"Ważnym argumentem dla mnie w tej sprawie jest stanowisko CDC (Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom w USA - przyp. PAP). W czasie bezprecedensowego, notowanego ostatnio, wzrostu liczby zakażeń wirusem SARS-CoV-2 (wariantem Omikron) CDC zaleca utrzymanie nauczania stacjonarnego w szkołach. Spodziewam się, że decyzja ta była poprzedzona gruntowną analizą bilansu korzyści i strat" - powiedziała w rozmowie z PAP ekspertka z WUM.
Dodała, że CDC w swoim stanowisku podkreśla - oczywiście - konieczność powszechnych szczepień, jako najlepszej formy walki z nadmierną liczbą przypadków ciężkiego przebiegu choroby.
"Szczepienie jest dostępne w USA, tak jak i w Polsce, dla wszystkich dzieci w wieku szkolnym. CDC zaleca także stosowanie pozostałych środków ochrony m.in. maseczek czy higieny rąk. Rzecz w tym, aby stosować wszelkie środki, które umożliwią dzieciom uczęszczanie do placówek edukacyjnych w trybie stacjonarnym. Nie da się oczywiście w sposób bezpośredni i bardzo prosty udowodnić, jakie negatywne skutki dla dzieci i młodzieży miał lock-down i zamknięcie szkół. Warto przy tej okazji wspomnieć, że w pierwszym roku pandemii liczba epizodów depresyjnych i lękowych wśród dzieci na całym świecie radykalnie wzrosła. Dyskutując o zamknięciu szkół należy brać pod uwagę wielorakie niekorzystne skutki takiej decyzji" - dodała.
"Lockdown oznacza też dla niektórych np. zwiększoną ekspozycję na przemoc domową"
Wyjaśniła, że chodzi o ograniczony i nierówny (uwarunkowany m.in. ekonomicznie) dostęp do edukacji, o kontakty socjalne w grupie rówieśników, udział w zajęciach sportowych, a także – w przypadki niektórych dzieci – dostęp do ciepłego posiłku.
"Lockdown oznacza też dla niektórych np. zwiększoną ekspozycję na przemoc domową. Liczba niekorzystnych skutków dla dzieci jest bardzo duża" - wskazała.
Powiedziała także, że dzieci są bardziej "delikatne" psychicznie niż dorośli, bo są w trakcie rozwoju.
"Trudno jest ocenić w tym momencie, jakie dalekosiężne skutki dla dzieci będzie miał rok izolacji od grupy rówieśniczej. To rodzaj mimowolnego eksperymentu, jakiego wcześniej nie przeprowadzano" - oceniła.
Dodała, że warto zwrócić uwagę na brak dowodów na to, iż zamykanie placówek edukacyjnych w poprzednich falach miało znaczący wpływ na ograniczenie szerzenia zakażeń.
"To inna sytuacja niż np. w czasie pandemii grypy 'hiszpanki', kiedy zamykanie szkół ewidentnie poprawiało sytuację całego społeczeństwa – redukowało liczbę zakażeń. Tymczasem w przypadku COVID dotychczas większość analiz przemawiała za nieznacznym wpływem zamykania szkół, a tym bardziej – przedszkoli i żłobków, na dynamikę pandemii. To oczywiście może się zmienić w każdej kolejnej fali, ale teraz mamy szczepienia i możemy wyjść naprzeciw problemowi większej zakaźności" - podkreśliła Okarska-Napierała. (PAP)
Autor: Tomasz Więcławski
dsk/