W Polsce od przeszło tygodnia trwają egzaminy maturalne. Chęć przystąpienia do nich zadeklarowało 41 abiturientów, obywateli Ukrainy, którzy przybyli do Polski po 24 lutego br., po ataku Rosji na ten kraj. Pozostali uczniowie będą mieli szansę przystąpić zdalnie do matury organizowanej w Ukrainie.
Według szefa MEiN rozmowy w tej sprawie między resortami edukacji polskim i ukraińskim są obecnie na "końcowym etapie". "Temu służą moje rozmowy z Serhijem Szkarłetem, szefem ukraińskiego ministerstwa oświaty i nauki. Jesteśmy gotowi stworzyć sześć punktów w kraju, w oparciu o uczelnie wyższe, nie szkoły, w których taki egzamin mógłby się odbyć" - mówi Przemysław Czarnek w wywiadzie dla czwartkowego "Dziennika Gazety Prawnej".
Zwraca uwagę, że jeśli matura w Ukrainie ma być na przełomie lipca i sierpnia, to w tym czasie szkoły w Polsce są puste. "Będzie więc kilka miejsc, gdzie zagwarantujemy sprzęt komputerowy, łącze i wyznaczymy osoby nadzorujące prawidłowy przebieg" - zapowiada minister.
Jak dodaje, w komisjach nadzorujących będą np. osoby wyznaczone przez uczelnie. "Ale strona ukraińska może też wskazać swoich nauczycieli, choćby spośród tych, którzy znaleźli się w Polsce po 24 lutego. Podkreślę: inicjatywa jest po stronie Ukrainy, my służymy pomocą czysto techniczną. Ta sytuacja nie wymaga żadnych zmian w krajowych przepisach, bo to nie my dopuszczamy do matury, nie my wystawiamy świadectwa, nie my działamy eksterytorialnie. My nic nie zmieniamy" - podkreśla Czarnek.
Według niego, uczniów, którzy będą w ten sposób podejdą do matury, może być kilka tysięcy. "Liczymy (...) opierając się na bazie PESEL (choć ok. jedna trzecia młodych ludzi jeszcze tego numeru nie ma - przyp. "DGP"), że w Polsce potencjalnych ukraińskich maturzystów jest w granicach kilku tysięcy, więc jest to liczba do udźwignięcia" - zapewnia Czarnek.
Szef MEiN został też zapytany o krytykę, która padła pod adresem jego resortu w sprawie wymogu, by ukraińscy uczniowie zdawali egzamin ósmoklasisty i maturę z polskiego.
"Nie muszą zdawać. Warunkiem ukończenia szkoły podstawowej jest samo przystąpienie do egzaminu. Podkreślałem to już wielokrotnie" - mówi minister. Na uwagę, że wyniki tych egzaminów są przepustką do szkół ponadpodstawowych, Czarnek odpowiada: "Tak, jednak to nie my wywołaliśmy wojnę w Ukrainie, takie są czasy". "Nie możemy zrównać dziecka, które nie zna języka, nie zna literatury polskiej z dzieckiem, które przez osiem lat chodziło do szkoły podstawowej i uczyło się w naszym systemie" - przekonuje.
"Nie możemy tym pierwszym dać specjalnej przepustki do szkół średnich, bo byłoby to dyskryminacją naszych uczniów. Nie jesteśmy od dawania komukolwiek przywilejów. I powiem wprost – ukraiński minister edukacji za to właśnie nam dziękuje (...) Za to, że się ukraińskimi dziećmi opiekujemy, ale nie wciągamy za uszy do naszego systemu edukacji, bo ci młodzi ludzie są potrzebni Ukrainie, tamtejszym szkołom, oni muszą tam wrócić jak najliczniej, jeśli kraj ma się odbudowywać, rozwijać po wojnie" - mówi szef MEiN.
Jego zdaniem, zwolnienie tych dzieci z egzaminu z języka polskiego, doprowadziłoby do tego, że egzamin ósmoklasisty zdawałoby nie ok. 7 tys. osób, ale nawet 2–3 razy tyle. "I zajmowaliby miejsca w najlepszych polskich liceach" - podkreśla Czarnek. W jego ocenie, to to "gotowa recepta na wybuch antyukraińskich nastrojów". (PAP)
kgr/