Śledztwo ws. znieważenia prezes TK

2018-01-10 16:23 aktualizacja: 2018-09-26, 18:45
Prezes TK Julia Przyłębska podczas uroczystego posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału Konstytucyjnego w Warszawie.  Archiwum Fot. PAP/Jakub Kamiński
Prezes TK Julia Przyłębska podczas uroczystego posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału Konstytucyjnego w Warszawie. Archiwum Fot. PAP/Jakub Kamiński
Warszawska prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo ws. publikacji "Gazety Wyborczej" o rzekomych powiązaniach prezes TK Julii Przyłębskiej ze służbami specjalnymi. Będzie badać czy doszło do publicznego znieważenia organu konstytucyjnego - prezes TK.

Jak poinformował w środę PAP rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej prokurator Łukasz Łapczyński, śledztwo zostało wszczęte po analizie zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa oraz "materiałów uzyskanych na etapie czynności sprawdzających". Zawiadomienie w tej sprawie złożyła prezes TK.

"Pani Julia Przyłębska została przesłuchana i złożyła zeznania na okoliczności wskazane w zawiadomieniu" - dodał prokurator.

Poinformował, że śledztwo prowadzone jest w sprawie publicznego znieważenia - w dniu 20 października 2017 r. - konstytucyjnego organu RP – Prezesa Trybunału Konstytucyjnego, w publikacji prasowej pt. "Specsłużby w Trybunale?" poprzez "zawarcie stwierdzeń sugerujących, że osoba pełniąca funkcję Prezesa TK, jest prowadzona przez służby i została ulokowana w TK, by podporządkować go interesom władzy".

Chodzi o paragraf 3 artykułu 226 Kodeksu karnego zgodnie z którym osoba, która publicznie znieważa lub poniża konstytucyjny organ Rzeczypospolitej Polskiej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Pod koniec października ub.r. "Gazeta Wyborcza" napisała, że prezes TK Julia Przyłębska oraz wiceprezes TK Mariusz Muszyński są "prowadzeni przez służby i zostali ulokowani w TK, by podporządkować go interesom władzy". Według gazety Trybunałem Konstytucyjnym "kierują były oficer służb i jego współpracownica". "Według dwóch relacji ludzi wywiadu Mariusz Muszyński w trakcie pracy w konsulacie w Berlinie złożył wniosek o przekwalifikowanie Julii Przyłębskiej na +osobowe źródło informacji+" - podała "GW".

"GW" napisała także o mężu prezes TK - ambasadorze Andrzeju Przyłębskim, który według dziennika w 1979 r. "na współpracę z SB zgodził się jako student, bo bał się, że nie dostanie paszportu; potem nie wywiązywał się z zadań i bezpieka relacje zamknęła", następnie "został zwerbowany jako specjalista-kontakt operacyjny" na początku lat 90. przez UOP. "O wciągnięciu małżeństwa Przyłębskich do sieci współpracowników wywiadu dowiedzieliśmy się od kilku informatorów związanych ze służbami. Twardych dowodów opartych na dokumentach nie jesteśmy w stanie przedstawić. (...) Ale są dowody pośrednie" - napisał dziennik.

Informacje te zdementowało Biuro TK, a prezes Przyłębska powiedziała, że "są całkowicie nieprawdziwe i wzbudzają co najwyżej niesmak". Zapewniała, że nie ma sytuacji, by służby specjalne przejmowały wymiar sprawiedliwości. "Jestem zbulwersowana ciągłymi próbami dyskredytowania TK, co ma się przełożyć na jego złą pracę. Uspokajam. Tego nie ma. Te wszystkie nagonki w żaden sposób nie wpływają na jakość mojej pracy i pracy moich kolegów" - mówiła wówczas.

W sierpniu IPN zdecydował, że nie skieruje do sądu sprawy oświadczenia lustracyjnego Andrzeja Przyłębskiego, ambasadora Polski w Berlinie, tym samym oczyszczając go z zarzutu kłamstwa lustracyjnego - zatajenia związków z SB. Przyłębski podpisał zobowiązanie do współpracy, ale Instytut uznał, że nie współpracował on ze służbami PRL-u. (PAP)

autor: Patrycja Rojek-Socha