Nie żyje Alicja Kapuścińska

2022-03-07 14:33 aktualizacja: 2022-03-07, 23:46
Alicja Kapuścińska. Fot. PAP/Leszek Szymański
Alicja Kapuścińska. Fot. PAP/Leszek Szymański
W poniedziałek zmarła żona wieloletniego korespondenta PAP, reportera i pisarza Ryszarda Kapuścińskiego, Alicja Kapuścińska - lekarka pediatra, specjalistka od celiakii. Miała 89 lat - informację o jej śmierci potwierdziło PAP wydawnictwo Czytelnik.

Alicja Kapuścińska urodziła się 4 marca 1933 r. Po maturze najpierw studiowała Historię na Uniwersytecie Warszawskim. To tam poznała męża. Ich pierwsze spotkanie opisał w "Gazecie Wyborczej" Wiktor Osiatyński. "W 1951 roku Ryszard Kapuściński studiował na pierwszym roku historii na Uniwersytecie Warszawskim. Kiedyś stanął naprzeciw grupy koleżanek, z których jedna paliła papierosa. Rysiek spojrzał na nią i przecząco pokiwał głową. Alicja wyrzuciła niedopałek; to był jej ostatni papieros w życiu. Niedługo potem wzięli ślub, a później urodziła się im córka, Zofia".

Po ukończeniu studiów w Akademii Medycznej pracowała w Szpitalu Dziecięcym na ul. Działdowskiej w Warszawie. Specjalizowała się w celiakii. Aż do emerytury pracowała w Klinice Dziecięcej AM przy ul. Działowskiej. W latach 80. Kapuścińska była członkiem zespołu profesora Tadeusza Chorzelskiego z Kliniki Dermatologii AM, który zajmował się badaniem przeciwciał na celiakię. Wyniki badań klinicznych swojego zespołu prezentowała na międzynarodowych konferencjach w Tampere, w Brukseli i w Budapeszcie. Za swoją pracę doktorską, którą obroniła w 1988 roku, otrzymała nagrodę ministra zdrowia.

Była honorową patronką Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za najlepszą książkę reporterską. W wywiadzie udzielonym "Newsweekowi" w rocznicę śmierci męża mówiła, że nie jest wdową. "Nadal jestem żoną Ryszarda Kapuścińskiego. A poza tym to słowo oznacza, że wszystko się skończyło definitywnie i jego już nie ma. Podczas gdy dla mnie po prostu wyjechał. Całe życie było tak, że wyjeżdżał, a ja czekałam i robiłam swoje. I wierzyłam, że jemu nic się nie stanie. Bardzo długo po jego śmierci, gdy się rano budziłam, chodziłam po domu cichutko, żeby go nie obudzić. Nie ma go?… Aha. Wyjechał" - opowiadała.

"Przecież on mnie do tego przyzwyczaił, a żyliśmy ze sobą ponad 50 lat. I to jest kontynuacja tego, co było. Wyjeżdżał, zawsze daleko, na długo i bez możliwości kontaktu. W latach 50. nie mógł z Afryki przysłać listu. Mogłam tylko pójść do PAP i przeczytać od niego lapidarne depesze" - wspominała.(PAP)

Autor: Olga Łozińska

mj/