Pochodził ze wschodnich kresów Polski, gdzie 19 stycznia 1922 r. w Gwoźdźcu nad Czeremoszem w okolicach Kołomyi (obecnie Ukraina) przyszedł na świat. Ze strony ojca, naczelnika poczty Edwarda Kawalerowicza, miał korzenie ormiańskie. Ze strony matki – Zofii Klementówny, francuskie. Wielokulturowość nie ograniczała się do jego rodziców. Młody Jurek dorastał bowiem w społeczności złożonej nie tylko z Polaków, ale też Rosjan, Ormian i Ukraińców.
Podobnie jak w przypadku wielu innych osób, wojna zniszczyła i jego świat. Nim wybuchła, zdążył zdać tzw. małą maturę. W czasie okupacji pracował m.in. jako tragarz i magazynier. W 1944 r. uciekając przed Niemcami poszukującymi jego brata, trafił do Krakowa, gdzie już po zakończeniu działań wojennych podjął studia z zakresu malarstwa i historii sztuki w Akademii Sztuk Pięknych. Jednocześnie uczęszczał na kurs przysposobienia filmowego w Instytucie Filmowym.
Pierwsze kroki na planie stawiał jako asystent legendy przedwojennego kina – Leonarda Buczkowskiego, któremu pomagał m.in przy słynnych "Zakazanych piosenkach" (1946). Pięć lat później, w 1951 r., zrealizował już swój pierwszy samodzielny film "Gromada". Była to historia opowiadająca o przemianach zachodzących na polskiej wsi. Podobną tematykę, skupiającą się wokół walki klasowej, Kawalerowicz podjął w swoich następnych filmach – "Celulozie" (1953) i "Pod gwiazdą frygijską" (1954) - obydwu wg "Pamiątki z Celulozy" Igora Newerly'ego. Pomimo poprawnej politycznie wówczas tematyki Kawalerowiczowi udało się zrealizować dość autentyczne, pozbawione taniej i prymitywnej propagandy obrazy.
Lucyna Winnicka - żona i muza
W tym czasie reżyser poznał także swoją muzę i przyszłą żonę Lucynę Winnicką. "Pierwszy raz spotkałam się z Jerzym przy okazji filmu 'Celuloza'. Jego asystent, Czesław Petelski, przyjechał do szkoły teatralnej, wybrał kilka koleżanek i mnie, i zaprosił na zdjęcia próbne. No i tak się stało, że Kawalerowicz wybrał mnie" – wspominała po latach aktorka.
Kawalerowicz kierownikiem artystycznym Zespołu Filmowego "Kadr"
W 1955 r. na skutek reformy przemysłu filmowego utworzono zespoły filmowe, i tak 1 maja powstał Zespół Filmowy "Kadr", którego kierownikiem artystycznym został nie kto inny, jak Jerzy Kawalerowicz. Był to dość istotny moment nie tylko dla jego reżyserskiej kariery, ale i całej polskiej kinematografii. W "Kadrze" bowiem wyprodukowano ok. 150 filmów, całej plejady największych polskich reżyserów, m.in. Andrzeja Wajdy, Andrzeja Munka, Janusza Morgensterna, Kazimierza Kutza, Leonarda Buczkowskiego, Pawła Komorowskiego, Barbary Sass, Jerzego Antczaka, Jana Łomnickiego, Sylwestra Chęcińskiego, Tadeusza Konwickiego czy właśnie Jerzego Kawalerowicza.
"Kanał" (1957), "Popiół i diament" (1958), "Lotna" (1959), "Eroica" (1958), "Ostatni dzień lata" (1958), "Pociąg" (1959), "Matka Joanna od Aniołów" (1960), "Krzyż walecznych" (1958), "Nikt nie woła" (1960), "Do widzenia, do jutra" (1960) – te wszystkie wybitne dzieła kinematografii powstały ledwie w pierwszych latach działalności "Kadru" pod kierownictwem Kawalerowicza.
"Pociąg" - przełomowy film
6 września 1959 r. i premiera filmu "Pociąg" to bez wątpienia drugi, tym razem stricte reżyserski, niezwykle istotny moment w karierze Kawalerowicza. "Pociąg" to, jak sam twierdził, jego przełomowy film. Przez wielu uważany również za najwybitniejszy. Zdaniem Martina Scorsese jedno z arcydzieł polskiej kinematografii. To był też moment, do którego doszło na dobrą sprawę dość przypadkowo. "Pomysł scenariusza 'Pociągu' narodził się przypadkiem. Miałem jechać nocnym pociągiem z Warszawy do Szczecina" – przyznał reżyser, kontynuując: "rzeczywiście było tak, jak potem w filmie […] zjawiła się pewna pani, która, jak się okazało, miała to samo miejsce. Przegadałem z nią pół nocy. […] I tak zakiełkował pomysł – wspominał.
Zanim "Pociąg" wszedł na ekrany polskich kin, podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji odbyła się jego światowa premiera. Nominowany był wówczas w konkursie głównym do Złotego Lwa, którego jednak nie zdobył. Otrzymał natomiast nagrodę Premio Evrotecnica imienia Georges'a Mélièsa i wyróżnienie specjalne dla najlepszej aktorki, które przyznano Lucynie Winnickiej – odtwórczyni głównej roli żeńskiej. Miesięcznik "Film" z kolei przyznał "Pociągowi" Złotą Kaczkę za najlepszy film polski 1959 r.
Stefan Czarnecki na łamach tygodnika "Ekran" napisał: "Kawalerowicz dzięki poparciu współscenarzysty i operatora tak przemyślnie posłużył się aktorami, że w efekcie Lucyna Winnicka jest nie tylko najlepiej fotografowaną aktorką polską, ale razem z Leonem Niemczykiem stworzyli jedne z najciekawszych kreacji filmu powojennego". Słynny włoski krytyk Guido Fink pisząc zaś o "Pociągu", zrecenzował, iż "żaden inny film nie potrafił tak sugestywnie wyrazić uczucia pustki".
Ciekawa wydaje się również w tym kontekście wypowiedź operatora i autora zdjęć Jana Laskowskiego, którą w książce "Zatrzymani w kadrze" przywołuje Bartosz Michalak: "Kawalerowicz bardzo lubi etap montażu. Nadzoruje, bardzo często montuje sam. Umie to robić szybko i w sposób fenomenalny. Bardzo często montuje na ruchu – widz rzadko kiedy może się wtedy zorientować, gdzie kończy się jedno ujęcie, a zaczyna drugie. 'Pociąg' zmontował sam".
Podczas zdjęć do "Matki Joanny od Aniołów" Winnicka była w ciąży
Kolejnym ważnym filmem była oparta na prozie Jarosława Iwaszkiewicza "Matka Joanna od Aniołów" (1960). Główną rolę zagrała, będąca wówczas w ciąży, Winnicka. Kawalerowicz napisał scenariusz wraz ze współpracownikiem z "Kadru" Tadeuszem Konwickim, który wyznał później: "Z Kawalerowiczem tyle nas łączyło, że właściwie byliśmy rodziną. Przecież i jemu robiłem scenariusze, kibicowałem jego filmom, podziwiałem jego niesamowitą filmowość. On odznaczał się szerokim spektrum wrażliwości artystycznej".
Operatorem i autorem zdjęć do "Matki", podobnie zresztą jak w przypadku późniejszego "Faraona" (1966), był drugi z wielkich współpracowników Kawalerowicza, Jerzy Wójcik. Jak podaje Michalak, kreślił on obraz reżysera słowami "Był szalenie konsekwentnym człowiekiem. […]. Dziś, z perspektywy lat, widzę, że ta konsekwencja była jego siłą".
Wspomniany wyżej "Faraon", który trafił na ekrany kin sześć lat po "Matce Joannie", był kolejnym z wielkich filmów Kawalerowicza. Jednak ekranizacja powieści Bolesława Prusa z młodym Jerzym Zelnikiem w roli tytułowej nie odniosła takiego sukcesu jak inne wielkie produkcje w tym czasie. Choć warto zaznaczyć, że film Kawalerowicza stał się drugim (po "Nożu w wodzie" Romana Polańskiego) polskim obrazem nominowanym do Oscara w kategorii filmu nieanglojęzycznego. "Bardzo ważną rzeczą było ogromne zaufanie Jerzego do ludzi, którzy realizowali jego film. Miał do nas ogromne zaufanie we wszystkich technologicznych sprawach" – wspominał Wójcik.
Kawalerowicz zrealizował po "Faraonie" jeszcze kilka filmów, wśród nich dwa bez wątpienia wielkie. Są to "Śmierć prezydenta" (1977) i "Austeria" (1983). Pierwszy poruszył temat zabójstwa Gabriela Narutowicza – pierwszego prezydenta Polski, w tej roli wystąpił Zdzisław Mrożewski.
"Austeria" - film o "zaginionej cywilizacji Żydów polskich"
Zrealizowana na podstawie powieści Juliana Stryjkowskiego "Austeria", w której do pracy nad scenariuszem Kawalerowicz ponownie zaprosił Konwickiego, była filmem, którego pomysł chodził za tym duetem już od lat sześćdziesiątych. Scenariusz ukończony w 1967 r. został wstrzymany z powodów politycznych. Konkretnie z powodu konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Polska będąca wówczas członkiem tzw. bloku wschodniego stanęła po stronie palestyńskiej.
Intencją Kawalerowicza było, jak to sam określił, stworzenie filmu o "zaginionej cywilizacji Żydów polskich". Tytuł został przez Martina Scorsese również uznany za jedno z arcydzieł polskiej kinematografii.
Zdaniem filmoznawcy Krzysztofa Kornackiego "karczma (austeria) występuje jako 'pars pro toto' społeczeństwa i kultury żydowskiej". Filmoznawca w finałowej scenie dostrzegł "symboliczną zapowiedź Holokaustu".
"Quo Vadis" - ostatni film i najdroższa wówczas produkcja polskiej kinematografii
Ostatnim projektem Kawalerowicza było "Quo vadis" (2001), film oparty na prozie Henryka Sienkiewicza o tym samym tytule. Najdroższa wówczas produkcja polskiej kinematografii, której uroczysta premiera odbyła się w Watykanie, nie dorównała jednak poziomem do najlepszych obrazów reżysera.
Jerzy Kawalerowicz zmarł 27 grudnia 2007 r. w Warszawie. Na swoim koncie miał liczne nagrody i odznaczenia, wśród nich Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" i Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski. Był bohaterem filmów dokumentalnych. W 2005 r. otrzymał Orła za osiągnięcia życia, a dwa lata później - Platynowe Lwy za całokształt twórczości podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.
"Twórczość Jerzego Kawalerowicza wymyka się jednoznacznym interpretacjom. […] Kawalerowicz jest artystą wysoce samoświadomym, 'mózgowcem' chciałoby się powiedzieć" – pisał na łamach "Kina" Kornacki.
Kawalerowicz w wywiadzie udzielonym "Rzeczpospolitej" powiedział: "Kino było dla mnie wszystkim. Jak pracowałem, nic się nie liczyło. Nakręciłem 17 filmów i czuję się tak, jakbym żył 17 razy". (PAP)
Autor: Mateusz Wyderka
js/