Według informacji "Bilda" Schroederowi udało się przynajmniej przez kilka godzin rozmawiać z Putinem, a w piątek z jednym z jego powierników.
Jak doszło do spotkania? To kontrowersyjne pytanie, zauważa dziennik. "Z otoczenia Schroedera wynikało, że Ukraina poprosiła o mediację. Ambasador Ukrainy Andrij Melnyk mówi coś przeciwnego: 'Ten pomysł wyszedł od pana Schroedera' – stwierdził Melnyk w programie BILD LIVE".
Kto pomógł Schroederowi? "Według portalu Politico kontakty nawiązano za pośrednictwem wydawnictwa Ringier, dla którego Schroeder pracował do niedawna jako konsultant. Przed podróżą Schroeder miał spotkać się z ukraińskimi politykami w pałacu Dolmabahce w Stambule, stamtąd rozmawiał przez telefon z Putinem. Poinstruowano go, że rosyjski odrzutowiec zabierze go w środę wieczorem" - czytamy w "Bildzie".
Co o wyprawie wiedział niemiecki rząd? "Podobno nic. Kanclerz Olaf Scholz miał nie wiedzieć z wyprzedzeniem o wycieczce Schroedera". "Bild" zwraca jednak uwagę, że to "dziwne", ponieważ ochroniarz Schroedera "udał się z nim do Moskwy, musiał więc zgłosić pobyt swojemu pracodawcy (Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Federalny Urząd Kryminalny - BKA)".
Cytowany przez gazetę ekspert ds. wewnętrznych Christoph de Vries z partii CDU wątpi, "że rząd federalny nie jest poinformowany, kiedy były kanclerz Niemiec udaje się do Moskwy w najgorszym konflikcie wojskowym od II wojny światowej w towarzystwie urzędników BKA". Albo "nie gra się otwartymi kartami, albo występują "ogromne braki" w komunikacji.
Jak Schroeder i jego żona, która towarzyszyła mu w wyprawie żyli w Moskwie? Luksusowo w hotelu "Kempinski" nad brzegiem Moskwy. Apartament Schroedera ("Kremlin Lux", ok. 70 m2) kosztuje nieco poniżej 600 euro za noc. Dla porównania, rosyjski pracownik zarabia 350 euro miesięcznie - pisze "Bild". "Room service: piwo - 6 euro, 50 gramów kawioru ("Astrachań") - 125 euro, szampan ("Dom Perignon") - 850 euro. Po mieście poruszał się luksusowym Hyundaiem Genesis G90.
Schroeder jest krytykowany za to, że nawet po agresji Rosji na Ukrainę nie odciął się wyraźnie od swojego przyjaciela Putina, ani nie zakończył swojej współpracy z rosyjskimi gigantami energetycznymi.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
js/