Simmons, która w kilka dni temu przeniosła się ze Lwowa do Polski, w rozmowie ze stacją Sky News wskazała, że siły rosyjskie nasilają przemoc za każdym razem, gdy ukraińskie wojsko stawia skuteczny opór, i nazwała tę sytuację "niewiarygodnie niepokojącą".
Wyraziła obawę, że po środowym ataku na szpital położniczy w Mariupolu będzie jeszcze więcej uderzeń w cele cywile. "Myślę, że jest to zamierzone celowanie w ludność cywilną, że jest to cyniczne, że nie ma sposobu, aby odpisać to jako wypadek, pocisk, który zabłądził" - mówiła o nagraniach z Mariupola, dodając, że Rosja w ten sposób postępowała już we wcześniejszych konfliktach.
"Jest to niesłychanie niepokojące. Nie ma takiej kwestii, że Ukraińcy nie będą dalej walczyć, i musi nastąpić moment, w którym doradcy w Rosji zrozumieją to na tyle, by wyartykułować, że nie ma szybkiego rozwiązania tego konfliktu. Jest tylko takie, w którym wielu ludzi straci życie" - powiedziała.
Zapytana, czy jej zdaniem Rosja może zdecydować się na eskalację wojny poprzez atak z użyciem broni chemicznej, co już wcześniej robiła, Simmons powiedziała:
"Myślę, że słusznie obawiamy się całego rosyjskiego (wojennego) podręcznika". Nie wykluczyła też, że prezydent Rosji Władimir Putin zdecyduje się na Ukrainie na użycie taktycznej broni jądrowej w ramach wojny konwencjonalnej, co jest dopuszczone w rosyjskiej doktrynie wojennej. "Wiemy, że ma takie możliwości. Nie wiemy tylko, do jakich skrajności się w tym posunie" - powiedziała.
mar/