Minister zdrowia pytany był w poniedziałek podczas konferencji prasowej w Poznaniu, kiedy leki pomagające pacjentom we wczesnej fazie COVID-19 trafią do lekarzy rodzinnych.
"Dzisiaj już leki będą z RARS wyjeżdżały (...) do lekarzy rodzinnych. To jest taka pierwsza partia, być może dziś, czy jutro, bo sprawdzamy dokładnie, kiedy transport nastąpi" - odpowiedział szef resortu zdrowia. "Już nie tylko w szpitalach hemato-onkologicznych, już nie tylko w stacjach dializ, ale również przez lekarzy rodzinnych będziemy dystrybuowali ten lek wczesnego leczenia, wczesnego reagowania" - dodał Niedzielski.
Od początku stycznia tego roku w Polsce jest stosowany Molnupiravir - lek powstrzymujący namnażanie się koronawirusa SARS-CoV-2 w organizmie. To lek doustny, w formie tabletek. Obecnie podawany jest chorym z upośledzoną odpornością.
W ubiegłym tygodniu rzecznik Minister Zdrowia Wojciech Andrusiewicz poinformował, że Polska dysponuje kilkunastoma tysiącami sztuk tego leku, z czego 3 tys. zostało rozdysponowane pomiędzy stacje dializ oraz szpitale hemato-onkologiczne. Zapowiedział, że w resorcie przygotowywane są rozwiązania, aby mogli go podawać pacjentom także lekarze Podstawowej Opieki Zdrowotnej.
Minister zdrowia poinformował także, że prawdopodobnie pod koniec tygodnia pojawią się pierwsze apteki testujące w kierunku SARS-CoV-2. Podkreślił, że nie w każdej aptece będzie można wykonać test.
"Dzisiaj mamy pierwsze informacje od pana (wiceprezesa Naczelnej Rady Aptekarskiej Marka) Tomkowa, że prawdopodobnie pod koniec tygodnia jest szansa, że już pojawią się pierwsze testujące apteki" – powiedział Niedzielski.
Zapewnił, że apteki, w których będą przeprowadzane testy w kierunku SARS-CoV-2, będą uwzględniały standardy z rozporządzenia.
"Można to zorganizować na różne sposoby, ja nie chciałbym mówić, jak to centralnie ma wyglądać, bo każda apteka jest inna, nie każda apteka ma warunki, więc powiedzmy sobie otwarcie: to nie będzie dostępne w każdej aptece w Polsce" – powiedział Niedzielski.
"Mamy pewne zdefiniowane wymogi, ale oczywiście odpowiedzialność farmaceutów za bezpieczeństwo pacjenta nakazuje zorganizować to albo w określonych godzinach, albo wydzielając miejsce, jeżeli są takie możliwości" – dodał szef MZ.
Odnosząc się do skrócenia czasu kwarantanny Niedzielski wyjaśnił, że władze zdają sobie sprawę, że jeżeli będzie 40-60 tys. zakażeń, nakładanie izolacji i kwarantann na długie dni, doprowadziłoby do lockdownu w gospodarce. Wskazał też, że przebieg kliniczny zakażenia jest szybszy w przypadku wariantu omikron.
Ministerstwo Zdrowia skierowało w poniedziałek do opublikowania rozporządzenie skracające do siedmiu dni czas odbywania kwarantanny dla osób narażonych na zakażenie wirusem SARS-CoV-2. Obecnie trwa ona 10 dni.
Niedzielski w poniedziałek wskazywał, że skrócenie kwarantanny to m.in. efekt obserwacji sytuacji w krajach Europy Zachodniej, gdzie wzrost zakażeń nastąpił wcześniej.
"Widzieliśmy, że władze tych krajów, z opóźnieniem reagując na pojawiające się zwiększone liczby zakażeń, wprowadziły ten obowiązek, więc my, będąc na początku – bo pamiętajmy, że mimo tych wielkich liczb, z jakimi mamy do czynienia, to jest początek piątej fali – podejmujemy tę decyzję, bo widzimy, że przebieg kliniczny jest nieco szybszy w przypadku omikronu" – powiedział minister.
"A z drugiej strony zdajemy sobie sprawę, że jeżeli będziemy mieli do czynienia ze scenariuszem, gdzie będzie 40, 50, 60 tys. zakażeń, nakładanie izolacji i kwarantann na długie dni tak naprawdę doprowadziłoby do faktycznego lockdownu w gospodarce, bo ludzie, którzy pracują, po prostu nie byliby obecni w pracy. Stąd jest ta decyzja" – wyjaśnił minister.
Dodał, że "scenariusze, które się realizują, oznaczają, że w tym tygodniu na pewno będziemy mieli przekroczone 50 tys. zakażeń".
Niedzielski zwrócił uwagę, że w związku ze wzrostem zakażeń koronawirusem sanepid jest "poddany ogromnej presji, ogromnemu obciążeniu". Jeżeli dojdzie do sytuacji ekstremalnej, zwrócimy się o pomoc do spółek skarbu państwa lub innych partnerów - zapowiedział.
"Proszę pamiętać, że każdy przypadek dodatniego testu to kwestia nałożenia izolacji, nałożenia kwarantanny na współdomowników albo osoby +z kontaktu+, to przeprowadzenie samego wywiadu, więc rzeczywiście ta liczba czynności, która musi być wykonywana przez pracowników sanepidu rośnie. Na szczęście w ciągu ostatniego roku, a w zasadzie półtora roku, udało się zrobić mocny krok do przodu, jeśli chodzi o informatyzację sanepidu" - powiedział Niedzielski.
"Mamy tzw. centralny system, który się nazywa SEPIS (...). Odpowiedzią na taką kumulację jest dzielenie pracy regionalnie i wykorzystanie tych obszarów gdzie jest chwilowo mniej zakażeń" - dodał szef MZ.
Niedzielski powiedział też, że widzi "pewne ryzyko działania infolinii sanepidu". "W tej chwili będziemy zatrudniali studentów, dodatkowe osoby, które będą pomagały na zasadzie konsultanta. Jeżeli dojdzie do sytuacji ekstremalnej, zwrócimy się do spółek skarbu państwa lub innych partnerów, by pomagali nam chociażby w utrzymaniu infolinii" - zapowiedział Niedzielski.(PAP)
jjk