Natalia Maliszewska: wróciłam, i to nie z podkulonym ogonem

2022-02-09 15:49 aktualizacja: 2022-02-09, 19:30
Natalia Maliszewska. Fot. PAP/Grzegorz Momot
Natalia Maliszewska. Fot. PAP/Grzegorz Momot
Reprezentantka Polski w short tracku Natalia Maliszewska cieszy się, że mimo zamieszania związanego z testami na COVID-19 i kilkudniowej izolacji potrafiła przejść kwalifikacje na 1000 m na igrzyskach w Pekinie. "Wróciłam, i to nie z podkulonym ogonem" - zaznaczyła.

Maliszewska niechętnie rozmawiała o wydarzeniach sprzed kilku dni, w których wyniku nie mogła rywalizować na swoim koronnym dystansie - 500 m. Znacząco różniące się od siebie wyniki testów spowodowały, że długo zmieniały się wersje, ale ostatecznie powiadomiono ją, że nie weźmie udziału w tych zawodach.

W środę zajęła pierwsze miejsce w swoim biegu eliminacyjnym na 1000 m. Kolejne rundy w tej konkurencji zaplanowano na piątek.

"Liczy się to, że mogłam dziś wystartować, że nikt nie podłożył mi kolejnej kłody. Pokazałam wszystkim moim rywalkom, że 1000 jest dystansem, na którym będę chciała się odgryźć, że wróciłam, i to w pięknym stylu. Cieszę się niesamowicie, choć nogi bolą mnie bardzo" - powiedziała Maliszewska.

26-letnia panczenistka Juvenii Białystok przyznała, że po przed startem w środę była bardziej zmęczona, niż powinna być.

"Osiem dni nie stałam na lodzie, nie trenowałam, a później nagle po trzech dniach musiałam walczyć na najwyższym poziomie. To na pewno nie jest łatwe. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś zamyka lekkoatletę w pokoju, który ma 10 metrów kwadratowych, i każe mu przygotować się do igrzysk. Przecież to jest niewykonalne po prostu. To nie były najfajniejsze dni, bo czułam, że nie mam już takiej siły w nogach, bo siłowni też przez osiem dni nie robiłam" - relacjonowała.

Mimo to Maliszewska była zadowolona z przebiegu rywalizacji w kwalifikacjach

"Choć ten mój ulubiony i najfajniejszy dystans przepadł, to chciałabym móc jeszcze powalczyć na tyle, na ile będę miała sił w nogach i w sercu. To tak, jakby mi ktoś odebrał marzenia, ale wyszłam z tego z twarzą. Dzisiejszy bieg był rozegrany taktycznie bardzo, bardzo dobrze" - zaznaczyła.

Duże poruszenie wywołał niedzielny wpis Maliszewskiej w mediach społecznościowych, w którym opisała swój smutek i napisała m.in., że nie wierzy już w testy ani w igrzyska. Kilka godzin później pojawiło się jej zdjęcie na treningu, na którym się uśmiechała

"Jedyne, co mi zostało, to śmiać się z tej sytuacji. W dzień startu rano robię test i jestem pozytywna, tego samego dnia wieczorem robię kolejny test i jestem negatywna. Dla mnie to nie jest zbieg okoliczności. A to, że na drugi dzień mogłam wejść na lód, było po prostu śmieszne. Weszłam na ten lód, uśmiechnęłam się myśląc: +No, dobra, to czekam na ten pozytywny test znowu+. Przed wejściem na rozjazd śmiałam się z własnych myśli, że ktokolwiek tam jest, macie 20 minut, później już nie wracam (na izolację - PAP). Cokolwiek by się nie wydarzyło, ja zostaję tutaj i będę walczyła o swoje marzenia" - powiedziała.

Przyznała, że była wzruszona wiadomościami, które otrzymała od wielu osób.

"Nigdy nie miałam takiego wsparcia, ale też nigdy dyscyplina nie była tak znana przed igrzyskami. Wszystkim, naprawdę wszystkim, którzy trzymali za nas kciuki, próbowali nas jakkolwiek wesprzeć, jestem ogromnie wdzięczna. To bardzo wzruszające, że jest tyle dobrych osób, które choć nawet cię nie znają, to strasznie mocno cię wspierają. To było czuć. Mam nadzieję, że skoro płakaliśmy już razem, to jeszcze będziemy się mogli jeszcze razem cieszyć" - zakończyła.

Dokończenie rywalizacji na 1000 m w piątek. Maliszewska wystartuje w Pekinie również na 1500 m. Wystąpi też w finale B sztafety.

Z Pekinu Maciej Machnicki (PAP)

Fot. PAP/Maciej Zieliński

kgr/