W miniony weekend, niewiele ponad miesiąc po polskiej premierze, „Hiszpański romans” Woody’ego Allena zadebiutował w 26 północnoamerykańskich kinach. Od piątku do soboty zarobił w nich 24 tysiące dolarów. Jeśli chodzi o weekendy otarcia, to zdecydowanie najmniej w karierze Allena. „Hiszpański romans” to jego 49. film.
„Hiszpański romans” nie wytrzymuje porównań już choćby z ostatnim filmem Allena, który miał premierę w Ameryce. „Na karuzeli życia”, którego debiut w 2017 roku zbiegł się z czasem z dojściem do głosu ruchu #MeToo, zarobił w pierwsze trzy dni 125 tysięcy dolarów. Wraz z premierą ponownie rozgorzała dyskusja o starych oskarżeniach Allena o molestowanie jego przybranej córki Dylan Farrow. Oskarżała go o to sama Dylan, której brat Ronan pomógł w nagłośnieniu przewinień seksualnych Harveya Weinsteina. W efekcie powstał głośny serial dokumentalny „Allen kontra Farrow”. Woody Allen konsekwentnie zaprzeczał oskarżeniom, a on sam nigdy nie stanął przed sądem za domniemane przestępstwa
Wśród niewielu obrońców Allena są występujący w „Hiszpańskim romansie” aktorzy Wallace Shawn i Gina Gershon. Są oni jednak w znakomitej mniejszości, a większość amerykańskich aktorów omija szerokim łukiem produkcje sygnowane nazwiskiem Allena.
„Hiszpański romans” od momentu premiery podczas festiwalu filmowego w San Sebastian nie miał najlepszych recenzji. Zarówno ze strony krytyków, jak i widzów. Trudności z dystrybucją na amerykańskim rynku zdawały się wskazywać na to, że ostatni film Allena w ogóle się tam nie pojawi. „Nie ma żadnych szans na to, aby jakieś studio filmowe chciało z nim współpracować. Żadna porządna firma nie będzie go chciała. Do końca życia będzie musiał szukać inwestorów w Europie” – ocenia sytuację jeden z producentów w rozmowie z portalem „The Wrap”. (PAP Life)