat zapomni zaś Sousie to, co zrobił zrywając umowę z polską federacją. To jest warunek.

PAP: Część portugalskich dziennikarzy uważa, że porzucenie reprezentacji Polski nie będzie miało większego znaczenia dla przyszłej kariery Paulo Sousy. To prawda?

J.C.: Nie do końca zgadzam się z tą opinią. Wielu ludzi nie zapomni tak szybko. Robert Lewandowski i kilku innych polskich piłkarzy wyraziło niezadowolenie w mediach społecznościowych. Sprawa odbiła się szerokim echem, nie tylko w zainteresowanych krajach.

PAP: Jak w Brazylii postrzegane jest zrywanie umów w świecie futbolu?

J.C.: Nie należy do rzadkości. Przecież sam Jorge Jesus w 2020 roku, krótko po podpisaniu umowy z Flamengo, porzucił ten klub i wrócił do Benfiki Lizbona.

PAP: Kibice zatem mu wybaczyli, skoro wciąż czekają na jego powrót?

J.C.: Myślę, że zdecydowana większość fanów Flamengo wybaczyła już Jesusowi, co widać w mediach społecznościowych. Pamiętajmy tylko, że ten szkoleniowiec był wyjątkowy i w bardzo krótkim czasie zrobił z drużyną bardzo wiele dla tego klubu.

PAP: Jak postrzegają Paulo Sousę kibice w Brazylii?

J.C.: Nie znają go. To dla nich ktoś całkowicie anonimowy. Nie oznacza to jednak, że jest bez szans. Równie mało znany był Abel Ferreira. Ten młody portugalski szkoleniowiec już w swoim pierwszym sezonie zdobył Puchar Brazylii oraz Copa Libertadores z Palmeiras. Po to ostatnie trofeum jego zespół niedawno sięgnął ponownie.

PAP: Sukces uzasadnia więc niedotrzymywanie umów w sporcie?

J.C.: Rywalizacja i praktyki stosowane we współczesnym futbolu stają się coraz bardziej brutalne. Nie zgadzam się z tym. Uważam, że umowy są po to, aby je wypełniać. Dziwię się Paulo Sousie, że z dnia na dzień porzucił reprezentację Polski.

PAP: Uważa pan, że zdoła on zadomowić się w brazylijskim futbolu?

J.C.: Jest Portugalczykiem i nie wyobrażam sobie, aby kolejne dekady miał spędzić na ławkach trenerskich brazylijskich klubów. Pobędzie tu trochę, a później zapewne będzie chciał wrócić do Europy, bo to właśnie tam są najlepsze kluby na świecie.

PAP: Mówił pan, że udział w mundialu dla trenera to duży prestiż. Sam z powodzeniem wystąpił pan w barwach Brazylii w MŚ w 1986 roku. Po wyjściu z grupy trafiliście wówczas na Polskę, pokonując ją 4:0. Czy ówczesna ekipa biało-czerwonych była lepsza od obecnej?

J.C.: Dziś macie w kadrze ogromny piłkarski potencjał. Jest Robert Lewandowski i kilku innych zawodników światowego formatu. Osobiście uważam, że macie duże szanse, aby awansować na mundial. Rosja, Czechy czy Szwecja nie są zespołami z najwyższej półki, a pokonanie ich nie jest poza możliwościami polskiego zespołu.

Rozmawiał: Marcin Zatyka (PAP)

mmi/