„Protesty stały się wyzwaniem i, najwyraźniej, zaskoczeniem dla władz. Prezydent Tokajew po pierwszej fazie koncyliacyjnego i dość umiarkowanego podejścia, wraz z perspektywą zapaści państwa przeszedł do zdecydowanych działań siłowych oraz zawnioskował o pomoc OUBZ (ros. ODKB, poradzieckiego Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym)” – mówi PAP Strachota.
„Chaos szybko opanowano. W efekcie (Tokajew) umocnił swoją pozycję wewnątrz kraju, demonstrując, że jest w stanie ustabilizować sytuację i 'przywrócić porządek' także w szerszym kontekście – gospodarczo-politycznym. Z drugiej strony tzw. misja pokojowa ODKB pod przewodnictwem Rosji ma być sygnałem, że to ten kraj ma rozstrzygający głos w regionie” – wskazuje analityk.
Protesty, które rozpoczęły na zachodzie kraju w Żangaozen od sprzeciwu wobec dwukrotnej podwyżki ceny gazu LPG, używanego powszechnie jako paliwo, szybko się rozszerzyły i nabrały charakteru politycznego. Ich uczestnicy domagali się rozliczeń z lokalnymi władzami oraz odejścia wieloletniego przywódcy Nursułtana Nazarbajewa, formalnie szefa Rady Bezpieczeństwa, lecz wciąż odgrywającego kluczową rolę w krajowej polityce.
5 stycznia eskalowała sytuacja na południu kraju, przede wszystkim w Ałmaty, gdzie zbuntowany tłum zajął budynki użyteczności publicznej – siedziby lokalnych władz i służby bezpieczeństwa, lotnisko. Doszło do starć, pogromów, maruderstwa, niszczenia własności publicznej i prywatnej.
„W tej sytuacji Tokajew zmuszony był radykalnie zmienić taktykę i postawić na wariant siłowy. Odpowiedzialnością za sytuację w Ałmaty oficjalnie obarczono zorganizowane za granicą siły terrorystyczne w liczbie 20 tys. (osób). Prezydent zapowiedział rozprawę z 'terrorystami', wezwał na pomoc siły ODKB. Jednocześnie ogłosił informację o ustąpieniu Nazarbajewa z funkcji szefa Rady Bezpieczeństwa” – podsumowuje Strachota, w ocenie którego była to reakcja Tokajewa na narastający chaos, demoralizację aparatu państwowego i struktur siłowych. Kierownictwu KNB, głównej służby bezpieczeństwa, zarzucono zaniechania, pasywność lub wręcz sprzyjanie spiskowi, a jego szefa Kasyma Masymowa oskarżono o zdradę stanu.
W efekcie starć i późniejszej pacyfikacji władze podały informację o 164 ofiarach, jednak, zdaniem Strachoty, liczba ta może być znacznie zaniżona.
Oczywisty kryzys społeczno-polityczny oraz interwencja międzynarodowa przesłania ostry konflikt w elicie kazachskiej (pierwszą ofiarą sukcesu protestów padłby sam Tokajew). Jednym z efektów ostatnich wydarzeń jest wyraźne wzmocnienie Tokajewa w wymiarze wewnętrznym, zdyscyplinowanie i przetasowanie elity i co najmniej ograniczenie wpływów rodziny Nazarbajewa.
„Tokajewa trudno nazwać wrogiem Nazarbajewa. To człowiek, który wywodzi się z jego otoczenia i trzy lata temu został przez niego osobiście wybrany na sukcesora jako ten, kto może zostać głównym rozgrywającym w skomplikowanych warunkach kazachskiej polityki. Moim zdaniem ostre przeciwstawianie go Nazarbajewowi jest dużym uproszczeniem – paradoksalnie on faktycznie realizuje scenariusz sukcesji, którego celem jest utrzymanie spójności kraju, dla którego rodzina i sam Nazarbajew stały się obciążeniem” – ocenia Strachota.
Zwraca uwagę na specyfikę ustroju politycznego w Kazachstanie, największego, najbogatszego i do tej pory najstabilniejszego kraju w regionie i na obszarze poradzieckim. „Nazarbajew, który rządził od końca lat 80. aż do 2019 r., a więc przez 30 lat, był niejako zrośnięty z państwem w tym autorytarnym, mocno klanowym systemie. Jego rola 'ojca narodu', arbitra polityki i biznesu była, jak się wydaje, respektowana przez aparat państwowy, ale także przez społeczeństwo, chociaż oczywiście z czasem coraz większa jego część oczekiwała zmian i dała temu wyraz właśnie w ostatnich dniach” – wyjaśnia Strachota.
Tak czy inaczej, Tokajew wykorzystał kryzys, by umocnić swoją pozycję i, jak ocenia ekspert OSW, „w sposób bardzo burzliwy, niebezpieczny i kosztowny wyczerpał się pewien, obowiązujący od dziesięcioleci, sposób patriarchalnego zarządzania krajem”. „Z pewnymi zastrzeżeniami, biorąc pod uwagę blokadę informacyjną, można uznać, że sytuacja wewnątrz kraju została ustabilizowana” – ocenia ekspert.
Pewnych informacji na temat miejsca pobytu byłego prezydenta i „ojca narodu” obecnie nie ma. Jego rzecznik w sobotę zapewniał, że polityk przebywa w stolicy, jednak od wybuchu protestów ani razu nie pokazał się publicznie.
Wraz z wkroczeniem do Kazachstanu tzw. sił pokojowych ODKB na czele z głównym rozgrywającym, Rosją, ze stolic od Moskwy po Mińsk zaczęła płynąć wersja o „pomarańczowej rewolucji”, próbie sterowanego z zewnątrz przewrotu. „To narracja typowa dla systemów autorytarnych, które w społecznym proteście widzą spisek i czynią z niej samospełniającą się prognozę” – mówi Strachota.
„Umożliwiła ona interwencję, dała ideologiczne podstawy, by tę sytuację opanować, i zakładam, że to ta wersja będzie obowiązująca. Chociaż w oficjalnych wystąpieniach Tokajewa nie dostrzegłem, żeby doprecyzował po nazwisku czy po państwie, kto miałby stać za tymi rzekomymi 'terrorystami'. Inna rzecz, że w całym regionie jest przestrzeń dla radykalizacji społecznej, a w nieodległym Afganistanie bardzo aktywne jest Państwo Islamskie (Prowincji) Chorasan, problemy mogą się zatem pojawić w nieodległej przyszłości” – dodaje analityk.
W geopolitycznej rozgrywce, która po zaangażowaniu Rosji i jej sojuszników rozegrała się w Kazachstanie równolegle z wewnętrznym kryzysem, Moskwa wysłała Zachodowi wyraźny sygnał, że „to ona oraz podporządkowany jej blok polityczno-wojskowy odgrywa kluczową rolę w dziedzinie bezpieczeństwa i polityki na obszarze poradzieckim, że został zrobiony kolejny krok w kierunku reintegracji na terenie dawnego ZSRR i proces ten postępuje”. „Podkreślę tylko, że jest to sygnał rosyjskich ambicji i determinacji, których zasadność i realizacja nie jest, ani oczywista, ani przesądzona” – ocenia Strachota.
Justyna Prus (PAP)
jjk