"Oskarżona oczekiwała, że prokuratura przeprosi ją za przedstawienie jej zarzutów. Nie będę przepraszał oskarżonej, ponieważ akt oskarżenia to akt oskarżenia" - rozpoczął mowę końcową prokurator Robert Kaczor z Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu.
Ten wydział skierował do Sądu Rejonowego w Gdańsku akt oskarżenia przeciwko 48-letniej europosłance.
Zarzuty prokuratury: błędne rozliczanie podatku i ukrywanie dochodów
Prokuratura zarzuciła Magdalenie Adamowicz błędne rozliczanie podatku za najem mieszkań oraz ukrywanie dochodów. Zdaniem śledczych, miała się tego dopuścić wraz z mężem Pawłem. Europosłanka w zeznaniach podatkowych za lata 2011-2012 miała też zataić odpowiednio prawie 300 tys. zł i 100 tys. zł dochodów.
Ponadto prokuratura zarzuciła jej również nierozliczenie dochodów z wynajmu mieszkań jako prowadzonego w warunkach pozarolniczej działalności gospodarczej. Według śledczych uszczuplenie podatku wyniosło prawie 120 tys. złotych.
Mowy końcowe
We wtorek, w trakcie mowy końcowej, prokurator wskazywał niespójności w zeznaniach oskarżonej oraz jej bliskich i to, że kilkukrotnie zmieniali wyjaśnienia o pochodzeniu ok. 400 tys. złotych. Jedna z wersji zakładała, że pieniądze pochodziły od pradziadków dzieci Adamowicza i zostały przekazane wnukom. Inna wersja, że pieniądze pochodzą od matki Magdaleny Adamowicz.
"Oskarżona stwierdziła, że w akcie oskarżenia insynuuje się, że dziadkowie nie mogli zgromadzić przekazanych darowizn w kwocie 300 tys. złotych. Należy podkreślić, że matka oskarżonej w trakcie składania wyjaśnień zaprzeczyła tej wersji" - wskazywał prokurator Kaczor.
W dalszej części swojej wypowiedzi, trwającej ponad godzinę, prokurator przywołał wyroki sądów z ostatnich lat, w których to sądy krytycznie odnosiły się do tłumaczeń o pochodzeniu z rzekomych darowizn nieujawnionych dochodów.
Prokurator podkreślał, że materiał dowodowy wyraźnie wskazuje na to, że Magdalena Adamowicz była bardzo zaangażowana i ściśle współpracowała z drugim z małżonków. "Kwestie finansowe skupiały jej uwagę, w związku z czym nie można mówić o żadnej pomyłce, błędzie czy innym nieporozumieniu, które miałoby spowodować nieprawidłowości podatkowe" - dodawał prokurator Kaczor.
Stwierdził również, że "mamy do czynienia z wysoką społeczną szkodliwością czynu, bo mamy do czynienia z osobą publiczną, która powinna mieć doskonałą znajomość konsekwencji swoich czynów" - stwierdził.
Dodał, że "kara powinna być dotkliwa, tym bardziej, że oskarżona nie wyraziła też skruchy".
Zażądał od oskarżonej karę finansowej w wysokości 300 stawek dziennych po tysiąc złotych każda.
Sędzia przerywa i prokuratorowi i obrońcy
Sędzia Julia Kuciel dwukrotnie przerywała mowę końcową prokuratorowi prosząc, by ten odniósł się do stawianych zarzutów, a nie wygłaszał "mowy polityczne".
Przerwana została również mowa końcowa obrońcy oskarżonej radcy prawnego Jakuba Zygmunta, który zaczął mówić, że Paweł Adamowicz był wybitną postacią docenianą w Polsce i na świecie.
Ponadto w swojej mowie wskazywał, że Adamowiczowie nie ukrywali darowizn przekazywanych przez członków rodziny na rzecz ich dzieci, a wpłacali je do banku, na jawne konta.
"Otrzymanie takich środków nie stanowi znamion przestępstwa a stanowi wyraz miłości i zasad, jakie panują pośród kochających się rodzin" - tłumaczył Zygmunt.
Drugi z obrońców, adwokat Paweł Knap podkreślał, że wszystkie środki zgromadzone przez Adamowiczów pochodziły z legalnego źródła – darowizn od członków rodziny, przeznaczonych dla dzieci.
Obrońcy wskazali również, że konta bankowe zostały założone przez Pawła Adamowicza.
Wnieśli o uniewinnienie swojej klientki.
Wyrok ma zapaść 1 czerwca br. w Sądzie Rejonowym w Gdańsku.(PAP)
autor: Piotr Mirowicz
mar/