Trwa akcja ratunkowa w kopalni Pniówek. Prezydent Duda na miejscu tragedii

2022-04-21 07:43 aktualizacja: 2022-04-21, 20:33
Prezydent Andrzej Duda zapalił znicz przed figurą Matki Boskiej na terenie kopalni Jastrzębskiej Spółki Węglowej Pniówek. Fot. PAP/Zbigniew Meissner
Prezydent Andrzej Duda zapalił znicz przed figurą Matki Boskiej na terenie kopalni Jastrzębskiej Spółki Węglowej Pniówek. Fot. PAP/Zbigniew Meissner
Prezydent Andrzej Duda przyjechał w czwartek po południu do kopalni Pniówek w Pawłowicach (Śląskie), gdzie od kilkudziesięciu godzin trwa akcja ratownicza po wybuchach metanu. Prezydent podczas wizyty złożył wyrazy współczucia rodzinom ofiar katastrofy górniczej. "Wszystko wskazuje na to, że jest to najgorsza katastrofa w dziejach tej kopalni" - mówił. Jak podali wcześniej przedstawiciele kopalni, zastępy ratownicze od ponad 30 godzin starają się dotrzeć do zaginionych siedmiu górników i ratowników górniczych.

W kopalni Pniówek od kilkudziesięciu godzin trwa akcja ratownicza po dwóch wybuchach metanu, do których doszło w nocy z wtorku na środę. Dotąd potwierdzono zgon pięciu pracowników: czterech zmarło na miejscu, jeden w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, gdzie obecnie hospitalizowanych jest 10 rannych w katastrofie. Łącznie w szpitalach jest około 20 poszkodowanych. 

"Wszyscy wiedzą, że praca w kopalni wiąże się z ryzykiem, niestety czasem jest tak, że dochodzi do katastrofy górniczej, i właśnie tak się stało tutaj, na Pniówku. Wszystko wskazuje na to, że to jest najgorsza katastrofa w dziejach tej kopalni" - mówił dziennikarzom prezydent.

"Wiemy w tej chwili, że pięciu górników, wśród nich ratownicy, nie żyje. Niestety jest też sześciu górników w bardzo ciężkim stanie w szpitalu w Siemianowicach Śląskich, w związku z poparzeniami. Los tych, którzy zostali na dole, w sumie siedmiu górników - jeden cały zastęp ratowników i dwóch górników ze ściany, których wcześniej nie zdążono wydobyć, los ich jest nieznany" - przyznał.

Prezydent Duda poinformował też, że w tej chwili zastępy ratownicze próbują dotrzeć do tego miejsca, gdzie najprawdopodobniej znajdują się zaginieni górnicy. "Niestety jest to duża odległość, jak na warunki kopalni bardzo duża, bo to jest ponad 200 metrów, które muszą przebyć w bardzo trudnych warunkach" - mówił prezydent. 

"Bezpieczeństwo wykonujących działania w strefie zagrożenia jest priorytetem"

Ratownicy, którzy starają się dotrzeć do siedmiu górników i ratowników górniczych zaginionych po wybuchach metanu w kopalni Pniówek powoli posuwają się naprzód w wyrobisku, rozbudowując tzw. lutniociąg, dostarczający świeże powietrze. Budowa lutniociągu jest konieczna, aby poprawić stan atmosfery, a w konsekwencji umożliwić ratownikom penetrację rejonu, gdzie znajdują się poszkodowani.

Sławomir Starzyński, rzecznik Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy kopalnia Pniówek podkreślił w czwartek rano na spotkaniu z dziennikarzami, że akcja ratownicza trwa, nie została ani na chwilę przerwana, natomiast prowadzona jest w bardzo trudnych warunkach - w rejonie prowadzonych działań dalszym ciągu przekroczone są dopuszczalne stężenia gazów.

"Przez całą noc 13 zastępów ratowników, wyposażonych w aparaty tlenowe, prowadziło intensywne prace mające na celu przywrócenie składu atmosfery do takiego stanu, który umożliwiałby bezpieczną pracę zastępom ratowniczym. Ratownicy zabudowali wentylator i ponad 200 metrów lutniociągu" – powiedział Starzyński.

"Chodzi o to, aby sukcesywnie i skutecznie przewietrzyć odcinkami wyrobisko przyścianowe ściany N-6 i bezpiecznie kontynuować poszukiwanie pracowników. Ratownicy muszą zabudować odcinkami jeszcze około 500 metrów lutniociągu" – poinformował Starzyński. 

Wiceprezes JSW ds. technicznych i operacyjnych Edward Paździorko mówił dziennikarzom,  że w miejscu wypadku uruchomiono tzw. wentylację odrębną. Taka decyzja była podyktowana stanem atmosfery, w której stężenia niebezpiecznych gazów uniemożliwiały zastępom pracę w wyrobiskach, w których są zaginieni. Dlatego po zainstalowaniu i uruchomieniu wentylatora ratownicy zbudowali nitkę lutniociągu, którym tłoczone jest powietrze.

"Obecnie poruszamy się odcinkami 15-20-metrowymi chodnikiem przyścianowym, w którym był zastój powietrza (...)" - powiedział wiceprezes. Jak zaznaczył, dokładanie kolejnych elementów lutniociągu musi być prowadzone stopniowo. "Jesteśmy ok. 250 m od skrzyżowania chodnika nadścianowego ze ścianą. Będziemy sukcesywnie poruszać się i równocześnie kontrolować atmosferę" – dodał Paździorko.

"Bezpieczeństwo wykonujących działania w strefie zagrożenia jest priorytetem" – zaznaczył prezes JSW Tomasz Cudny. Jak wskazał, ratownicy pracują w świeżym prądzie powietrza, dostarczanego przez lutniociąg. Trudno na razie ocenić, jak długo potrwają prace zastępów ratowniczych.

Prezes przypomniał, że co prawda na początkowym etapie warunki na dole sprzyjały prowadzeniu akcji ratowniczej, ale szybko się pogorszyły – gwałtownie wzrastały stężenia metanu i sztab akcji zdecydował o wycofaniu ludzi z zagrożonej strefy i zbudowaniu wentylacji odrębnej.

"Każdy odcinek jest indywidualnie analizowany przez ratowników (...) Bieżąca sytuacja pozwala zastępowi przesunąć się kawałek dalej, przesunąć wszelkiego rodzaju mierniki. Cały czas ustalona jest linia chromatograficzna (czujników - PAP) żebyśmy nie znaleźli się w trójkącie wybuchowości (określonym przedziale stężenia metanu w powietrzu, w którym powstaje mieszanina wybuchowa - PAP)" – opisywał Cudny. Przypomniał, że w instrumenty pomiarowe są wyposażeni także sami ratownicy, którzy pracują w aparatach tlenowych. Są w bieżącym kontakcie z kierownikiem akcji.

Pytany o to, czy kopalniane czujniki przed wypadkiem nie wskazywały podwyższonych stężeń metanu, prezes Cudny odpowiedział, że tak było, co – jak podkreślił – jest czymś normalnym w kopalni metanowej, jaką jest Pniówek. "Wskazywały, ale po to są czujniki, one mają 'wybijać' (odcinać prąd), to znaczy, że kopalnia prawidłowo funkcjonuje" – powiedział i dodał, że analizę częstotliwości owych "wybić" prowadzi zarówno kopalnia, jak i nadzór górniczy.

Prezydent: modlimy się o wydobycie ratowników i górników żywych 

"Mam nadzieję, że tak, jak mówią ratownicy, idą po to, żeby wydobyć swoich kolegów żywych, że tak się stanie. Modlimy się wszyscy o to, żeby tak się stało. Wszystko teraz w rękach opatrzności" - powiedział prezydent na konferencji prasowej. "Jeszcze raz proszę, żeby najbliżsi tych, którzy zginęli, przyjęli moje wyrazy współczucia" - podkreślił.

Prezydent zaznaczył, że widział się z ratownikami, z częścią zastępu, który był w kopalni w momencie wybuchu. "I tymi ratownikami, którzy przeżyli i nie są poszkodowani, tylko poza lekkimi zadrapaniami" - powiedział.

"Niezwykle męstwo, niezwykłe bohaterstwo i niezwykłe oddanie tej służbie dla kolegów, dla najbliższych, dla przyjaciół. Podziękowałem z całego serca za to niezwykłe bohaterstwo" - podkreślił Andrzej Duda. 

Stan poparzonych górników ciężki, ale stabilny

Jak poinformował wcześniej wicedyrektor ds. medycznych Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich Przemysław Strzelec, stan górników z kopalni Pawłowice przebywających w tej placówce jest ciężki, ale stabilny.

W siemianowickim szpitalu przebywa obecnie 10 górników, 5 z nich na oddziale intensywnej opieki medycznej, w stanie śpiączki farmakologicznej. Pozostali, przebywający na oddziale chirurgii, oddychają samodzielnie.

Wszyscy zostali objęci kompleksową, specjalistyczną opieką, obejmującą m.in. podawanie płynów mających zniwelować skutki wstrząsu oparzeniowego, leczenie przeciwbólowe, zabiegi operacyjne. W ich terapii stosowane są m.in. specjalistyczne opatrunki z owodni, składające się z odpowiednio spreparowanej i przygotowanej błony płodowej, pozyskiwanej podczas porodów. Zapobiegają one zakażeniom i stanom zapalnym i zmniejszają blizny.

Górnicy mają też sesje w komorze hiperbarycznej, gdzie są leczeni przy użyciu wysokiego ciśnienia i terapii tlenowej. Zakładane są także hodowle komórek skóry pacjentów na potrzeby dalszego leczenia. (PAP)

Autorzy: Krzysztof Konopka, Rafał Białkowski, Krzysztof Konopka, Mateusz Babak

mj/