Uchodźcy w Krakowie: uciekaliśmy z Ukrainy słysząc wybuchy bomb, chcemy tylko pokoju
Uciekaliśmy nocą, słysząc wybuchy bomb, chcemy tylko pokoju – powiedziała Olesia Kaszuba, która z synem przyjechała z miasta Bachmut w obwodzie donieckim. Abdel z żoną rozpaczają zaś, że w Kijowie zostawili wszystko, co mieli. Uciekając zabrali tylko dokumenty.
Przez całodobowy punkt pomocy w pobliżu dworca głównego w Krakowie przewijają się setki osób, szukających pomocy. Otrzymują tu żywność, informacje o noclegach. Wielu jest zmęczonych i korzysta z możliwości przenocowania na miejscu. Część jest nieufnych, obawia się rozmawiać z dziennikarzami.
Wśród osób, które chcą się podzielić swoimi przemyśleniami, jest Olesia Kaszuba z miasta Bachmut w obwodzie donieckim. Kobieta – wraz z 15-letnim synem i psem Barikiem – półtora doby podróżowała do Krakowa. Z Bachmuta do Krematorska, potem pociągiem do Lwowa, stamtąd autobusem do Medyki i potem samochodem do Krakowa. Łącznie przemierzyli ok. 1,6 tys. km.
Jak relacjonowała, w chwili opuszczania miasta gdzieś w oddali słychać było bomby i odgłosy strzelającej broni.
"Pomyślałam: Przyjechali. Teraz nie wiadomo, co będzie" – opisywała. Szybko zdecydowała, że zabiera syna i wyjeżdża. "Uciekaliśmy nocą, słysząc wybuchy bomb, chcemy tylko pokoju" – powiedziała.
Z informacji pani Olesi wynika, że jej krewni i przyjaciele, którzy zostali w Ukrainie, żyją. "Chcę wam powiedzieć, że będzie dobrze, że będzie jeszcze pokój" – mówiła ze łzami w oczach.
"Największe marzenie: aby mamie i bratu nic się nie stało"
Pani Olesia jest rozwódką, jej były mąż to wojskowy i został walczyć o wolność ojczyzny. W najbliższych dniach kobieta z synem i psem pojedzie do Katowic, gdzie zatrzyma się u koleżanki. "Moim największym marzeniem jest, aby mamie i bratu nic się nie stało. Po wojnie chcę wrócić do nich" – powiedziała.
Do punktu pomocowego w Krakowie w nocy dotarł też m.in. 25-letni Abdel. Do Kijowa przyjechał pięć lat temu z Maroka, aby studiować inżynierię motoryzacyjną. Podczas studiów – jak relacjonował – poznał swoją żonę, Ukrainkę. To właśnie wraz z nią i synem opuścił Kijów ze strachu przed wojną.
"Słyszeliśmy bomby niedaleko naszego domu. Nie da się opisać, jak bardzo się baliśmy. Uciekliśmy przed tym wszystkim, przed śmiercią. Zostawiliśmy wszystko, mamy tylko dokumenty" – opowiadał. Podróż tylko ze Lwowa do Przemyśla trwała – w ocenie mężczyzny – ok. 24 godziny. Z Przemyśla do Krakowa Abdel z rodziną dostali się dzięki bezinteresownej pomocy zaoferowanej przez kierowcę jednego z samochodów.
"Co straciłem? Przyjaciół, studentów, w Charkowie ponieśli śmierć. Dom i cały dobytek. Straciłem studia, byłem na ostatnim roku" – opowiadał.
Abdel z rodziną zatrzymali się w hostelu w Krakowie. Nie wiedzą jeszcze, czy zostaną tu dłużej, czy wyjadą do Niemiec lub innego kraju. Czekają na rozwój sytuacji w Ukrainie. "Dziękujemy Polakom za pomoc. To niewyobrażalne, co się stało w Ukrainie" – podsumował.
Rosja rozpoczęła inwazję w Ukrainie 24 lutego nad ranem. Od tego czasu ok. 410 tys. uchodźców z Ukrainy. Wśród ofiar ataku jest coraz więcej cywilów.(PAP)
autor: Beata Kołodziej