Według niego atak obejmowałby ostrzał rakietowy i okupację "kluczowego terenu" na Ukrainie.
"W tej chwili oceniamy, że nie zaatakują miast o dużej populacji, ponieważ do kontrolowania tych obszarów potrzeba wielu żołnierzy. Ale nie ma pewności, jaką drogą mogą pójść rosyjskie wojska" – oświadczył Marran podczas briefingu dla mediów.
Według estońskiego wywiadu inną możliwością może być intensyfikacja walk z siłami rządowymi na granicy z dwoma wspieranymi przez Rosję regionami separatystycznymi we wschodniej Ukrainie. "Taka eskalacja jest bardzo prawdopodobna. W ten sposób Rosja prawdopodobnie uzyskałaby wiarygodną możliwość zaprzeczenia (agresji) i uniknęłaby sankcji" - powiedział Marran.
"Jeśli Rosja odniesie sukces na Ukrainie, zachęci to ją do zwiększenia presji na kraje bałtyckie w nadchodzących latach. Zagrożenie wojną stało się głównym narzędziem politycznym (prezydenta Rosji Władimira) Putina" - dodał.
Według szefa estońskiego wywiadu około 10 grup bojowych rosyjskich wojsk zbliża się do granicy z Ukrainą, gdzie rozmieszczono już 100 grup bojowych, czyli około 170 tys. żołnierzy. Liczba ta obejmuje żołnierzy stacjonujących zazwyczaj w regionach wokół Ukrainy, ale także żołnierzy na Białorusi, których Rosja wysłała na ćwiczenia wojskowe w pobliżu granicy z Ukrainą.
Marran zaznaczył, że część żołnierzy rosyjskich prawdopodobnie pozostanie na Białorusi po zakończeniu ćwiczeń 20 lutego. "To skróciłoby czas przygotowań do ataku na kraje bałtyckie" - podkreślił.
Wcześniej w środę ministerstwo obrony Rosji poinformowało, że siły rosyjskiego Zachodniego Okręgu Wojskowego oraz Południowego Okręgu Wojskowego po zakończeniu ćwiczeń zaczęły powrót do miejsc stałej dyslokacji. (PAP)
dsk/