W rozmowie z BBC ostrzegł, że problem rosnących kosztów utrzymania i spadku poziomu życia w Wielkiej Brytanii nie zmniejszy się aż do początku przyszłego roku.
Bailey przyznał, że choć dla pracowników bolesne będzie zaakceptowanie, iż ceny rosną szybciej niż ich płace, konieczny jest pewien "umiar w podwyżkach płac", aby zapobiec utrwaleniu się inflacji.
Zapytany, czy BoE w ten sposób prosi pracowników, by nie żądali dużych podwyżek płac, odparł: "Ogólnie rzecz biorąc, tak - w sensie mówienia: musimy zobaczyć umiarkowanie we wzroście płac. Jest to bolesne - nie chcę w żadnym sensie osładzać tego przekazu, jest on bolesny".
Bank Anglii prognozuje, że w tym roku w Wielkiej Brytanii dochody po opodatkowaniu - uwzględniając wzrost kosztów życia - zmniejszą się o 2 proc., co byłoby najgłębszym spadkiem od 1990 roku.
"Będzie przed nami trudny okres, przyznaję, ponieważ już widzimy, i będziemy widzieć, zmniejszenie realnych dochodów. Zaczniemy z niego wychodzić w 2023 roku, a za dwa lata spodziewamy się powrotu inflacji do bardziej stabilnej pozycji" - powiedział Bailey.
Według szacunków BoE, średni wzrost płac wynosi obecnie niespełna 5 proc. w skali roku, co już jest poniżej poziomu inflacji, która w grudniu sięgnęła 5,4 proc. Tymczasem Bank Anglii przewiduje, że będzie ona rosła jeszcze bardziej - w kwietniu osiągnie szczyt na poziomie 7,25 proc., a średnia za cały rok 2022 wyniesie ok. 6 proc.
Dodatkowo na kosztach życia mocno odbije się wzrost cen energii od kwietnia o 54 proc., czyli o 693 funty rocznie, czego nie zrównoważy ogłoszone w czwartek przez rząd wsparcie do 350 funtów.
Bailey wskazał, że gwałtownie rosnące koszty energii są poza kontrolą BoE, który może jedynie działać, aby "zapobiec pogorszeniu się sytuacji". Zasugerował jednak, że są "dobre powody, aby wierzyć", że ceny energii "zaczną się uspokajać, nie tylko dlatego, że są one w pewnym stopniu sezonowe".
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
jjk/