Były szef Pracodawców RP: byłem inwigilowany Pegasusem, padłem też ofiarą szantażu

2022-04-29 17:54 aktualizacja: 2022-04-29, 18:04
Były szef Pracodawców RP podczas posiedzenia senackiej komisji Fot. PAP/Rafał Guz
Były szef Pracodawców RP podczas posiedzenia senackiej komisji Fot. PAP/Rafał Guz
B. szef Pracodawców RP Andrzej Malinowski oświadczył w piątek, że był inwigilowany przy użyciu Pegasusa, co - jak mówił - łączy m.in. z działalnością w RDS, a także z krytycznymi wobec PiS felietonami w prasie. Powiedział również, że na początku 2019 r. padł ofiarą szantażu na tle lustracyjnym.

Andrzej Malinowski to były poseł PSL (1993-1997), w latach 2001-2021 prezydent Pracodawców RP; od października 2019 r. do października 2020 r. - przewodniczący Rady Dialogu Społecznego. Od 2022 r. pełni funkcję prezydenta honorowego Pracodawców RP.

 

O tym, że jego telefon został co najmniej raz zainfekowany systemem Pegasus, napisała 19 kwietnia "Gazeta Wyborcza". Malinowski, który spotkał się w piątek z senacką komisją nadzwyczajną badającą przypadki nielegalnej inwigilacji z użyciem tego izraelskiego systemu, potwierdził, że zwrócił się do kanadyjskiej organizacji Citizen Lab z prośbą o sprawdzenie swego iphone'a i otrzymał informację, że był inwigilowany "mniej więcej od 27 lutego 2018 roku".

Fot. PAP/Rafał Guz

Według niego, powodów użycia wobec niego Pegasusa mogło być kilka. Po pierwsze - jak mówił - od początku 2015 roku był felietonistą "Rzeczpospolitej", gdzie - jak przyznał - pisał krytyczne wobec rządu PiS teksty dotyczące gospodarki. Zastrzegł jednak, iż wcześniej w ten sam sposób podchodził do polityki ekonomicznej koalicji PO-PSL. "Mnie nie interesowała konkretna grupa polityczna, tylko proponowane tam rozwiązania dotyczące gospodarki" - zaznaczył Malinowski.

Według jego relacji, mniej więcej pół roku po wygranych przez PiS wyborach w 2015 r. zaczęły docierać do niego sygnały, że treść jego felietonów w "Rz" "bardzo nie podoba się" Prawu i Sprawiedliwości. Jego współpracownicy mieli go nawet ostrzegać o szykowanym na niego "ataku" ze strony obozu rządowego.

Druga sprawa, z którą b. szef Pracodawców RP łączy sprawę inwigilacji, to jego działalność w RDS.

"Większość rządząca nie chciała za bardzo prowadzić dialogu społecznego w ramach Rady Dialogu Społecznego, może w ten sposób chcieli się dowiedzieć właściwie co my myślimy, jak myślimy, w jakim kierunku" - mówił Malinowski.

Przypomniał ponadto, że powołane przy Pracodawcach RP Centrum Monitoringu Legislacyjnego w wydawanych cyklicznie raportach bardzo źle oceniało jakość i sposób stanowionego w czasie rządów PiS prawa. "To się bardzo nie podobało i prawdopodobnie szukano jakichś - nie wiem jak to nazwać - +haków+ na moją skromną osobę. Równolegle próbowano kompromitować, dyskredytować mnie osobiście w przestrzeni publicznej poprzez cały system różnego rodzaju działań zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych" - relacjonował Malinowski.

Kolejny możliwy powód inwigilacji - to jego zdaniem - szerokie kontakty zarówno w Polsce, jak i za granicą. Przypomniał, że jako szef Pracodawców RP brał np. udział w spotkaniach Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego. "Polskie władze pewnie ciekawiło co się tam w środku dzieje (...) Tam się rozgrywały przecież ważne rzeczy, bo były przecież opinie dla różnego rodzaju dyrektyw KE, dla decyzji PE" - zaznaczył b. szef Pracodawców RP.

Mediacja podczas strajku

Wspominał ponadto, że na jesieni 2018 roku, jeszcze jako wiceprzewodniczący RDS, podjął się mediacji w trwającym wówczas sporze między władzami i pracownikami PLL LOT. "I w wyniku takich rozmów między strajkującymi i zarządem udało mi się doprowadzić do podpisania porozumienia o zakończeniu strajku o godz. 2 w nocy 1 listopada. Mniej więcej tydzień po tym zaczęły do mnie docierać informacje, że to się bardzo nie podobało w pewnych sferach rządzących, że ten strajk został (zakończony). Ten strajk miał się wypalić, miał dojść do ściany" - mówił Malinowski. Dodał, że jego rozmówcy wymieniali nazwisko premiera Mateusza Morawieckiego, który w tym czasie bezpośrednio nadzorował PLL LOT. 

"Od tego momentu zaczęły się różnego rodzaju historie, zaczęto mnie pomawiać o lustrację, że jest moja teczka, zaczęto mnie szantażować w ten sposób, że zaproponowano mi, że artykuł się nie ukaże jeśli wpłacę określoną sumę pieniędzy. Potem, kiedy wyrzuciłem tego, kto mi tę propozycję składał, a był to człowiek związany z obozem rządzącym, po tygodniu dostałem artykuł przez nikogo nie podpisany, który kilka tygodni później się ukazał w +Do Rzeczy+" - mówił b. szef Pracodawców RP.

Dopytywany przez senatora Michała Kamińskiego (KP-PSL), doprecyzował później, że miało to miejsce w styczniu 2019 roku, i że mówiono mu, iż artykuł o nim ma napisać Piotr Woyciechowski. Odmówił odpowiedzi na pytanie o nazwisko pośrednika, który się do niego zgłosił.

Dopytywany przez senator Gabrielę Morawską-Stanecką (PPS), b. prezydent Pracodawców RP, powiedział, że oświadczenie lustracyjne (negatywne) złożył w czerwcu 1997 roku, kiedy ponownie ubiegał się o mandat poselski. Zwrócił ponadto uwagę, że w 2015 roku został uhonorowany Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, a tego typu odznaczenia - jak dodał - nie wręcza się bez pozytywnej opinii IPN. "I raptem w 2019 roku okazuje się, że jest moja teczka, z której wynika, że byłem tajnym współpracownikiem Wywiadu Wojskowego" - stwierdził Malinowski.

W tym czasie - jak relacjonował - stał się przedmiotem "potężnego hejtu", zarówno w mediach społecznościowych, jak i prasie sympatyzującej z PiS. W tej sprawie - jak mówił - konsultował się, m.in. za pośrednictwem aplikacji "WhatsApp" z jednym ze swych przyjaciół. Elementy tej korespondencji zostały później - według niego - wykorzystane przez osoby organizujące hejt. Stąd - jak wyjaśnił - podjął decyzję o tym, by zwrócić się do Citizen Lab o sprawdzenie swego iphone'a.

Malinowski poinformował, że proces, w którym został oskarżony o zeznanie nieprawdy w postępowaniu prowadzonym przez IPN, wciąż się toczy. Ostatnia rozprawa odbyła się w czwartek. Według niego, materiały znajdujące się w jego teczce zostały przed laty sfabrykowane przez oficerów służb PRL.

Przewodniczący komisji Marcin Bosacki (KO) zapowiedział, że informacje na temat szantażu, którego Malinowski miał paść ofiarą, zostaną przeanalizowane pod względem prawnym. Na początku piątkowego posiedzenia senator poinformował ponadto, że w przyszłym tygodniu komisja spotka się z prezydium komisji śledczej ds. Pegasusa, która została powołana w Parlamencie Europejskim.

Senacka komisja nadzwyczajna działa od stycznia

Senacka komisja nadzwyczajna w sprawie Pegasusa działa od połowy stycznia, nie posiada jednak uprawnień śledczych. Powołanie komisji to pokłosie ustaleń działającej przy Uniwersytecie w Toronto grupy Citizen Lab. Podała ona, że za pomocą opracowanego przez izraelską spółkę NSO Group oprogramowania Pegasus byli inwigilowani mec. Roman Giertych, prokurator Ewa Wrzosek i senator KO Krzysztof Brejza. Do telefonu polityka miano się włamać 33 razy w okresie od 26 kwietnia 2019 r. do 23 października 2019 r., gdy był on szefem sztabu KO przed wyborami parlamentarnymi. Później Agencja Associated Press poinformowała, że według Citizen Lab mieli być szpiegowani przy użyciu programu Pegasus także lider AgroUnii Michał Kołodziejczak i zastępca redaktora naczelnego portalu "Służby specjalne" Tomasz Szwejgiert.

Ostatni raz komisja obradowała 23 lutego - wtedy wysłuchani zostali gen. Piotr Pytel i prof. Andrzej Zoll.(PAP)

autor: Marta Rawicz

mar/