Natalia Maliszewska: nie wierzę już w testy i w te igrzyska

2022-02-06 07:41 aktualizacja: 2022-02-06, 18:29
Fot. PAP/Paweł Skraba
Fot. PAP/Paweł Skraba
Reprezentantka Polski w short tracku Natalia Maliszewska po zamieszaniu związanym z wynikami testów na COVID-19 przyznała, że coś w niej umarło. W ostatniej chwili podjęto decyzję o zakazie startu w igrzyskach olimpijskich w Pekinie. "W nic już nie wierzę. W żadne testy. Żadne igrzyska" - napisała. PKOI poinformował, że Maliszewska została zwolniona z izolacji i trenowała dzisiaj na olimpijskim obiekcie.

Maliszewska, która z powodu zakażenia koronawirusem nie wystartowała w sobotę w igrzyskach w Pekinie w eliminacjach zmagań na 500 m, została zwolniona z izolacji i trenowała w niedzielę na olimpijskim obiekcie.

"Prawie godzinny trening był możliwy, po tym jak zawodniczka Juvenii Białystok miała dwa negatywne testy na obecność w organizmie koronawirusa" - przekazał dzisiaj Polski Komitet Olimpijski.

Dramat Maliszewskiej 

Maliszewska miała pozytywny wynik testu na COVID-19 w ubiegłym tygodniu, po przylocie do Chin. W środę, po kilku dniach przebywania w izolacji, uzyskała po raz pierwszy negatywny wynik. Kolejne badanie było dodatnie, ale na granicy ujemnego, więc według procedur kolejny taki wynik oznaczałby pozwolenie na powrót do wioski olimpijskiej.

Test okazał się jednak pozytywny i wówczas stało się jasne, że 26-letnia panczenistka Juvenii Białystok nie będzie mogła wystartować na 500 m, jej koronnym dystansie. Rywalizacja w tej konkurencji rozpoczęła się w sobotę.

Jeszcze w piątek Polski Komitet Olimpijski poinformował jednak, że "dzięki działaniom i staraniom kierownictwa Polskiej Misji Olimpijskiej oraz PKOl" udało się doprowadzić do zwolnienia z izolacji triumfatorki Pucharu Świata w sezonie 2018/19, ale następnego dnia Polka znów miała pozytywny wynik i nie wystartowała w zawodach.

"Nadzieja umarła"

"Jest mi tak cholernie ciężko odezwać się i cokolwiek powiedzieć... Daję znać, że żyję, choć uważam, że coś we mnie wczoraj umarło. Od ponad tygodnia żyję w strachu... a te wahania nastrojów, płacz, który pozbawia mnie tchu, sprawiają, że nie tylko ludzie wokół mnie się o mnie martwią. Ale ja sama. Wiem, ze dużo osób nie rozumie tej sytuacji. Testy pozytywne, negatywne, testy bliskie wyjścia z izolacji, nagle testy pozytywne z wynikami, które kwalifikują mnie do leżenia w szpitalu pod respiratorem. Później znowu dobre wyniki i szansa na warunkowe zwolnienie. Później totalna klapa. Brak możliwości... nadzieja umarła" - opisała Maliszewska we wpisie na Instagramie oraz na Twitterze.

"Ostatecznie w dzień startu o 3 w nocy ludzie wyciągają mnie z izolatki... Ta noc to był horror. Spałam w ubraniu, bo bałam się, ze ktoś za chwile zabierze mnie znowu do izolatki. Przez zasłony wyglądałam tylko trochę. Jednym okiem, bo bałam się, ze mnie ktoś zobaczy. Później wielka nadzieja. Pakuję się na lodowisko, startuję! Rozpakowuję ubrania, rozwieszam strój... i nagle wiadomość, ze oni się jednak pomylili! Że jednak nie powinni wypuszczać mnie z izolatki! Że jednak jestem zagrożeniem! Że nie mogę wystartować. Muszę wracać jak najszybciej do wioski..." - relacjonowała.

"Mój mózg i moje serce więcej już nie zniosą"

"Ja też tego nie rozumiem. W nic już nie wierzę. W żadne testy. W żadne igrzyska. Jest to dla mnie jeden wielki ŻART. Mam nadzieję, że ten, kto tym steruje, nieźle się przy tym bawi... Mój mózg i moje serce więcej już nie zniosą. A WAM DZIĘKUJĘ. Do usłyszenia niedługo" - zakończyła.

Z Pekinu - Maciej Machnicki (PAP)

Fot. PAP/ Maciej Zieliński

mmi/